1 października 2014

11. Je me sens si seul, bébé.

 "uszyta ze słów
zapięta na guzik
tęsknota
"
~ Halina Poświatowska
15.08.1966.

    Kalifornijski sen dobiegł końca. Nadszedł czas pożegnania z gorącym klimatem, z morzem, z palmami i z Jimem - mężczyzną, który wyrwał mnie z rutyny, w której nieświadomie żyłam przez kilka lat. Pokazał mi uroki życia, cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam spędzić u jego boku. Ostatnie czternaście dni mojego pobytu w Los Angeles spędziłam właśnie z nim. Przebywaliśmy ze sobą dnie, czasami noce, przy nim byłam naprawdę szczęśliwa. Myślałam nawet o tym, aby rzucić studia i zamieszkać w Kalifornii, oczywiście szybko odpędziłam od siebie tę myśl. Nie zwariowałam w tak zaawansowanym stopniu.

Siedziałam w taksówce tuż obok Rosie i smętnie wpatrywałam się w ulice Paryża. W dłoni dzierżyłam wiersz, który napisał dla mnie mój ukochany Jim. Obiecał mi, że będzie regularnie przesyłał mi listy... Działało to tylko w jedną stronę. Jim był wolnym człowiekiem, nie miał stałego miejsca zamieszkania, mieszkał tam, gdzie chciał, czasami w hotelu, czasami na kanapie w mieszkaniu kolegi, albo na strychu więc nie miałam na jaki adres wysyłać korespondencji. 
- Marie, rozchmurz się. To tylko krótka wakacyjna znajomość, za niedługo i tak o sobie zapomnicie. - powiedziała Rosie.
- Świetnie... - wymamrotałam pod nosem i rzuciłam walizki na ziemię.
Na myśl o powrocie na studia robiło mi się niedobrze. Zasmakowałam sielskiego życia, u boku wspaniałego mężczyzny, gdzie nie miałam żadnych obowiązków, mogłam robić co tylko chciałam. We Francji czekała mnie praca, mnóstwo nauki i jeszcze więcej tęsknoty.

* * *
    Przez kilkanaście tygodni Rosalie i Thomas pracowali nad tym, aby wyrzucić Jim'a z mojej pamięci, przyznam szczerze, że im się udało. Powróciłam do dawnego stylu życia.
Wszystko zburzyło się ósmego listopada, gdy wracając z pracy zajrzałam do skrzynki na listy. W kremowej, pogniecionej kopercie znajdował się krótki liścik.

Będę Cię wielbił kochana, przez całe dnie i noce
Czuję się taki samotny, kochanie
Jestem samotny
Taki samotny... 

Przysiadłam na schodach i przez kilkanaście minut wpatrywałam się w te piękne słowa omal nie wybuchając płaczem, ze szczęścia oczywiście. Niezmiernie cieszyło mnie to, że Jim o mnie nie zapomniał, mimo że ja prawie to zrobiłam. W tamtym momencie, na tej pieprzonej klatce schodowej obiecałam sobie, że nie pozwolę na to, aby nasza znajomość się zakończyła.
Podniosłam się, otrzepałam spodnie i wtargnęłam do mieszkania, przez przypadek strącając dłonią wazon. Miałam szczęście, że upadł na dywan i przeżył upadek. Szybko podniosłam antyk, schowałam płaszcz do szafy i odwiedziłam pokój Rosie. Leżała na łóżku słuchając jakiegoś The Beatles, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, kilkanaście minut później okazało się, że to Bob Dylan, no cóż...
- Jim do mnie napisał!
- Cholera. I po co ja marnowałam tyle czasu na Twoją terapię? - zaśmiała się. Podałam jej kartkę, w którą wpatrywała się przez kilka minut. - Ładne... ale przecież Wy nie jesteś parą, a on pisze jakbyście byli w związku... w sumie to... kochasz go czy nie? - spytała, a mnie jak zwykle zaskoczyła jej bezpośredniość. Najwyższa pora, aby do niej przywyknąć.
- Nie wiem. - odpowiedziałam i wyszłam z pokoju mojej przyjaciółki.
Udałam się do swojej sypialni i usiadłam na parapecie z cienkim papierosem w dłoni. Miałam potworny mętlik w głowie, co na dobrą sprawę zdarzało się dość często w moim przypadku. Kilka godzin wcześniej Jim był dla mnie wakacyjnym wspomnieniem, później, po przeczytaniu listu wszystkie uczucia odżyły. Powróciły ze zdwojoną siłą. Słowo kocham było chyba zbyt wielkie.

