Lot jak zwykle potwornie mnie zmęczył. Nienawidziłam podróży samolotem z całego serca. Wolałam tłuc się przez pół świata samochodem lub statkiem niż przeżywać takie męki. Jakby tego było mało to pojawiłyśmy się w samolocie jako ostatnie więc nie było mowy o tym, abym zajęła miejsce obok Rosalie. Umieszczono mnie pomiędzy chrapiącym starcem, a dziewczyną, która żuła gumę mlaskając przy tym jak małe dziecko. Myślałam, że zwariuję.
Dodatkowo przytłaczała mnie myśl o miesięcznym pobycie w Los Angeles, który zbliżał się wielkimi krokami. Zastanawiałam się co będę robić w czasie, gdy moja przyjaciółka będzie wędrować po klubach chodząc na koncerty swoich ulubionych zespołów. Chciałam, aby był ze mną Tom, który zawsze doskonale mnie rozumiał, był najlepszym przyjacielem pod Słońcem...
- Tom, z całego serca Cię przepraszam, ale nie. Nie mogę. Uwielbiam Cię, jesteś wspaniałym przyjacielem, ale po prostu nie jestem jeszcze gotowa na związek. Może jestem po prostu zbyt ambitną kujonicą, ale szkoła jest dla mnie najważniejsza i boję się, że nie będę miała dla Ciebie czasu... Jeszcze raz przepraszam. Proszę Cię o to, abyśmy dalej się przyjaźnili, nie wytrzymałabym bez Ciebie. - odpowiedziałam, omal się nie popłakałam.
- To ja przepraszam, niepotrzebnie tak wypaliłem z tym całym związkiem. Zachowałem się jak idiota. Masz rację, jest dobrze tak jak jest. - powiedział. Był zawiedziony. Usilnie próbował ukryć smutek pod maską wyjątkowo sztucznego uśmiechu. Poczułam się podle. - To jak, idziemy do tej restauracji? - spytał po kilkudziesięciu sekundach. Przytaknęłam, po czym poszliśmy do naszego ulubionego miejsca w czternastej dzielnicy.
- To ja przepraszam, niepotrzebnie tak wypaliłem z tym całym związkiem. Zachowałem się jak idiota. Masz rację, jest dobrze tak jak jest. - powiedział. Był zawiedziony. Usilnie próbował ukryć smutek pod maską wyjątkowo sztucznego uśmiechu. Poczułam się podle. - To jak, idziemy do tej restauracji? - spytał po kilkudziesięciu sekundach. Przytaknęłam, po czym poszliśmy do naszego ulubionego miejsca w czternastej dzielnicy.
Głos stewardessy informujący o tym, że zbliżamy się do lądowania był moim wybawieniem. Koszmar w końcu dobiegał końca.
- Wybacz mi grzechy, panie! - usłyszałam krzyk obok siebie. Niemal podskoczyłam ze strachu. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że to tylko ten nieszczęsny staruszek ma zwyczaj wybudzania się ze snu z prośbą o przebaczenie.
- Stara, spokojnie. - odezwała się dziewczyna siedząca obok mnie. Spojrzałam na nią zdezorientowana, po czym w duchu zaczęłam modlić się o to, aby w końcu wysiąść z tego pieprzonego samolotu.
Po niecałych czterdziestu minutach horror definitywnie dobiegł końca. Stałam tuż obok Rosalie przed lotniskiem. W dłoni trzymałam swoją niebieską walizkę, a skórzaną torebkę przewiesiłam przez ramię. Wsiadłyśmy do niewielkiej taksówki, po czym mogłam odetchnąć z ulgą. Gdy myślałam, że w końcu będę mogła odpocząć to jakiś kretyn otworzył drzwi i usiadł tuż obok mnie. Szczyt chamstwa. Czy w tym mieście nie ma innych taksówek?! Wymownie spojrzałam na długowłosego mężczyznę.
- Sory, ale się spieszę. Proszę na West Avenue 1120. - powiedział do taksówkarza.
- Się robi, szefie. - odparł pulchny facet i odpalił silnik.
- Przepraszam bardzo, ale byłyśmy pierwsze. Jest pan po prostu bezczelny, powinnam to zgłosić. - kierowca machnął lekceważąco ręką. - Mógłby się pan na mnie tak nie gapić?! - spytałam tajemniczego faceta, który od dłuższego czasu mi się przyglądał.
Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która była cała czerwona i płakała.
- Rosie, co się stało? - spytałam przejęta. Blondynka zaczęła dyskretnie wskazywać palcem bruneta, który siedział obok mnie, później zaczęła udawać, że śpiewa do wyimaginowanego mikrofonu, a ja czułam się co najmniej dziwnie.
- To Mick Jagger. - wyszeptała mi na ucho. Nie miałam pojęcia kto to taki. Podejrzewałam, że to ktoś z rodziny lub jakiś znajomy...
- Może podać chusteczkę, co? - spytał niejaki Mick i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Kocham Cię! Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę, to najpiękniejszy dzień mojego życia! - Rosalie wybuchnęła. Zaczęła płakać jak idiotka, kierowca patrzał się na nas jak na osoby chore psychicznie, a brunet uśmiechał się z satysfakcją.
- Każda mi to mówi. - westchnął. - Może autograf? - zaproponował. Rosalie pokiwała twierdząco głową, a już po chwili dzierżyła w dłoni wymiętoloną chusteczkę higieniczną z napisem "Mick Jagger".
To był jeden z najdziwniejszych momentów mojego życia. Stwierdziłam, że niejaki Mick musi być idolem mojej przyjaciółki. Nawet wyglądał jak jeden z członków jej ulubionych zespołów. Te włosy, obcisłe spodnie... wszystko mówiło za siebie, jednak ja za żadne skarby nie mogłam przypomnieć sobie żadnych historyjek związanych z tajemniczym panem Jaggerem, mimo że byłam niemalże pewna, że Rosie kiedykolwiek o nim wspomniała, przecież non stop opowiadała mi te wszystkie historie...
Po dwudziestu minutach wspólnej jazdy Mick opuścił taksówkę, rzucił kierowcy kilka banknotów mówiąc, że płaci również za nas, za kłopot. Przecież nie potrzebowałyśmy jego pieniędzy, co on sobie myślał? Przez niego Rosalie prawie zeszła na zawał, a ja doznałam wszystkich urazów jednocześnie.
- Marie, jak mogłaś go nie poznać?! To jest jakiś cud! W jednym samochodzie z Mickiem Jaggerem. Kobieto, on Cię dotknął! Chyba dzisiaj nie zasnę! A jaki on jest przystojny. I tej uśmiech. To chyba sen...
- Opanuj się, Rosie. Pomyśl o Stevenie to Ci przejdzie.
- Pieprzyć Stevena! - krzyknęła rozradowana.
Cicho westchnęłam i przyłożyłam głowę do okna. Oglądałam te wszystkie ulice, na których roiło się od ludzi, jedni przepychali drugich, aby dostać się do swojego celu, ktoś się z kimś kłócił, jakieś dziecko płakało, bezpańskie psy grzebały w poprzewracanych śmietnikach. Okropieństwo.
Niedługo później znalazłyśmy się w Mondrian Los Angeles. Pięknym, eleganckim, przestronnym hotelu na Sunset Blvd w West Hollywood. Odebrałyśmy klucze z recepcji i powędrowałyśmy na szóste piętro, gdzie mieścił się nasz pokój.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po przekroczeniu progu pomieszczenia było odnalezienie łóżka i runięcie na nie całym ciężarem swojego ciała.
- O nie, Marie, nawet nie żartuj! Wstawaj, szykuj się i idziemy! Musimy odwiedzić tyle miejsc...
- Obiecuję, że jutro pójdę z Tobą, gdzie tylko będziesz chciała, ale dzisiaj chcę odpocząć, proszę. Jestem wykończona tą nieszczęsną podróżą. - wymamrotałam.
- Ech... no niech Ci będzie.
Rosalie zaczęła biegać po całym pokoju, przebierała się, kręciła włosy, malowała się, aż w końcu opuściła pokój, mówiąc wcześniej, że wróci w nocy. Martwiłam się o nią i w pewnym momencie zaczęłam żałować tego, że z nią nie poszłam. Blondynka przyciągała problemy jak magnes. Paliła w toalecie, gdzie nie jednokrotnie przyłapał ją profesor, obściskiwała się ze Stevem z miejscach publicznych, gdzie ciągle ktoś ją upominał, kłóciła się z klientami, przez co szef już kilka razy chciał ją zwolnić. Ciągle coś się działo.
