25 września 2014

10. Do you hope to make her see, you fool?

21.07.1966.

    Trwały przygotowania do koncertu. Rosalie biegała po całym apartamencie, przymierzała po kolei wszystkie ubrania i panikowała, że się spóźnimy jeśli będę się tak ociągać z czesaniem włosów, a przecież to nie była moja wina, że były strasznie oporne i oprócz spania w wałkach musiałam je dodatkowo kręcić lokówką. 
    Po dwóch godzinach stanęłyśmy przed lustrem oceniając efekty. Miałam na sobie czarną, krótką spódniczkę i białą obcisłą bluzkę, czerwone paznokcie idealnie komponowały się z butami na koturnie w tym samym kolorze. Rosie postawiła na nutkę szaleństwa i włożyła na siebie (bardzo) krótkie spodenki i bluzkę, która odkrywała jej brzuch, no cóż. Nie mogłam powiedzieć jej, że wygląda jak dziwka, bo zapewne by się obraziła, a nie miałam ochoty na późniejsze przepraszanie jej więc w porę ugryzłam się w język.
Przez całą drogę słuchałam podekscytowanej blondynki, która miała w planach późniejsze śledzenie swojego idola. Przeczytała w jakimś czasopiśmie, że większa część składu The Rolling Stones po udanym koncercie idzie opić swój sukces do pobliskiego baru. Jej desperacja wywoływała u mnie częste napady śmiechu, cóż się dziwić, przecież chciała bawić się w detektywa! Ciągle jej powtarzałam, że jeśli nawet Mick zamieni z nią kilka zdań to zrobi to wyłącznie po to, aby zaciągnąć ją do łóżka.
     Gdy znalazłyśmy się pod wielką koncertową halą Rosie wręczyła wysokiemu, dobrze zbudowanemu ochroniarzowi nasze bilety, po czym mogłyśmy zająć miejsca. Rosalie pchała się na sam przód, ja jednak wolałam pozostać na uboczu. Zajęłam miejsce na trybunach i z niecierpliwością czekałam na pojawienie się zespołu na scenie. Chciałam ich usłyszeć, zawsze unikałam słuchania płyt, które moja przyjaciółka odtwarzała wręcz nałogowo. Mick w jakiś sposób mnie intrygował. Z jednej strony zdążył mnie zirytować podczas naszego spotkania, a z drugiej był taki zadbany, przystojny... miał w sobie coś, co pomimo mojej nienawiści do TEGO świata mnie przyciągało. Z resztą, sytuacja z Jimmym wyglądała podobnie. Najpierw doprowadzał mnie do szewskiej pasji, mimo, że moja druga strona była nim w jakiś sposób zafascynowała, a z biegiem czasu stał się moim przyjacielem, osobą, którą uwielbiałam i nie wyobrażałam sobie bez niej życia. Oczywiście tylko przez jakiś czas, później zaczęłam zapominać, aż w końcu udało mi się wrócić do normalności.
- Witam wszystkich serdecznie! - krzyknął Mick ze sceny wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia.
Wstałam, aby móc się lepiej przyjrzeć. Stał przy mikrofonie, witał się w publicznością, wyglądał zachwycająco. Na jego zgrabnych nogach spoczywały szare spodnie, obcisłe, rzecz jasna, a górną partię ciała zdobiła biała koszula i marynarka. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie poznawałam samej siebie.
W końcu zaczął śpiewać. I to jak śpiewać! Pięknie! Po prostu wspaniale. Byłam tak oczarowana, że nawet nie zauważyłam mężczyzny, który zjawił się tuż obok mnie i coś do mnie mówił.
- Przepraszam, mówił pan coś? - spytałam siląc się nie uprzejmy ton, co nie było łatwe zważywszy na to, że musiałam niemal krzyknąć, aby przebić się przez dźwięki wokalu i instrumentów.
- Co? Ja? Nie. Znaczy się... już nic. - był wyraźnie zawstydzony. - Albo w sumie to... mogę liczyć na to, że pójdzie pani ze mną na drinka po koncercie? - spytał, a ja po chwili namysłu pokiwałam twierdząco głową. Zadziwiałam samą siebie.

