Wenecja, 1961.
Profesor Finshetti zgrabnym ruchem poprawił okulary i posłał przestraszonej blondynce ciepły uśmiech.
- Na sam koniec przedstaw mi swoje zdanie na temat wybranego przez siebie dzieła Vittora Carpaccio. - Zarządził i wyczekująco spojrzał na swoją uczennicę.
- To może Ambasadorowie angielscy na dworze bretońskim. - Powiedziała dziewczyna cichym i niepewnym tonem głosu, lecz widząc karcące spojrzenie profesora zreflektowała się i kontynuowała. - Obraz stanowi jeden z najsłynniejszych, weneckich cykli malarskich. Carpaccio namalował go pod koniec drugiej połowy piętnastego wieku. W kompozycji przedstawione zostały trzy momenty chronologiczne, czyli przybycie ambasadorów angielskich na dwór bretoński, przyjęcie ich przez króla Maura oraz król wysłuchujący warunków postawionych mu przez jego córkę, Urszulę. Dzieło charakteryzuje przewiewna architektura, precyzyjność oraz rozległa sceneria o zniewalającej równowadze kompozycyjnej, którą udoskonalają drugorzędne, ale dokładnie potraktowane epizody. - Wyrecytowała niemalże jednym tchem, modląc się w duchu o to, aby przypadkiem nie popełnić żadnego głupiego błędu ani nie mówić zbyt szybko lub zbyt cicho.
- Wspaniale, panno Moretti. Z ogromną przykrością będę wręczał panience świadectwo końcowe. Tak dobra uczennica to wielka strata dla naszej szkoły. - Marie zawstydziła się słysząc tak pochlebną opinię, a jej policzki przybrały kolor dojrzałych malin. Mężczyzna uśmiechnął się na ten widok i pożegnał się z blondynką uprzednio wpisując w pełni zasłużoną najwyższą ocenę do jej dzienniczka.
Rozentuzjazmowana dziewczyna narzuciła na siebie kremowy płaszczyk i zaczęła zmierzać w kierunku kamienicy, w której pomieszkiwała.
Za miesiąc miały rozpocząć się wakacje. Państwo Moretti zaplanowali trzytygodniowy wyjazd do Werony. Miały to być ostatnie chwile spędzone we Włoszech, bowiem w pierwszej połowie sierpnia cała trójka przeprowadzała się do Empsom - spokojnego, angielskiego miasteczka w hrabstwie Surrey.
Po wielkim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Wysoka kobieta podbiegła do drzwi i przekręciła mosiężny klucz w zamku. Na widok swojej córki od razu się rozpromieniła i wpuściła ją do środka. Pocałowały się w policzek na powitanie. Marie w końcu mogła pochwalić się pozytywną oceną , którą otrzymała za jeden z najważniejszych egzaminów z jakimi przyszło jej się zmierzyć.
- Och, gratulacje, kochanie... O Boże, coś mi się przypala, pozwól, że dokończę przygotowywanie obiadu. Tata jest w swoim gabinecie, chciał z Tobą porozmawiać. - Powiedziała Violetta i popędziła do kuchni.
Blondynka przeszła przez szeroki i długi korytarz stąpając po czerwonym dywanie ozdobionym złotą koronką po bokach, aż znalazła się w skromnym gabinecie swojego ojca.
- Witaj, Marie.
- Dzień dobry, tato. Jak Ci minął dzień? - Spytała i usiadła na skórzanym fotelu.
- Bardzo dobrze. Jeszcze tylko trzy rozprawy i będę mógł zamknąć kancelarię.
- Nie jest Ci szkoda tego kończyć? Tak wiele poświęciłeś dla tej pracy...
- Oczywiście, że jest mi szkoda, ale w Empsom będzie już tylko lepiej. Powiedz mi lepiej czy Ty nie obawiasz się naszej przeprowadzki? - Zapytał z troską.
- Strasznie się boję. Poza tym nie wiem czy moja znajomość angielskiego jest wystarczająca, tak wielu słów jeszcze nie znam... I zastanawiam się czy uda mi się spotkać kogoś sympatycznego i rozsądnego. To takie małe miasto, będzie tam całkiem inaczej niż w Wenecji.
- Nie martw się. Pan Benveno to jeden z najlepszych profesorów we Włoszech, jestem pewien, że bardzo dobrze umiesz słownictwo oraz gramatykę, a przyjaciół znajdziesz bez problemu. - Pan Moretti spojrzał na swoją jedyną córkę i szeroko się uśmiechnął. Niepewna Marie posłała ojcu delikatny uśmiech, po czym przez moment siedzieli w ciszy.