* * *
    - Przepraszam za spóźnienie, ale pies zerwał mi się ze smyczy i musiałem biegać za nim przez całe Varsovie
- Nie ma sprawy, Tom. - odpowiedziałam pospiesznie i posłałam brunetowi uśmiech, wyjątkowo sztuczny. Byłam w dziwnym nastroju.
Jim zasypywał mnie listami, swoimi pięknymi wierszami, a ja nawet nie mogłam mu odpisać. Marzyłam o tym, aby go spotkać, co niestety nie mogło się zdarzyć. Przede mną były jeszcze trzy miesiące nauki. Nawet gdybym znalazła się w Kalifornii to gdzie miałabym go szukać skoro nie miałam jego adresu?
- Coś się stało? - spytał mężczyzna, a ja pokiwałam przecząco głową. Nie chciałam znowu obarczać go moimi problemikami, dość dużo nasłuchał się o tajemniczym Jimie z Kalifornii.
- Tom, mam do Ciebie pewną prośbę. - zaczęłam, a po cichym westchnięciu zaczęłam kontynuować. - Rodzice przysłali mi bilety do Anglii, mam ich odwiedzić za dwa tygodnie, a Rosalie nie może ze mną pojechać, bo ma zbyt dużo opuszczonych godzin na uczelni i mogliby ją wyrzucić. Nie nalegam na to, abyś przeze mnie opuszczał zajęcia, ale nie chcę tam jechać sama.
- Nie ma sprawy. Jak opuszczę kilka dni to chyba nic się nie stanie. - odpowiedział po chwili namysłu. - A właściwie to dlaczego nie chcesz jechać sama? Czy może mam udawać Twojego chłopaka? - uśmiechnął się.
- Nie, skądże, po prostu... sama nie wiem, nie lubię samotnie podróżować, poza tym to chciałabym, abyś ich poznał. Na pewno będą Tobą oczarowani.
- Tak? A co we mnie takiego czarującego? Zwykły student, który dorabia na sprzedaży niekoniecznie ładnych obrazów. - odparł. Uwielbiałam jego skromność.
- Wszystko w Tobie jest czarujące, Tommy. - powiedziałam zupełnie szczerze i na tym zakończył się temat.
* * *
    Przymknęłam oczy i starałam się myśleć o czymś przyjemnym. O dzieciństwie, psach, koniach, czymkolwiek co pomogłoby mi wymazać obraz oceanu widzianego z wysokości kilku tysięcy metrów.
Trzymałam Thomasa za rękę i miałam wrażenie, że za chwilę ją zmiażdżę. Dlaczego akurat nas musiały spotkać te pieprzone turbulencje?!
- Maria. Czuję się jak na porodówce... zdrętwiała mi ręka.
- Wybacz. - wymamrotałam pod nosem.
Przed oczami ciągle przelatywały mnie wizje zakrwawionych ludzi, którzy za wszelką cenę chcą wydostać się z płonącego samolotu. Nigdy więcej nie zgodzę się na oglądanie filmu z Rosie.