    Wyszłam z hali z uśmiechem na ustach i z Jimem u boku, który prowadził nas do kawiarni. Propozycja pójścia na drinka absolutnie odpadała, mimo że miałam dwadzieścia jeden lat to nigdy w życiu nie miałam alkoholu w ustach i nie chciałam tego zmieniać. Kawa była idealnym i bezpiecznym rozwiązaniem.
- Mogę wiedzieć czym zasłużyłam sobie na zaproszenie z Twojej strony? - spytałam, gdy siedzieliśmy naprzeciwko siebie w uroczo wyglądającej kawiarence w samym centrum miasta.
- Spodobałaś mi się. A właśnie, mogę zapytać jak masz na imię?
- Maria. - odpowiedziałam, po czym zamówiliśmy dwie czarne kawy. - Co Cię sprowadza do Los Angeles?
- Nic specjalnego, po prostu lubię to miasto, czuję się tutaj jak w domu. - odparł. - Mieszkasz w Mieście Aniołów od dziecka czy przyjechałaś, aby zobaczyć Rolling Stonesów? - spytał, po czym się zaśmiał.
Był taki piękny, naprawdę. Niebieskie oczy, mocno zarysowane kości policzkowe, długie, kręcone włosy, biała koszula, wyglądał jak Anioł. Miałam szczęście do spotykania przystojnych facetów.
- Skądże. Koleżanka namówiła mnie na to, aby tutaj przyjechać, mamy aktualnie przerwę od wykładów, coś w stylu wakacji więc stwierdziłam, że mogę się skusić.
- Studiujesz? - przytaknęłam. Na jakiej uczelni? 
- Na Sorbonie. - odpowiedziałam. Niemalże w tym samym momencie kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
- O, czyli mieszkasz w Paryżu? Zawsze chciałem tam pojechać, może kiedyś Cię odwiedzę. - westchnął, po czym się uśmiechnął.

    * * * 
    Nasze spotkanie trwało jeszcze ponad jeszcze dwie godziny. Byłam oczarowana Jimem. Sprawiał wrażenie niesamowicie inteligentnego mężczyzny, był poetą, co dodatkowo mi zaimponowało, dużo czytał, a oprócz tego nie mogłam oderwać wzroku od jego anielskiej twarzy. Myślałam o nim przez kilkanaście dni z rzędu. Spędzałam całe dnie z Rosalie, spacerowałyśmy, a ja ciągle miałam nadzieję na to, że go spotkam.
Mick odszedł w zapomnienie. Jego styl, głos, wygląd, to wszystko było dla mnie niczym w porównaniu do Jim'a. Czułam się cholernie dziwnie. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak wielkiej fascynacji jakimś mężczyzną. W dodatku spotkałam go tylko jeden raz w życiu.
- Widzisz, moja droga, role się odwróciły. Teraz ja mogę się nad Tobą znęcać. Hm, nie sądzisz Mario, że to strasznie nierozsądne? Kto by pomyślał, że można wariować na punkcie kogoś kogo się nie zna. - powiedziała Rosie naśladując mój głos. Wywróciłam w górze oczami i cicho się zaśmiałam.
- Rosie, nie przesadzaj. To coś zupełnie innego. Dużo się o nim dowiedziałam. Wiem jak żyje, co robi, jaką szkołę skończył, a Ty o Micku wiesz tylko tyle, że... że nazywa się Mick Jagger i jest wokalistą, poza tym, nie zapominajmy o tym, że masz chłopaka, a ja jestem wolna jak ptak.
- No okej, wygrałaś, ale i tak nie licz na nic ze strony tego faceta, zapewne już nigdy więcej się nie spo...
- O Boże! - krzyknęłam, tym samym przerywając mojej przyjaciółce. - Rosie, to on!
Przy brzegu morza spacerował Jim. byłam pewna, że to on, te loki... poznałabym je  na końcu świata. Pożegnałam się z Rosalie, mówiąc, że spotkamy się w hotelu i podeszłam do mężczyzny. Później przeklinałam się w myślach za to, że zachowałam się jak psychopatka. Rzuciłam wszystko i pobiegłam do niego jakbyśmy byli wieloletnimi przyjaciółmi, którzy nie widzieli się od lat.
- Maria? Jak miło Cię widzieć. - powiedział szeroko się uśmiechając. - Cóż za zbieg okoliczności. - dodał. - Przez kilka dni spacerowałem po mieście z myślą, że może Cię spotkam, a tu nagle taka niespodzianka.
- Robiłam dokładnie to samo. - zaśmiałam się i spojrzałam kątem oka na bruneta.
- Urocze. - odparł. - Smutno mi będzie jak wyjedziesz, o wiele lepiej żyje się z myślą, że jesteś gdzieś tutaj i w każdej chwili możemy się na siebie natknąć... myślisz, że jeszcze kiedyś się spotkamy? - spytał. Doskonale znałam odpowiedź. On zapewne również.
- Nie sądzę, ale będę tu jeszcze przez dwa tygodnie, zawsze możemy się zobaczyć, chyba, że nie masz czasu.
- Oczywiście, że mam! - odparł. - A z resztą to nie rozmawiajmy na razie o tym. Zapomniałem zapytać, jak Ci się podobał koncert?
- Był fantastyczny! Wcześniej podchodziłam do zespołów tego typu wyjątkowo sceptycznie, ale gdy usłyszałam Micka... on ma taki świetny głos! Prezentował się nieziemsko. 