Aby choć trochę się odstresować postanowiłam wziąć długą, odprężającą kąpiel w wannie. Gdy wyszłam z łazienki zaczynało się ściemniać, toteż włożyłam na siebie piżamę i wyszłam na taras z paczką papierosów i zapalniczką w dłoni.
Nie paliłam wyjątkowo często, maksymalnie raz na dwa tygodnie, to mnie w pewien sposób odprężało. Grunt to kontrola nad sobą, nie chciałam popadać w nałóg nikotynowy i patrzeć na to jak wydmuchuję płuca razem z dymem. Miałam umiar.
* * *
Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca, które wdzierały się do pomieszczenia. Naturalnie, nie zasunęłam zasłon. Obok mnie słodko spała Rosalie. Najciszej jak tylko umiałam wygrzebałam z walizki ubrania, których nie zdążyłam jeszcze rozpakować i wślizgnęłam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, natapirowałam i zakręciłam włosy, pomalowałam usta czerwoną szminką i wróciłam do sypialni.
- Nareszcie! Kobieto, ile można się szykować?! Ech, ubiorę się i wychodzimy, wszystko już zaplanowałam. - blondynka wpadła jak burza do łazienki, a po niecałych dziesięciu minutach z niej wyszła. Ekspresowo.
Przejrzałam się w lustrze. Biała, plisowana spódniczka i szara bluzka na ramiączkach idealnie prezentowały się z czarnymi szpilkami, które pomimo przerażającego (dla niektórych) wyglądu były najwygodniejszym obuwiem na świecie.
Temperatura na zewnątrz nas nie oszczędzała. Słońce grzało niemiłosiernie, sprawiając, że moja nienawiść do Kalifornii wzrosła. Paryski klimat był dla mnie w sam raz, nie był ani zbyt chłodny, ani zbyt ciepły. Współczułam ludziom, którzy zamieszkiwali Los Angeles, wykończyłabym się, gdyby każdego dnia maltretowały mnie tak wysokie temperatury.
Po dość długim czasie dotarłyśmy na plażę, była niemalże pusta, ale cóż się dziwić, był ranek, większość mieszkańców tego miasta zapewne była w pracy.
Ściągnęłam buty i podążałam tuż za rozradowaną Rosalie w kierunku morza.
- Tu jest wspaniale! - krzyknęła. - Chyba nigdy stąd nie wyjadę...
Spacerowałyśmy brzegiem wody rozmawiając na temat wczorajszego spotkania z Mickiem. Nie podzielałam entuzjazmu mojej przyjaciółki. Co z tego, że był sławny? Że był wokalistą jednego z najpopularniejszych zespołów na świecie? Przez niego musiałyśmy tłuc się z jednego końca Los Angeles na drugi, jakby nie mógł poczekać na następną taksówkę, od których roiło się w tym mieście.
- Oj, Marie, przyznaj, że jest cholernie przystojny. - powiedziała Rosalie trafiając w mój czuły punkt. Owszem, ten facet był bezczelny i zbyt pewny siebie, ale spodobał mi się. Te usta... były niesamowite! Był wspaniale ubrany; obcisłe, czarne spodnie, świecąca, niebieska marynarka, starannie ułożone włosy. To było dość zaskakujące, nie tak wyobrażałam sobie rockmena.
- Ech, no był, ale co z tego? - przyznałam.
- Ha! Wiedziałam, że Ci się spodobał! Jakbyś go zobaczyła na scenie, jak on się rusza... o matulu. Aha! Właśnie, jak mogłam zapomnieć, za osiem dni idziemy na koncert Stonesów, wczoraj kupiłam bilety. Pójdziesz, co nie? - spytała z uśmiechem.
- Pójdę.
Zuziu, jestem w dupie. Nudzi mi się. Nie wiem czy dam radę skomentować, bo w domu są rodzice i siostra! Ryszard ratuj, ja mam tyle do zrobienia. ;_; Komentarz będzie krótki, a ja będę w nim pierdolić głupoty, bo mam na to ochotę. Wybacz mi, kocham Cię. Ten komentarz jest coraz dziwniejszy, ale to dlatego, że ja jestem jakaś pierdolnięta i potrafię wypisywać tylko głupoty i jakoś strasznie szybko to piszę, przez co nie myślę co piszę. Zauważyłaś, że tamto zdanie było takie długie, i że dużo w nim było "i"? Ok, były tylko dwa... To ja już lepiej zacznę.