- Ach, właśnie, zapomniałabym, chciałam zobaczyć się dzisiaj z Victorią. Mamy spotkać się o godzinie szesnastej przy San Simeone, a później planowałyśmy przyjść do nas do domu.
- Nie ma sprawy, wiesz dobrze, że Vicky zawsze jest u nas mile widziana.
Blondynka pożegnała się z tatą nie chcąc mu dłużej przeszkadzać. Wraz z mamą zasiadły do podłużnego stołu w jadalni i w ciszy zjadły obiad. Po krótkiej rozmowie z rodzicielką Marie postanowiła naszykować się do spotkania z Victorią. Włożyła na siebie antracytową spódniczkę przed kolano i białą bluzkę z długim rękawem, a jasne, pofalowane włosy upięła w warkocza z boku głowy. Przed samym wyjściem z domu narzuciła na siebie cieniutki płaszczyk oraz czarne mokasyny.
Po niedługim czasie Marie znalazła się przy kościele. Wspięła się po szerokich schodach, które niemalże stykały się z wodą Canal Grande i stanęła tuż przy jednej z trzech kolumn korynckich. Z niecierpliwością czekała na swoją przyjaciółkę, która, aby dotrzeć do San Simeone e Giuda musiała przepłynąć łodzią niecałe czterdzieści metrów "żyły wodnej".
* * *
- Cześć, Antoinette! - powiedziała donośnie niska brunetka witając się z przyjaciółką. Marie skrzywiła się za sam dźwięk znienawidzonego przez siebie drugiego imienia. Victoria dobrze wiedziała, że młodą pannę Moretti irytuje zwracanie się do niej w tej sposób. - Oj przepraszam, ale uroczo wyglądasz, gdy się denerwujesz.
- Dzięki.... - Wymamrotała od niechcenia. - To idziemy do mnie? - Spytała blondynka zmieniając ton na uprzejmiejszy, a Vicky przytaknęła ruchem głowy.
Spacer umilały miłe pogawędki o udanym związku brunetki z przystojnym, młodym pianistą o imieniu Antonio oraz o sukcesach Marie w dziedzinie muzyki oraz malarstwa. Gdy dziewczęta mijały przepiękne budynki po drugiej stronie Canal Grande blondynka nie mogła oderwać wzroku od przepięknego Ca' Pesaro. Pałac o monumentalnej fasadzie od zawsze robił na Marie ogromne wrażenie, ilekroć go mijała musiała chociażby przez krótką chwilę na niego spojrzeć.
- Nie rozumiem Twojej fascynacji tymi starymi kamienicami... - Westchnęła zniecierpliwiona Victoria.
- To pałac, a nie jakaś kamienica, poza tym wcale nie jest taki stary. Baldasasar Longhena wybudował go na przełomie szesnastego i się...
- Za dużo się uczysz. - Przerwała przyjaciółce brunetka.
- Chyba masz rację, ale po prostu muszę mieć jak najlepszą średnią, chcę, aby przyjęli mnie w Sutton Art... - na samo wspomnienie o nowej szkole Marie się zmartwiła.
O mój Boże. ♥
OdpowiedzUsuńZakochałam się.
Jaką mi niespodziankę zafundowałaś, moja droga. Ja się teraz pytam: dlaczego nic nie wiedziałam o nowym opowiadaniu? Liczę na jakieś spoilery. XD
Kurwa, aż nie wiem od czego mam zacząć, tyle tu tego wszystkiego, że aż się gubię. Chociaż nie... Pozwól, że teraz Ci napiszę najważniejsze rzeczy, a przez telefon szczegóły, o!
1 - wygląd. Skromny, ładny i delikatny, czyli w sam raz. Mi osobiście bardzo się podoba. Nie wiem czemu pieprzysz, że okropny. Mój poprzedni w porównaniu do Twojego to jakieś gówno. :d
2 - muzyczka. Chopin. Kurwa, nareszcie się doczekałam jakiejś klasyki, a nie tylko to darcie mordy z gitarą w tle. XD W dodatku taki piękny utwór. ♥
3 - bohaterowie. Przez 10 minut przeszukiwałam internet, żeby to znaleźć, ale spoko, bo i tak Cię kocham i uważam, że łacina to świetny pomysł. Jest oryginalnie, a nie ciągle ten angielski. Teraz pytanie, które mnie dręczy od samego początku: DLACZEGO DO KURWY NĘDZY NAZWAŁAŚ BOHATERKĘ MARIA ANTONINA?! Jak mogłaś ją tak oszpecić? XD Żeby dawać jej moje nieszczęsne imię, a jakby tego było mało to jeszcze drugie na deser? Nieeee no, nie wierzę. Aj dont belif. Przynajmniej ma fajne nazwisko. A ta laska, która odgrywa jej rolę jest piękna. ♥
4 - Obrazki z boku to też niezły pomysł. W końcu jak już się wszyscy namęczyli, żeby ta łacinę rozszyfrować to bynajmniej nie muszą jeszcze szukać tych kościołów.