    - No widzisz, już po wszystkim. - Tom zarzucił mi futro na plecy i objął mnie w pasie, nadal miałam nogi jak z waty.
Czułam się idiotycznie. Stewardessa musiała przynieść mi leki uspokajające, bo byłam bliska płaczu, ale cóż mogłam porazić na to, że bałam się samolotów jak ognia? A gdy dochodziły do tego turbulencje...
- Fajne to futro. Prawdziwe?
- Nie. - odpowiedziałam. Tom zaczął bawić się tym nieszczęsnym futrem, a  ja czułam się jak pluszowy miś.
Przed wejściem na lotnisko czekali na nas moi rodzice. Mama jak zawsze była roześmiana i szukała nas w tłumie, a tata stał tuż obok niej z ponurą miną i wpatrywał się w chodnik. Najwyraźniej nadal był przybity w powodu swojej wyprawy. Nie udało mu się zdobyć szczytu Mount Everest. Jemu oraz pozostałym członkom grupy udało się dotrzeć tylko do siódmego tysiąca, po czym musieli się ewakuować z powodu zbyt dużego zagrożenia.
Podbiegłam do rodziców ciągnąc Tom'a za rękę. Tata nieco rozpromienił się, gdy mnie ujrzał, a mama wręcz płakała. Ze szczęścia jak mniemam.
- Marie! Skarbie! Jak pięknie wyglądasz, zafarbowałaś włosy? W końcu Ci wypadną! - zaśmiałyśmy się, chociaż wizja braku włosów przerażała mnie bardziej niż podróż samolotami i przez chwilę zastanawiałam się czy na prawdę mogę wyłysieć od częstych koloryzacji... - Och, a kim jest ten przystojny młodzieniec? - spytała zachwycona kobieta wpatrując się w mojego towarzysza jak w obrazek.
- To jest Thomas Collinsworth, studiujemy na jednej uczelni. - odpowiedziałam, zawstydzony brunet przywitał się z najpierw z moją mamą, która była nim wręcz zachwycona, a później z tatą, który potraktował go dosyć chłodno, co z resztą mnie nie zdziwiło. Syndrom ojcowski.
    W domu powitała nas Kaya oraz przemiła gosposia, pani Movergrave. Ku mojemu zdziwieniu cały wystrój był zmieniony, uwielbiany przeze mnie styl wiktoriański odszedł w zapomnienie, a zastąpiło go coś, czego nawet nie potrafiłam zdefiniować.
    Gdy całą czwórką zasiedliśmy do stołu, rozpoczął się mały, rodzinny koszmar, nieco połączony z komedią...
- Planujecie dzieci? - spytała moja mama, a ja omal nie zakrztusiłam się powietrzem. - No co? To przecież normalne, chociaż na waszym miejscu poczekałabym jeszcze kilka lat, na razie macie na głowie studia, słabą prace... ale pamiętaj, że gdyby COŚ się stało już teraz to my z tatą z chęcią Wam pomożemy. Już od dawna myślałam o odwiedzeniu Paryża na dłuższy okres czasu niż kilka dni, a wnuczek to idealna okazja.
Słuchałam słowotoku mojej matki z osłupieniem. Tom co chwilę posyłał mi wyczekujące spojrzenia.
- Dokładnie, Marie, ale przed powiększeniem rodziny warto jeszcze pomyśleć o ślubie. - dodał tata. Zdziwiła mnie jego nagła zmiana postawy wobec mojego przyjaciela, był miły, no cóż,  jak mi przykro, że muszę zepsuć te rodzinne plany.
- My nie jesteśmy parą. - powiedziałam. Rodzice wybuchnęli śmiechem.
- Skarbie, no przecież masz już dwadzieścia dwa lata, nie musisz się nas bać. Może i mamy te czterdzieści parę lat, ale wzrok nam nie szwankuje, przecież szliście za rękę! Poza tym to po co przyprowadzałabyś do nas Toma, gdyby nie był Twoim chłopakiem?
- Mamo... - westchnęłam. - My na prawdę jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic nas nie łączy. Chciałam tylko, abyście go poznali.
Kobieta spojrzała mi prosto w oczy, zapewne po to, aby upewnić się czy mówię prawdę. Zawsze, gdy kłamałam to uciekałam wzrokiem.
- Och, no wybaczcie, moi drodzy, ale jak się widzi swoją córkę w towarzystwie przystojnego mężczyzny to sami rozumiecie...
    Dalsza część dnia minęła wprost znakomicie. Pobyt u rodziców był tym, czego potrzebowałam. Tęskniłam za nimi i marzyłam o tym, aby cofnąć się kilka lat wstecz.
Miałam wtedy dosłownie wszystko, a we Francji musiałam pracować i to jako asystentka pediatry, który był jednym z najlepszych w  Paryżu, w związku z czym ciągle tylko odbierałam telefony i rozmawiałam z przerażonymi matkami, które myślały, że potrafię uzdrowić ich dzieci przez słuchawkę. Gdy miałam wyjątkowego pecha to musiałam pomagać Stevenowi w uspokajaniu jakiegoś małego bachora, który nie mógł się uspokoić, bo zobaczył igłę.
    - Tom, będziesz spadł na kanapie czy może z Marie? - spytała moja mama, która wtargnęła do pokoju z poduszką i kołdrą.
Tommy oczywiście nie chciał robić kłopotu więc stwierdził, że prześpi się na podłodze. Roześmiałam się, gdy to usłyszałam.
Skończyło się na tym, że spaliśmy w jednym łóżku, brunet zachowywał się jak trup, nie ruszał się, być może nawet nie oddychał... kto wie.