* * * 

    Wracałam do hotelu roześmiana jak nigdy dotąd.
"Jakbyś sobie kogoś znalazła to też byś się tak zachowywała. Chodziłabyś roześmiana, cała w skowronkach przez cały dzień i prawdopodobnie doprowadzałabyś samą siebie do szału", Tom miał cholerną rację, z resztą jak zawsze. Tyle, że ja nikogo nie znalazłam, tak jakby, przecież nie byliśmy parą. Mnie i Jim'a łączyła wyjątkowo dziwna relacja, której nie potrafiłam opisać. Strasznie mi się podobał, imponował mi jak nigdy inny. Ciągle mnie komplementował, mówił, że już zaczyna za mną tęsknić, ALE przecież spotkaliśmy się zaledwie dwa razy. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin, których za wszelką cenę nie potrafiłam, tfu, nie chciałam wyrzucić z pamięci.
- O, nareszcie wróciłaś! Myślałam, że zanudzę się na śmierć!
- Też się cieszę, że Cię widzę, Rosie. - zironizowałam i usiadłam na fotelu głośno wzdychając. - Jestem taka szczęśliwa...
- Marie, czy Ty coś piłaś? Znamy się pięć lat i jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś śmiała się non stop przez trzy minuty. Mam dzwonić po lekarza? - spytała i usiadła na łóżku wyczekująco się we mnie wpatrując. - No opowiadaj co robiliście!
- Oj no, nic ciekawego. Tylko rozmawialiśmy i spacerowaliśmy. - odparłam. - Idę się wykąpać. - dodałam i podeszłam do szafy, aby wyciągnąć z niej kremową koszulę nocną.

10 komentarzy:

  1. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! No właśnie, mówiłam, że będzie krótki, bo nie mam nastroju? No i tak właśnie będzie. Nawet przestałam tak szybko pisać, Boże. ;_; Ale nie, postaram się dla Ciebie. To może zacznę od końca. Strona na Facebook'u? Jejku, ja też kiedyś o tym myślałam, ale uznałam, że tego mojego to i tak nikt nie czyta, więc nie opłacało mi się, i nadal nie opłaca. A moje zdanie co do wyglądy już znasz. XD Zaspamowałam Ci na ten temat bloga pod ostatnim postem. Ale na serio, te kucyki pony są straszne. XD Dobra, teraz mogę już... O nie, jednak jeszcze nie mogę. Muszę jeszcze wspomnieć o dodawaniu rozdziałów. Faith nie byłaby Faith, gdyby nie pieprzyła o wszystkim. W każdy piątek... Ok, tak jak u mnie. c: Nie no, dobrze, że w piątek. To jest własnie bardzo odpowiedni dzień, bo akurat weekend się zaczyna. A na Dried Flowers, co dwa tygodnie... Też mi odpowiada. A chuj, mi to wszystko odpowiada, przecież i tak mam za dużo czasu, i przeważnie mi się nudzi. Ok, teraz mogę gadać o rozdziale, tylko... Babcia zaraz do mnie przychodzi... Jejku, jak ja się za nią stęskniłam. Ale nie, to ja chcę do niej. Nie lubię jak ktoś przyłazi do mnie. Yhm, no naprawdę, to było tak na temat rozdziału...
    UWAGA, TERAZ BĘDZIE O ROZDZIALE (chyba)!!!
    Poszły sobie na koncert Stonesów. No fajnie, tylko Marie... Marie... Maria... Maria... Kurwa nie! Teraz zabiera mi Jima. ;_; Ale przynajmniej nie Micka, w końcu on jest Rosalie, prawda? No przecież Jagger i Rose do siebie pasują, nie mów, że na marne pisałam tą piosenkę o tym, że Marie ma się od niego odczepić?! XD Choć... Rosalie i Mick się w ogóle nie znają, a... A Maria zakochała się w Jimie! Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie... A Jagger podobał jej się tylko dlatego, że w garniaku był... Nie, nie, nie, nie, nie... MARIE NIE MOŻE KOCHAĆ SIĘ W JIMIE!!! Śmieszne, i w Jaggerze nie może, i w Morrisonie. XD No, ale jakieś zasady muszą być, co nie?

    1. Marie nie może być z Mickiem Jaggerem.
    2. Marie nie może być z Jimem Morrisonem.
    3. Marie nie może być z facetem, który należy DO MNIE.
    4. Ewentualnie udostępniam jej Page'a, bo z nim się przyjaźniła.
    5. Kiedy już Rose i Mick za siebie wyjdą, Marie musi kupić im królika i tego żółwia.
    6. Gdy Maria będzie w Hogwarcie ma dostać w łeb z miotły.
    7. MARIE I TAK NIE BĘDZIE W HOGWARCIE, ALE MA W NIM JEDNOCZEŚNIE BYĆ!

    Koniec. Nie, kuniec. Oto siedem zasad, które musisz przestrzegać. Musisz i koniec kropka. XD Tylko... Jak już mówiłam - Marie nie może być...! Dobra, niech sobie bierze Morrisona. ;_; Niech jej będzie, ale i tak podejrzewam, że z nim nie będzie, co nie? No, bo tak to byłoby coś podejrzanie za łatwo...
    A Jimmy? Kiedy wróci Jimmy? Co? Kiedy, no? Przecież... Ja wiem! (Yhm, pewnie tak samo jak z tym Hogwartem...) Ona będzie z Page'm! Będzie z nim, bo zobacz: Teraz podkochuje się w Jimie, ale kiedy Jimmy wróci uświadomi sobie, że go kocha. A wtedy... A wtedy on powie, że jej tak naprawdę nie lubi. Koniec. Tak będzie, jeśli on w ogóle wróci, ale wróci, prawda?
    To już ten kuniec komentarza, bo muszę odrobić pracę domową. ;_;
    Mówiłam, że krótko będzie...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nieeee... mam nadzieję, że mi wybaczysz jeśli złamię kilka tych zasad. ;_;
      Z Jimmy to będzie strasznie skomplikowana sprawa i zapewne mnie zasztyletujesz, gdy za kilka(naście) rozdziałów zobaczysz co on wykombinuje, a z resztą to już nic nie mówię. XD
      Dziękuję Ci za to, że zawsze mi piszesz takie długie, świetne komentarze. ♥ I nawet nie waż się mówić, że są krótkie!