5 - główna bohaterka, Marie (-.-). Antoinette to jest z francuskiego, no nie? W takim razie ja mam już podejrzenia, bo jej matka ma francuskie nazwisko (sprawdzałam na Wikipedii), bohaterka też jakaś włoska nie jest więc pewnie rodzina nie pochodzi w stu procentach z Włoch. Poza tym wszyscy wiemy, że lubisz mącić w tych narodowościach. U Maddie to nadal nie ogarniam skąd ona się wzięła, ale chuj z nią. Mamy ważniejsze sprawy. Marie sprawia wrażenie takiej idealnej wręcz. Dobrze się uczy, jest ładna, ale coś czuje, że namieszasz i nie będzie taka cudowna. To by było zbyt schematyczne jak na Ciebie.
6 - Jadą do Empsom, gdzie Maryśka pozna Jimiego, co nie?
7 - Ta rozmowa z ojcem mnie rozjebała. Strasznie oficjalna, ale wiadomo, że akcja rozgrywa się 53 lata temu, poza tym rodzina Morettich należy chyba do takiej porządnej. Ojciec jest adwokatem. Napisałaś, że zamyka kancelarię, więc musi być adwokatem. Ciekawe kim jest szanowna mamuśka.
Chyba kończę, ale szykuj się, bo wieczorem do Ciebie zadzwonię. XD Tak, muszę cię ostrzec. A teraz lecę z tatą na golfa (ja pierdole, za jakie grzechy?!).
Trzymaj się, hobbicie.
Wróciłam. XD Nudzi mi się to coś Ci napiszę, bo już dawno nie komentowałam i wychodzę z wprawy, o ile kiedykolwiek ją posiadałam, ale pomińmy to.
UsuńZauważyłam, że dodałaś kotka po lewej. Aaaaa, zakochałam się w nim. Te oczka. ♥ Cud, miód, kremówki - jak to Ty mawiasz. XD
Pytałaś czy ktoś rozszyfruje... Mam taki pomysł o co Ci mogło chodzić z tymi dopiskami.
"Albo zwyciężać, albo umierać" - W tym momencie potwierdza się to, że Marie dąży do tego, aby być ideałem. Chce być najlepsza we wszystkim co robi i nie znosi porażek, co jest dość negatywną cechą. Ciekawi mnie tylko to co tak na nią wpłynęło. Violetta wygląda na sympatyczną osobę, ojciec też jest raczej nieszkodliwy - patologii nie ma w każdym razie. Być może sama z siebie chce być taka świetna we wszystkim, a może ktoś kiedyś jej powiedział coś co wpłynęło na nią w taki właśnie sposób.
"Chcę wjechać windą na najwyższe piętro nieba" - marzy o szczęśliwym życiu? Może o luksusie, o spełnieniu.
Jimmy jako "mistrz dobrego smaku", może jest wybredny? Gustuje tylko w tym co najlepsze?
Rosalie jeszcze się nie pojawiła, mimo to mamy opis "rodzimy się na równi, na równi umieramy". Powiem Ci, że nie wiem o co może chodzić. Może jest jakąś miłą dziewczyną, która traktuje każdego w ten sam sposób, bez żadnych uprzedzeń i tym podobnych?
Violetta i "najmilszym okresem życia jest młodość". Teraz to już kurwa na serio nie wiem to się nie będę nawet wypowiadać. :d
Ciekawi mnie tylko to dlaczego umieściłaś w bohaterach Violę, a ojca Marie już nie. Coś czuje, że będzie to miało związek z dalszymi wydarzeniami. Może później szanowny pan Moretti umrze i jest w opowiadaniu tylko przez chwilę? Kto wie...