7 komentarzy:

  1. Zuziu, Ty się jeszcze pytasz czy mnie rozczarowałaś obrotem sprawy. No przecież to jasne, że tak... GDZIE JEST TEN HOGWART. HM?! XD No gdzie ta Marie na miotle, którą mi obiecałaś? Ok, nic mi nie obiecywałaś, ale... Ale... Dobra, nie wiem co powiedzieć na temat Hogwartu. ;_; Smuteg, moja droga, smuteg i rzal. Mam do Ciebie rzal o ten Hogwart. ;_; Ona miała być w Hogwarcie. XD
    A teraz coś o Jimie. JAK ON MÓGŁ SIĘ W NIEJ ZAKOCHAĆ?! Widział ją z ryja?! No dobra, z ryja nie jest aż taka brzydka, bo w końcu za nią to Lana jest, ale... Ale to Marie. Nie, Maria. To Maria. A tak w ogóle, to nie wiadomo czy się w niej zakochał, choć tu to jest wszystko możliwe, na przykład ten Hogwart, na który ciągle czekam! XD Lecz (uwaga jest nadzieja dla biednego Jima!) jest jeszcze Thomas! No, to jest kandydat dla niej. Nawet rodzice ich już se sobą spiknęli. Przecież oni już sobie wnuki wyobrażali... Och, Tom, ale się wkopałeś, chłopie. Nie dobrze, oj nie dobrze, jeszcze gorzej niż ze mną i francuskim. Masz przekichane!
    Ale w sumie to jeszcze Jagger jest... Nie, on jest Rosalie. W końcu mają mieć tego żółwia i królika od Marii. XD O kurwa, to już koniec komentarza. Rekordów nie pobiłam, ale jeszcze lekcje przede mną... Jezu, aż trzy lekcje z dyrektorem. ;_;
    Żegnam się z Tobą, Zuziu, i z Tobą również, Ryszardzie.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie witam! :) Kochana Maddie, jak ja uwielbiam Twój styl pisania! Wybacz, że wczoraj nie skomentowałam, ale trafił mi się luźniejszy dzień i po prostu nie chciało mi się komentować... Tak wiem, wiem- to okrutne i egoistyczne ;___; Przepraszam! :c
    Nawiązując do rozdziału chciałabym poprzeć zdanie Faith: Jim nie może się w niej zakochać! Bo, no w sumie, polubiłam ją, a może raczej... ee... zaakceptowałam? Whatever... Robiła się dość znośna, ale wróciła do Paryża i znowu stała się taką, jaką była. "Jakieś The Beatles" XDD Szacun dla niej... By the way, mama Marii jest przerażająca, serio, planowała już wnuki... Tym bardziej ojciec! Mój to na każdego kolegę patrzy spod byka i przewraca oczami za każdym razem, gdy o jakimś opowiadam. Kochany, zazdrosny tata X'DD
    Dziś padam na twarz, więc mam nadzieję, że mi wybaczysz za beznadziejność tego komentarza...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka boska biedronka *o* Czujesz, że jeździłam tym kursorem w kółko przez kilka minut i się na niego gapiłam? xD No to trzeba być mną. Ale serio, ta biedronka jest taka fajna. Ja to myślę, że dzięki temu Ryszard Patrzałek będzie miał towarzysza. Do biedronki pasuje mi imię Czesiek. Nie pytaj czemu, nie pytaj dlaczego, po prostu pasuje, jak ulał, o tak c:
    Rozdział, jej! Taki cudowny, jak zawsze... W ogóle, jak Ty to robisz, że tak szybko piszesz, co? :_: Ja się od miesiąca zbieram, żeby napisać pięć stron. I się chyba nie zbiorę przez kolejny miesiąc :_: Ta, napisałam Ci, że w ciągu tygodnia coś ogarnę, ale gówno wyszło, moja droga, gówno! Polecam moje gimnazjum, wcale nie mamy czterech kartkówek, sprawdzianu i projektu jednego dnia. Wcale nie.