      Usuń

  2. Zmieniam zdanie dotyczące wszystkiego. Dzisiaj myślałam o tym opowiadaniu i stwierdziłam, że nie mam za co nienawidzić Marii (wiem, że Ci kurwa obiecałam to, że jej nie polubię, ale kobieta zmienną jest), bo spójrzmy prawdzie w oczy, jedynymi powodami, dla których za nią nie przepadałam było to, że nie lubi "naszej" muzyki, a przecież każdy ma inny gust, nie? Ja też lubię posłuchać klasyki, Ty z resztą też, ważne, że nasza młoda Moretti przekonała się do Rolling Stonesów, do Doorsów może też się przekona. W końcu spodobał jej się Jim, ale o tym później. Drugim powodem było jej podejście do tej dziewczyny ze szkoły (Lucy?), ale nie powiedziała jej w twarz czegoś w rodzaju "Umyj się szmato i idź do pracy" tylko grzecznie zjechała ją w myślach. Założę się, że większość osób jak zobaczy menela pod monopolowym to nie myśli sobie, że kurwa pachnie fiołkami i wygląda jak Brad Pitt tylko wyzywa go w myślach (albo i na głos, z tym też się spotkałam) od brudasów i chuj wie czego jeszcze. Może to zły przykład, ale mniejsza, wiesz o co mi chodzi. Była też ta praca. To chyba taki odruch ludzi jej pokroju. W końcu jej matka była lekarzem, ojciec adwokatem, w dodatku zdobywał himalajskie szczyty, każdy w jej rodzinie odniósł jakiś sukces więc i ona chce dorównać swoim rodzicom. Co by było gdyby najlepszy prawnik we Włoszech dowiedział się, że jego córka sprzedaje pączki? No właśnie, nie chciała przynosić wstydu rodzicom, może dlatego tak powiedziała. Mamy naprawdę dużo powodów do tego, aby lubić Marię. Jest mądrą dziewczyną, inteligentną, w końcu studiuje na Sorbonie, ma ambicje. Przyjęło się, że w opowiadaniach typu fan fiction każda dziewczyna lubi rock i metal, a laski, które twierdzą, że John LEMON i The Beatles to gówno są od razu skreślone i wkurwiające. Rozgadałam się o tej Marii, ale chciałam Ci przekazać to dlaczego zmieniłam swoje podejście do tej osoby. Wybacz jeśli napisałam tu same głupoty i właśnie tracisz wiarę w ludzkość. Jeżeli tak jest jest to masz problem (sory XD), bo czeka na Ciebie druga część, która dotyczy dalszej części opowiadania. Mam dzisiaj wenę na pisanie komentarzy, spadła na mnie jak grom z ciemnego nieba. Wiesz co, ja myślę, że Maria może być z Jimem. Pisałaś kiedyś, że możemy ją polubić, a później znowu znienawidzić, jakkolwiek to brzmi. Wydaję mi się, że jeśli zdecydowałabyś się na uśmiercenie Jim'a to ta sytuacja mogłaby na nią wpłynąć. Załóżmy, że byliby razem, kochałaby go i co? Nagle miłość jej życia umiera i kurwa chuj. Zostaje sama. Może to zmieniłoby jej podejście do ludzi, do życia? Nigdy nie miałam takiej sytuacji, ale to przecież musi być cholerny cios. W każdym razie obstawiam wersję, że Maria będzie z Jimem, ciekawi mnie tylko to czy masz zamiar wkleić tu Page'a, bo Mick wiem, że się pojawi, w końcu mi obiecałaś! Ma tu rozegrać dużą, pierwszoplanową rolę, bo jak nie to wpierdol. XD
    Teraz rozdział. Kurwa, to zdjęcie. BOSHE (KkkLllII!!K@@MyYy??!?!! ;****** <333), jak ja kocham Jaggera. XD Zazdroszczę dziewczynom tego, że były na koncercie The Rolling Stones. I to jeszcze takich młodych, pięknych, doskonałych! Nie twierdzę, że teraz są brzydcy i chujowi, oczywiście, że nie, i to wcale nie jest sarkazm. Chociaż wiesz dobrze, że moja skromna persona najbardziej wielbi Micka w czasach związku z Marianne, te włosy, te usta, no matko i córko.
    Spotkanie z Jimem było bardzo fajne (głębokie zdanie, Mery). Nie ma to jak poznać się i zakochać w sobie od pierwszego wejrzenia na koncercie Stonesów, ach. Ta kawka z Morrisonem, jacieżpierdzielewdupebobra, piękne! Proszę, proszę, Maria jaka grzeczna, ponad dwadzieścia lat, a ona niczego nie piła, to w sumie jak ja, tylko, że ja mam siedemnaście, ale mniejsza, i tak jestem stara.
    Wkręciłam się w to opowiadanie jak chuj i czekam na następny piątek, chociaż chciałabym szybciej, ale ty tu rządzisz. XD A szablon jest super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mery, uwielbiam Cię. Czekałam na taki komentarz od zawsze! To wszystko co napisałaś o Marii jest takie... nie wiem, wyciągnięte z mojego mózgu. xD Niby ja też za nią nie przepadam, chociaż to skomplikowana sprawa, bo najpierw ją lubię, później jej nie znoszę, ale w gruncie rzeczy to uważam, że nie jest taka zła. D:
      W sprawie Jim'a na razie milczę. xD
      Dzięx za taki wyczerpujący komentarz, za to co napisałaś o Marii, za wszystko, no. ♥