OdpowiedzUsuńTom to szczęściarz. Wielki. On ma takie szczęście, że hej. Że hej, powtarzam. Na jego miejscu cieszyłabym się z tego, że Marie się nie zgodziła, a nawet gdyby była chętna na związek, to bym szybko powiedziała, że jednak już nie chcę. Tak, właśnie tak. Jejku, no jak on mógł się z tego powodu smucić? Przecież to tylko wredna Marie, przed którą ojciec ucieka na Himalaje, czy gdzie indziej. XD Bądźmy szczerzy, na miejscu tego jej ojca, dawno bym już uciekła. Choć w sumie, ze Marie jest taka jaka jest, to ich wina - Matki i ojca to oni ją tak rozpuścili, więc...
Dalej, dalej... Mick Jagger! Nie, nie, nie, to nie miało być tak... MICK JAGGER!!! TUTUTUTUTURURURYRYRURURYY!!! I taniec szczęścia, uuuu. Uła Uła Uła Uła... Ja się zastanawiam co robię, Matko Boska. ;_; Już ze mną nie dobrze, dziadek ma rację. I z tym, kiedy nazwał mnie wieśniakiem, i lumpem, i gamoniem, i ćwokiem... A nie, to babcia z tym ćwokiem. XD Dobra, nie ważne. Wszyscy uważają, że jestem chora psychicznie. Mama chce mnie posłać do psychiatry... Ale nie miałam gadać o tym. Mick jest, Mick jest, Mick jest! Gdybym miała jakieś fajne rymy, to powstałaby kolejna piosenka, ale... Nie, nie będzie żadnej piosenki... A przynajmniej teraz.
Idą na koncert Stonesów? No i dobrze, Marie się trochę rozerwie tylko... Czy ja dobrze tam widziałam, że ona pali? Marie? Uuu, kara będzie, musi być.
1. Marie pali jak smog,
Ale z niej ćwok,
Będzie potem chora,
I nie uratuje jej siora (ona nie ma siostry, ale nie ważne... Właśnie! Dlatego jej nie uratuje!)
Rosalie wyjdzie za Micka,
Będą mieli małego żółwika.
I królika!
2. (aktualnie nie mam pomysłu na refren...) Mick się załamie,
Bo Marie go złamie,
Z tym swoim wymądrzaniem,
Poleci zrobić pranie (?)
Ref. Ooo Marie, nie niszcz Micka,
Kup mu królika (?)
On nie ma garniaka,
Ani fraka,
To chłop nie dla Ciebie,
Więc nie mów, że jest przystojny, bo dostaniesz w łeeeeeeeeeeeeeeb.
KONIEC. Tak, wiem, poprzednia była lepsza, bo ta w sumie nie ma żadnego sensu i sama nie wiem po co ją pisałam... Ale musiałam, bo tak zaczęłam gadać o piosence, to musiała się tu pojawić, a na celu ma... O! Ta oto pieśń mówi, że Marie nie może być z Mickiem i nie może mówić, że on jest przystojny, bo on ma być z Rosalie, no i coś tam o króliku... Dobra, to już koniec komentarza, bo nie mam pomysłów. Ani głupich, ani tych mądrych, choć mądrych to nie mam nigdy...
Cudowny rozdział i kiedy Jim? Własnie, nie zapytałam wcześniej, więc - KIEDY JIM?
Dobra, idę już, zabieram Ci pewnie tylko czas.
Weny!
Hahahaha.
UsuńMatko, ja się tu zwijałam ze śmiechu jak czytałam tę piosenkę. XD
Nie wiem czy Ci to pisałam, ale tą poprzednią sobie wydrukowałam i wkleiłam do zeszytu z jakimiś pierdółkami od znajomych. I nawet napisałam pod spodem "Faith" oraz adres Twojego bloga. Może za jakieś trzydzieści lat wejdę na You're The Reason I Live i przeczytam wszystko od początku wspominając młodzieńcze lata. XD
Jim pojawi się już w następnym rozdziale, hyhyhy. ♥
Dziękuję Ci po milionmilionówkroć za komentarz i za piosenkę! ♥
Jak ja Cię kocham za Micka to nawet sobie tego nie wyobrażasz. Już się bałam, że wszyscy pozapominali o Rolling Stonesach, a tu proszę, nasza kochana Maddie umieściła Micka w opowiadaniu. Ta akcja w taksówce była moją ulubioną. Aż się śmiać zaczęłam, bo wyobraziłam sobie roześmianego Jaggera, podekscytowaną Rosalie, zdezorientowanego taksówkarza i Marię, która nie wie co się dzieje i zamiast twarzy ma znak zapytania. Już się nie mogę doczekać ponownego pojawienia się Micka w opowiadaniu, na co chyba nie będę musiała długo czekać, bo przecież dziewczyny idą na ich koncert! <3
OdpowiedzUsuńSama nie wiem czemu, ale powolutku zaczynam przekonywać się do Marii. Może dlatego, że jest po prostu inna. Uwielbiam Cię za to, że stworzyłaś tak oryginalną postać. Czytam ff od końca 2011 roku i rzadko kiedy widziałam inny typ bohaterki niż "zakochana w rocku, sympatyczna, ale jak się wkurzy to umie pokazać pazura" itd.