    No i Rocky, jak na Rocky przystało, rozpisała się o niczym! Znaczy o czymś, ale nie związanym z tematem. Wiesz, robię to tak często, że moja podświadomość automatycznie każe mi pisać od rzeczy. Wychodzi na to, że nie kontroluję tego co piszę, ale... Nie wiem co 'ale'. Chyba jestem zmęczona xD.
    Cholera, Jim! Gdzie jesteś, chłopie, gdzie? On ma tu być, on ma być z Marią. Oni mają się kochać! Te wiersze są takie piękne! Kurde, w sumie to w rozdziale był tylko jeden, ale domyślam się, że są cudowne. Jak to Jim powiedział? Że on się czuję poetą, a nie muzykiem, czy jakoś tak, co nie? Kurde, ja nie słucham The Doors jakoś nałogowo, ale odpływam przy ich piosenkach. Nie dość, że hipnotyzują klimatem, to jeszcze są takie wzruszające jeśli chodzi o tekst. Jakbym miała wybrać mojego ulubionego poetę, to byłby to właśnie Jim, aczkolwiek lubię też sonety Szekspira. Nie na temat :_:
    Wiesz, Paryż jest piękny, ja nie zaprzeczę, ale... Wkurza mnie! Nie wiem, jak miasto może wkurzać, nie wiem naprawdę. Myślę, że to przez to, że nie ma tam ani Jima, ani Jimmy'ego ani nawet Micka. Tylko ten Tom, do którego nie jestem przekonana.
    Aczkolwiek ta sytuacja przy rodzinnym obiedzie była świetna xD Haha, nie wiem czy bardziej współczuję Marie, że się musiała z tego tłumaczyć, czy Tomowi, że musiał tam siedzieć i tego słuchać. W jednym łóżku? Słucham? Nie! W jednym łóżku z Marie może spać TYLKO Jimmy! No, albo Jim ;3. Ale nie Tom! Co z tego, że się nie ruszał, niech spada na podłogę ;x To łóżko było naznaczone Jimmy'm Fuckin' Page'm! Egh. Oby Jimmy się jeszcze zdążył w nim przespać, o tak.
    Kurde, Zuziu, wybacz, że się tyle na fb nie odzywałam, ale wiesz jak to jest w tygodniu. Masakra i te klimaty. Poza tym, to chciałabym Ci powiedzieć, że jesteś zajebista. Tak, wiem, odkryłam Amerykę, co nie? Ale wiesz. Stworzyłaś dwa cudowne blogi i zyskałaś grono naprawdę stałych i wiernych czytelników w czasie krótszym, niż większość blogerek, które odniosły podobny sukces! Nie wiem czemu piszę o tym akurat tutaj i teraz, po prostu jest późno jak cholera, czyli nadeszła godzina głębokich przemyśleń w łepetynie Rocky.
    Właśnie, jest tak cholernie późno, a mi cały czas w głowie głosik powtarza: 'zrób tą matmę!'. Mówię Ci, Zuza, szkoła mnie pochłonęła i trawi jakimś kwasem i enzymami. Hm, biologiczne porównanie. A na koniec semestru będę pewnie tak skatowana, jakby mnie ta nauka ostatecznie wzięła i wyrzygała. Jeju, o czym ja piszę, sama nie wiem, haha xD Mówiłam, późno- coraz bardziej debilnie. Polecam mój mózg!
    Spamuję Ci, bo nie mam co robić, jezu, ale jestem głupia. W sumie to chyba jednak czas, by zakończyć ten komentarz. Taki piękny rozdział, a takie paskudne pierdolenie z mojej strony, no nie! Przepraszam, meh.
    Wiem, że kopa od weny już dostałaś pewnie, bo skoro napisałaś do 26 to nieźle Ci idzie. Więc po prostu życzę udanego wyjazdu i weekendu. I żeby moje chore przemyślenia i porównania nie zryły Ci rozumu :).