      Usuń

  3. Ponczeg, wielkie propsy za to co napisałaś o Marii. W ogóle to Twoja nazwa kojarzy mi się z taką jedną dziewczyną. Ona była siostrzenicą mojej nauczycielki od biologii i w każdy czwartek przynosiła jej pączki z karmelem i z koleżankami mówiłyśmy na nią "Pączkowa". XD
    Już w komentarzu pod rozdziałem dziewiątym pisałam o swojej postawie wobec naszej głównej bohaterki i cieszę się, że nie jestem osamotniona w swojej pozytywnej opinii na jej temat.

    Ten rozdział mi się tak cholernie podobał, naprawdę. Rozbawiło mnie to zdegustowanie Marii po ujrzeniu stroju Rosalie, hahaha. Jak wyobrażę sobie taką porządną dziewczynę w ładnej spódniczce, szpilkach, nienagannej fryzurze i makijażu, a tuż obok niej taka Rose, która chodzi z dupą na wierzchu i chce śledzić Jaggera to mam ochotę się zaśmiać na cały regulator. XD
    Mamy Jim'a, nareszcie! Chociaż ja osobiście wolę, aby Maria była z Mickiem, ale i tak się cieszę z tego, że w opowiadaniu pojawił się nasz kochany pan Morrison, którego uwielbiam!
    Ja wiem, że ciągle Ci truję i truję o tej oryginalności, ale naprawdę podziwiam Cię za wymyślenie takiej fabuły, takiej bohaterki i umieszczenia postaci typu Mick i Jim. To jest takie... świeże, nie wiem. Na blogsferze jest już tyle opowiadań o Gn'r (o Aerosmith też zaczynają się szybko gromadzić), że sama wiesz co.
    Szablon mi się strasznie podoba. Myślałam o tym przesłaniu i coś wymyśliłam, chociaż zapewne nie o to Ci chodziło, ale nie zaszkodzi napisać. Ten zamek jest taki niebezpieczny, nieco tajemniczy, mrożący krew w żyłach i piękny. Maria też jest tajemnicza, jej typowe niezadowolenie może trochę przerażać, bo tak naprawdę nie wiadomo co może powiedzieć, co może zrobić, ciężko ją zadowolić.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny!
    /Emilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woaaah, gratulacje, trafiłaś z tym przesłaniem! Chociaż jest jeszcze kilka innych elementów, no ale i tak szacuneczek. B|