Kurwa. Napisałam Ci taką ładną odpowiedź i kremówka ją strzeliła. -.- Nie chcę mi się znowu wszystkiego pisać więc ograniczę się do krótkiego "Dziękuję" i do tego, że nie mam aktualnie telefonu. Jak mogłaś zapomnieć?! ;____; Mój skarb się rozjebał, ale odezwę się za pół godziny, bo ma do mnie przyjść Szymon to od niego pożyczę (telefon rzecz jasna xD). Adijos.
UsuńWięc.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie!
Czytałam z wielką przyjemnością. :D
I czekam na pierwszy rozdział!
Weny. :3
Przepraszam, że taki krótki. ;-;
Dziękuję za komentarz. Nie ważne, że krótki, ważne, że jest! xD
Usuńjejku, jak tu ładnie. <33
OdpowiedzUsuńnie pieprz, że prymitywny wygląd, bo mi się cholernie podoba. :3
Marie jest trochę dziwna, taka typowa kujonka, ale to w sumie dobrze.
Wybacz, że ten komentarz będzie debilny, ale młoda jestem (6 klasa -.-) i nie umiem ładnie pisać. XD
Ogólnie to połowy rzeczy tutaj nie ogarniam. to jest takie profesjonalne. ta łacina, opisy obrazów, zabytki, no kurde! zajebiście, ale fajnie by było gdybyś dodała tłumaczenie dla mniej inteligentnych. xDDD
czekam na pierwszy rozdział. pozdrawiam. :)
Oj tam zaraz nie umiesz. Liczy się to, że skomentowałaś. :3
UsuńHaha, ale dowaliłaś - profesjonalne? Zwykłe amatorstwo. ;_; Ale bardzo Ci dziękuję za komentarz, to wiele dla mnie znaczy. :)
Teraz to ty dowaliłaś. XDD amatorstwo? Dziewczyno, masz talent! zazdroszczę ci, bo mój poprzedni blog to był istny niewypał, nawet nikt tego nie komentował. :( a u ciebie? pełna profeska. :DD
UsuńDzięki. :)
UsuńDoskonale wiem co czujesz, ja dwa lata temu założyłam swojego pierwszego bloga, na którym pisałam takie rzeczy, że aż wstyd się przyznać, a teraz piszę już nieco lepiej (chociaż i tak nie jestem z tego zadowolona, ale mogło być gorzej), mam czytelników i jest ok. Także jakbyś założyła coś nowego to gwarantuję, że masz minimum jednego czytelnika! Uwielbiam czytać nowości na blogspocie. ;D
Uwielbiam Cię!
OdpowiedzUsuńZa tą delikatność i elegancję, ze Wenecję, i za tego kota z boku.
Wiesz, Twoje oba blogi są takie czyste i lekkie... Mam wrażenie, że czytam książkę wydrukowaną na super-hiper ekskluzywnym papierze kredowym, a nie na komputerze, gapiąc się w uwalony jogurtem ekran (zawsze mam ten sam problem przy otwieraniu :_:). Te róże w tle, czarno białe zdjęcia z boku... Nawet ten mrugający sierściuch! To wszystko jest takie piękne.
Wenecja, o mamuśku. Uwielbiam Włochy. Byłam tam wiele razy, i mimo, że na ogół nie interesuję się sztuką, to zawsze wszelkie arcydzieła z Italii oglądam z zapartym tchem. W Wenecji byłam dwa razy, i za każdym z nich byłam zachwycona. Mam nawet taki wisiorek, zieloną gwiazdkę, ze szkła weneckiego. Ale dobra, nieważne. Chciałam, żebyś wiedziała, że łączą z tym miastem wspomnienia.
Wiesz, Twój styl pisania jest tak wciągający, że... Kurde! Właśnie wróciłam do domu i jestem w jakiś sztywnych ubraniach, czego nienawidzę, ale jak zobaczyłam, że założyłaś nowego bloga to bez mrugnięcia okiem zasiadłam przed ekranem. I teraz piszę to, a w tyłek uwierają mnie jeansowe spodenki :_: (Wybacz, pewnie nie chciałaś tego wiedzieć XD)
Marie jest jak Twój blog. Taka delikatna, nieśmiała, ale wyróżnia się z tłumu. Znaczy takie odniosłam wrażenie. Jej zainteresowanie sztuką jest... Chyba ważnym elementem jej życia, i charakteru. Trzeba mieć coś w krwi, żeby zachwycać się freskami, czy arkadami.
Victoria zdobyła moją sympatię już od pierwszego wypowiedzianego przez nią słowa. Robię dokładnie tak samo! Lubię, jak się ludzie denerwują z tak błahych powodów.