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  4. Maddie, dlaczego Ty sobie tak po prostu wylatujesz do wspaniałej Anglii i nic nikomu o tym nie mówisz? Jestem teraz rozbita, ja...ja też tam tak bardzo, niemiłosiernie bardzo, chcę polecieć znów, o Boże, moje serduszko... Ale to jest takie nic nie znaczące pieprzenie, rzecz w tym, co ja przeczytałam u Ciebie! (I tak nawiasem mówiąc, to chciałabym Ci podziękować bardzo za ten rozdział, gdyż uratował mi on skórę, kiedy tak siedziałam piętnaście godzin w naszym niezawodnym polskim pociągu)
    Zuziu, Zuziu (pozwolisz, że będę się tak do Ciebie zwracać?)...ja nie wiem aż, co powinnam napisać, ale jestem zauroczona Jimem! Chociaż może powinnam bardziej składnie i z sensem zacząć ten komentarz, ale tym razem nie potrafię! Marie jest zakochana i ja to stwierdzam, nie wierzę, że Jim pojawił się w jej życiu od tak i od tak z niego zniknie, to jest niemożliwe. Boziu, w ogóle to jest takie magiczne - mówię o listach! On mieszka raz tu, raz tam, a raz w ogóle i śle do niej listy, które wytrącają ją z równowagi, którą w końcu udało jej się złapać we Francji. A najgorsze, że ona nie może mu odpisać! Przecież adresu nie ma...nic nie ma. Cholera, ja czuję, że oni się jakoś jeszcze znajdą. A raczej, że on znajdzie Marie. W końcu zakochany we Francji, a ona gdzie obecnie mieszka? No tam! Tylko zaczęłam się zastanawiać, co będzie jeśli Jim jakimś cudem znajdzie się w okolicach jej i Rosie mieszkania akurat wtedy, kiedy jego piękna muza będzie u rodziny...i z Tomem.
    Tom kojarzy mi się z taką specyficzną sierotką, powiem Ci. Ale z drugiej strony, to dobrze, że on jest. Jakaś bratnia duszyczka zawsze się przydaje, a takiej oderwanej od rzeczywistości dziewczynie jaką jest Marie - jeszcze bardziej. Chociaż nie będę ukrywać, że coś mnie on irytuje. Poleciał z nią, wzięli go za jej chłopaka, narzeczonego, czy Bóg wie co jeszcze. A tak nie ma być! Ja łaknę pogłębienia znajomości z Jimem, który pojawił się i zniknął jak jawa, jak sen.
    Nie wiem, jak wyszedł ten komentarz, który Ci tutaj napisałam, ale jestem zmęczona po tym pieprzonym pociągu, o którym wspominałam. Rozdział jest świetny, kochana i tyle.
    Pozdrawiam i czekam, Maddie ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale świetna biedronka! O ja...Chyba nie przestanę się na nią gapić. Skąd Ty bierzesz takie fajne rzeczy? XD
    Hahaha, wiesz co mi się właśnie przypomniało? Nie wiesz. To ci powiem. Wczoraj na historii mieliśmy taką luźniejszą lekcję, bo nasza pani była przeziębiona i ledwo co mówiła więc musieliśmy tylko zrobić krótką notatkę, którą pisałam przez piętnaście minut, a później mieliśmy czas wolny, ale większość klasy uczyła się na polski, bo dwie lekcje później mieliśmy kartkówkę i była względna cisza, a że ja to wykułam poprzedniego dnia na blachę to weszłam sobie na pocztę, tak z nudów i nagle: superperwol, no to biorę, czytam i jak zobaczyłam to zdjęcie z drożdżówką to kurwa tak parsknęłam śmiechem, że się na mnie wszyscy gapili jak na idiotkę, a ja się śmiałam jak ten ostatni debil i nie mogłam się uspokoić. XD Nigdy więcej nie przeczytam maila od Ciebie na lekcji. XD
    A teraz rozdział (w końcuuuuuuu). Jakbym dostała taki liścik od Morrisona to chyba bym padła trupem na tej klatce, ja pierdole. XD Podoba mi się to, że jest taki króciutki, a zarazem treściwy, cudeńko. *.*
    Scena z rodzicami była najlepsza. XD (<--- to już piąte "XD" w tym komentarzu, nie będę już mówić czyja to wina, wiedz tylko, że imię tego kogoś zaczyna się na "Z") To takie życiowe. Kiedyś jak miałam robić projekt na wos w siedmioosobowych grupach to byłam z trzema dziewczynami i trzeba chłopcami i tak się złożyło, ze robiliśmy go u mnie. Później musiałam streszczać rodzicom życiorys każdego z nich, a jednego samca dorwali w swoje szpony jak szedł do toalety i zapytali się jak nam idzie i że gratulują mu tego iż wytrzymał ze mną czterdzieści minut pod jednym dachem. XD Co najmniej jakbym jakaś dzika była...
    Po przeczytaniu tego rozdziału jeszcze bardziej polubiłam Violettę, ona jest wspaniała! Jest moją ulubioną postacią zaraz po Rosalie. Obecnie hierarchia wygląda następująco:
    - Maria (serio, lubię ją najbardziej, aż dziwne, że jeszcze jakiś czas temu jej nie znosiłam)
    - Rosalie
    - Violetta
    - Jimmy
    Jestem pewna, że to jeszcze milion razy ulegnie zmianie, ale jak na razie prezentuje sie to w ten sposób. :D