      Dziękuję i również pozdrawiam. ♥

      Usuń
  4. Wiesz, ja muszę w tej chwili z całego serca i ze szczerymi intencjami pogratulować Marie. Nie podejrzewałam ją o takie zmiany, hej! Koncert Stonesów, fascynacja nieziemskim Mickiem Jaggerem i...i Jim. Pojawienie się Jima, którego tutaj pięknie oddałaś. Jestem wręcz zachwycona i nie wierzę w to, jak sprawy się potoczyły! Marie straciła głowę dla mężczyzny, którego...nie zna. Ale uwielbiam tego człowieka i ja. Jak się pięknie wyraża, kiedy z nią mówi. I jeszcze ta pasja do Paryża, Francji...a przecież Ona tam studiuje, cóż za zbieg okoliczności, haha. Mam taką dziwną nadzieję i chęć, że ta znajomość się jakoś ładnie rozwinie, nie sądzę od razu wielkiego związku, niczego nie sądzę, nawet nie chcę. Chcę, byś mnie miło zaskoczyła, a dobrze wiemy, Ty i ja, że tak pewno będzie.
    Rosalie bez skrupułów naśmiewa się ze swej złotej przyjaciółki, co chyba jest zrozumiałe, przecież Marie wyszła nam na małą hipokrytkę. Ale z drugiej strony, chyba nikt nie spodziewał się, że akurat tak droga poprowadzi tą nową w takim świecie. Świecie. Chociaż i tak dla mnie najpiękniejszym argumentem, jakim Marie nieustannie pluje do Rosie jest to, że ta ma chłopaka, podczas gdy ona jest zupełnie wolna, tak jak ptak. I dlatego może sobie wychodzić z kim chce, poza tym jej przyjaciółka wzdycha do człowieka, o którym raczej nic nie wie, a ta z kolei dowiedziała się o Jimie całkiem sporo, w co jestem skora uwierzyć. Czytając ,,Nikt nie wyjdzie stąd żywy'', doszłam do wniosku, iż ten człowiek rzeczywiście dawał się poznać, choć w niekoniecznie typowy sposób. Łaknę większej ilości, łaknę relacji Marie z Jimem. Wydają mi się tworzyć nieziemski duet, ona i on. Chciałam do czegoś to porównać, ale chwilowo nie mam pomysłu. Napiszę, gdy go odzyskam.
    Cholera, zrobiłaś mi straszne chęci na molestowanie się muzyką Stonesów po raz kolejny. Boże, giganci, moje całe serduszko. Co by było ze mną, gdybym ich nie miała, najwspanialsi. Tak cudownie mi o nich coś poczytac, dziękuję Ci.
    Chciałam strzelić lepszy komentarz, ale cóż. Może nie jest najgorszy, nigdy ich nie sprawdzam po napisaniu, mam jedynie nadzieję, że Ci się spodoba, haha.
    + piękny szablon, a tak na marginesie...czy to jest może Hogwart?
    Dziękuję raz jeszcze, czekam i pozdrawiam, Maddie ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie ma to jak napisać komentarz prawie w całości, a potem z dupy zamknąć przeglądarkę :) Brawo Rocky, brawo! Oscara, Nobla, czy inne Złote Palmy dla mnie.
    Ha, pieprzę :D
    Już Ci mówiłam, że bardzo, ale to bardzo zachwycił mnie nowy wygląd! Jest cudowny, naprawdę niesamowity. Ta sentencja jak już mówiłam, idealnie wpasowała się w klimat. No wiesz o co chodzi! I ten fiolet, jest taki jakiś inny niż ostatnio... Ładniejszy. Po prostu ślicznie tu teraz :)
    Rozdział! No chyba nie muszę mówić, że wizja koncertu The Rolling Stones jest zniewalająco cudowna! Tak się czytało wiesz... Z zapartym tchem! Niesamowite. Tylko... Ta Maria nie jest już aż tak wkurzająca, tylko dziwna. Po pierwsze: ten Mick. Od razu jej się spodobał... Bez poznania, ani nic?! Dziwaczne. Znaczy rozumiem, że większość jego fanek pójdzie za nim w ogień, ale Marie to nie fanka przecież xD
    No ale najbardziej zaskoczył mnie ten Jim! O MÓJ BOŻE. Czy to jest Morrison? MORRISON? TEN? Jej. Wiesz, cieszę się, że tu jest, ale jest zbyt zajebisty, żeby zadawać się z Moretti. Może przesadzam, ale... Nie, nie przesadzam. Szczególnie, że na razie jest tak zajebiście opisany! 'Zajebiście' nie pasuje tutaj, ale trudno. Zakochałam się w Jimie po raz nie wiem który. Robię to za każdym odtworzeniem The End i Break On Through. Nieważne! Kurde, nawet nie wiesz jak mnie Maria zszokowała. Zresztą samą siebie ona też.
    I teraz najważniejsze: co dalej? Kurde, z jednej strony ten związek mógłby jednak być piękny, ale z drugiej... Przecież dziewczyny zaraz wracają do Paryża! Nie mogę się rozstać ze łzami w oczach, bo by mi chyba serce pękło... Haha, nie, przecież jestem zimną suką (serio jestem, wiem, że się tak nie wydaje, haha). Aczkolwiek Twoje sceny pożegnania mnie rozczulają. Jestem jakaś popieprzona, ale dupa z tym, o!
    No i Rosie! Niech ona będzie z Mickiem, o tak. Będzie cudnie. Jebać Stevena! :3
    Cudowny rozdział Maddie, wybacz, że komentarz wyjątkowo słaby.