Naprawdę bardzo, ale to bardzo mnie zaintrygowałaś, ale to żadne zaskoczenie. Jesteś świetną pisarką i bardzo zazdroszczę Ci talentu. Czekam na ciąg dalszy, kochana!
Trzymaj się w tych swoich gipsach, no ♥
Hugs, Rocky.
O matko. <33
UsuńTo chyba jeden z najpiękniejszych komentarzy jakie udało mi się ostatnio przeczytać. ♥
Również kocham Włochy, a Wenecję w szczególności, stąd też pomysł, aby akcja (przynajmniej na początku) odgrywała się właśnie w tym mieście.
Jak przeczytałam o tych spodenkach to nie mam pojęcia czemu, ale tak parsknęłam śmiechem, że jak jakiś koń się poczułam, aż na mnie moja sąsiadka spojrzała jak na idiotkę (chociaż to pewnego rodzaju rutyna, ona na każdego tak patrzy. Ten morderczy wzrok, jakby mi chciała duszę ukraść. xD).
Bardzo dziękuję za taki cudowny komentarz. ♥
O ty... cholero! Przez Twoje "wiem, że brak czasu, brak chęci i te sprawy" niemal odpuściłam sobie czytanie! Nie wierzę!
OdpowiedzUsuńTo jest doskonałe! Trafiłaś w to co od poprzedniego lata wielbię najbardziej na świecie. Klimat Wenecji. Zaczęło się od cudownego Hannibala, który tak piekielnie rozkochał mnie we Włoszech...
Wracając do tematu, nawet nie wiesz jak bardzo mi się podobało. Mówię szczerze. W końcu to moje klimaty, ale nie tylko o to chodzi. Uduszę, jeśli nie opublikujesz szybciutko kolejnego rozdziału.
Napisałaś ten prolog z takim delikatnym smakiem. Można się nim rozkoszować w nieskończoność. Choć jedno nie przypadło mi do gustu. Do momentu wejścia Marie do gabinetu ojca wszystko było cacy i na tyle oficjalnie na ile być powinno. Nieco przesadziłaś z tą dostojnością gdzieś w drugim zdaniu ich konwersacji. Ale szybciutko się poprawiłaś.
Ani opis obrazu, ani inne rzeczy nie były w najmniejszym stopniu zanudzające. Gdybyś widziała mój uśmiech już po pierwszym zdaniu to byłoby mi to łatwiej wyjaśnić. Jestem oczarowana.
Narobiłaś mi ochoty na więcej.
Pięknie.
Czekam na rozdział pierwszy, Mad!
Aaaaaaa. ♥
UsuńNie wiem jak mam Ci dziękować za ten komentarz. Szczerzę się jak głupia do ekranu i nie zapowiada się na to, abym miała przestać. xD
Zdaję sobie sprawę z tego, że ta dostojność czy oficjalność strasznie rzuca się w oczy, ale w następny rozdziale jest już nieco luźniej, że tak powiem.
Jeszcze raz dziękuję. :3
Więc...
OdpowiedzUsuńTeraz gdy tu jestem
O BOŻE TEN KOT MRUGA! AAAAAAAAAAAAAAAA
Walnę teraz komentarz. Bardzo mi miło, że tak Ci zależy na mojej opinii <3
Widzę akcja na razie toczy się we Włoszech. Kocham ten kraj, mimo że nigdy w nim nie byłam.
Ach...wyjazd do Werony. Miasto Romea i Julii.
Widzę, że główna bohaterka, Marie, kończy szkołę.
Fajnie...
Jej rodzice też są całkiem fajni. I ta jej przyjaciółka. Vicky też!
Rozdział nie jest dobry.
On po prostu jest mistrzowski. I te wszystkie opisy i w ogóle...Piękne...
Bardzo dziękuję, chociaż mistrzowski to chyba zbyt duże słowo, mimo że sprawdzałam ten prolog z 10 razy to i tak ciągle coś mi tu nie pasuje, ale to już pewnego rodzaju norma jeśli chodzi o mnie.
UsuńHa, no oczywiście, że mi zależy na Twojej opinii! :3
Ale klimatycznie... cudownie, naprawdę. Chodzi mi tu o sam prolog, ale wygląd jest również piękny i ten uroczy koteczek <333
OdpowiedzUsuńNie mogę się przestać zachwycać XD Taka lekkość, taka dostojność. Masz talent do tego, nie ma co ;))
A ja lecę do pierwszego rozdziału!
Buziaki ;***