    Właśnie, miałam Ci coś powiedzieć. Przyjrzałam się temu szablonowi i jakoś tak... wiesz, że Cię kocham i miłuję i gdybym miała wybrać Ciebie albo tonę ciasta z galaretką to wybrałabym Ciebie, ale ten szablon tu nie pasuje. Nie wiem co mówiłam kiedyś, ale jeśli mi się podobał to zmieniam zdanie. XD To znaczy, jest bardzo ładny, ale ten zamek, sama nie wiem, to takie Potterowskie. ;_;
    Pasowałby tutaj ten co ja mam u siebie. XD Jak chcesz to Ci podeślę linka i byś go tutaj strzeliła, bo kiedyś pisałaś, że jest zajebisty, a ja znalazłam sobie coś innego także nie krępuj się. XD Chyba, że przywiązałaś się do tego, bo większości sie podoba, ale grunt to szczerość, nie? ;_; Nawet jeśli byłaby ona na wagę życia lub śmierci. XD
    Tooo czekam na kolejny i kocham Cię jak galaretkę truskawkową! xD romantiko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przybyłam! W końcu!
    Nie zabijaj mnie, błagam.
    Ja pierdole, ale biedronka...Czekaj najadę nią na tego kota xD
    Łee, na kocie znika. xD
    "Nie zwariowałam w tak zaawansowanym stopniu"- czyli Marie mówi, ze rzucenie studiów, zamieszkanie w LA, to wariactwo. Ja bym rzuciła studia i założyła zespół.
    Skoro taka smutna, bo wyjeżdża i zostawia Morrisona to niech zostanie! Też mi problem!
    Agrr już mnie wkurza.
    "Pracowali by wyrzucić Jima z mojej pamięci" yyyyyyyyygrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr :|
    Kochany Jim <3
    Mam nadzieję, że nie zamierzasz go zabić!
    Filmy...ehhh...
    Ehh Ci rodzice. Przychodzisz z kumplem, a oni, że to chłopak. A potem jesteś dorosła to oni "kiedy planujecie dzieci" nie no. xDDD
    I miała u rodziców wszystko. Tak jest, no.
    No super rozdział! :D
    Ps. Napiszę Ci tu odpowiedź na komentarz pod zwiastunem. Otóż to jest tylko zwiastun i opowiadanie może zacząć się np. dopiero za rok. To jest tylko zapowiedź o czym będę pisać, a nie kiedy. Bo na razie nie mam ochoty nawalac sobie roboty, a jeszcze technikum, gitara i bierzmowanie. Więc spokojnie. Na opowiadanie o Zeppelinach możesz liczyć jak skończy się jedno z pozostalych dwoch. xD To tylko zapowiedź. :D

    OdpowiedzUsuń