    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hooooogwart xD
    Koncert Rolling Stonesów? Bilet poproszę. :D
    Marie już lekko mniej wkurzająca. Mick jej się spodobał!
    Ale mają nie być razem. Bo ona go skrzywdzi :c
    Czekaj czekaj...
    Czy to jest TEN Jim?
    TEN Morrison?
    TEN JIM MORRISON?
    Z TEGO THE DOORS?
    TEN JIM MORRISON Z ZESPOŁU THE DOORS?
    Break On Through To The Other Side!
    Ale czekaj, czekaj.
    Marie jest dziwna. Najpierw zachwyca się Mickiem, a teraz Jagger jest niczym w porównaniu do Jima.
    Ale..one zaraz wyjeżdżają! I co dalej?
    A gdzie podziewa się nasz genialny Jimmy?
    I sorry że nie skometowalam wczoraj, ale wszystko potrwało dużej niż sądziłam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszę ten komentarz podczas burzy, rebel-Suicide XDD No więc muszę się streszczać (będzie krótko), ale przysięgam, że pod kolejnym rozdziałem postaram się napisać o wiele, wiele więcej. Bo zdaję sobie sprawę, że zawaliłam sprawę z komentowaniem, ale to chyba nie tylko u Ciebie, bo z niczym się wyrabiam. A dzisiaj postanowiłam, że trochę to ogarnę. Ale stój! Do rozdziału!
    Więc Marie- mimo tego, że jej nie znosiłam to teraz moje uczucia do niej z lekka się ociepliły. Może dlatego, że Mick, że Jim... Nie wiem, ale już trochę bardziej ją lubię. Ale to dziwne, że polubiła go od razu, tak o *pstryka palcami*, nie? To aż nie podobne do niej... Ale potem Jim... Dżizys, gubię się! Grzmi!
    Napieprzam tą klawiaturką jak nigdy, ale raz się żyje! Dalej: tęsknię za Jimmym, nawet nie wiesz, jak bardzo. On nadal jest (bo zawsze był i będzie) moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu!
    Fuck, fuck, fuck! Kurczaczki, Maddie, skarbie, przepraszam z całego serca za te nieskładne zdania od dupy strony, ale zrozum sytuację pogodową. W piątek skomentuję porządnie, na spokojnie! A jeśli chodzi o wygląd to mój superowy telefon go nie ogarnia i opinię o nim również napiszę pod koniec tygodnia. Także na zakończenie: życzę weny! Pozdrawiam i czekam na kolejny! :))

    OdpowiedzUsuń