Przyznam szczerze, że po cichutku liczyłam na to, że Maria jednak będzie z Tomem, chociaż może to nawet lepiej, że nie są razem? Może dzięki temu nasza panna Moretti będzie z Mickiem lub którymś z Jamesów. Kurczę, ona mi tak strasznie pasuję do Jaggera. Mają nieco podobne charaktery, tak mi się przynajmniej wydaje, czytałam dwie biografie Micka i niestety tylko po nich mogę stwierdzić jaki on był, ale z tego co wywnioskowałam to uważam, że do siebie pasują.
Teraz tak myślę, że jest mnóstwo teorii co do tego jak może wyglądać to opowiadanie. Maria może być z Mickiem, może być z Pagem, z Morrisonem, a może nawet odbije swojej przyjaciółce Stevena? A może będzie singielką? Pozostaje mi tylko czekać na kontynuację.
P.S. Taka ciekawska jestem, że muszę zapytać, jak Ci poszły zawody? :) Jak siedziałam w piątek w szkole to tak sobie przypomniałam o Tobie i pomyślałam, że przecież to dzisiaj i nawet trzymałam kciuki, ale później mi zdrętwiała ręka. xD
Szczerze powiedziawszy to mi też na początku spodobała się scena w taksówce, ale po przeczytaniu tego drugi raz byłam załamana i najchętniej bym to wszystko zmieniła. Właściwie to zawsze tak mam, najpierw coś mi się względnie podoba, a później twierdzę, że to największy chłam w historii. ;_;
UsuńNie spodziewałam się tego, że ktoś może przekonać się do Marii. ;o
O matko, na serio trzymałaś kciuki? ;'''''')
Zawody w sumie całkiem nieźle, drugie miejsce, whoooaa. Dziewczyna, która wygrała była szybsza o niecałe dwie sekundy więc później miałam ochotę się wymordowanie połowy społeczeństwa. ;_; Na szczęście po kremówce mi przeszło. xD
I naturalnie, dziękuję za komentarz. :3
Weź kobieto nie pieprz głupot. Czytałam ten fragment trzy razy i nadal nie mam go dosyć, jest świetny. Ile ja bym dała za to, aby być na miejscu dziewczyn ;-;
UsuńJa też na początku nie sądziłam, że mogę się do niej kiedykolwiek przekonać, bo z tą pracą i z dziewczyną ze szkoły podniosła mi ciśnienie do tego stopnia, że omal nie dostałam zawału, ale teraz jak tak na nią patrzę to stwierdzam, że nie jest taka zła. Jest inteligentna, troskliwa w sumie też, bo przejęła się tym, że Rosalie jest ze Stevenem, który jest od nich o osiem lat starszy xd i oczywiście jest też utalentowana! W końcu rysuje, gra na pianinie, na nerwach też. xd
Maddie ja przez Ciebie wpadam w kompleksy, jak to miałaś ochotę na wymordowanie połowy społeczeństwa? Ja bym chyba skakała ze szczęścia jakbym w zawodach lekkoatletycznych zajęła 50 miejsce. xD W każdym razie gratuluję!
O chuj, napisałam w tym komentarzu aż trzy "xD". To przez Ciebie! xD (znowu)
Nie martw się droga Anonimko! Ja też kiedyś byłam całkiem normalnym człowiekiem (hahaha, ale żarcik zapodałam), a gdy poznałam Zuzkę to zaczęłam nałogowo wciskać "XD", gdzie tylko się da. To uzależnia, strzeż się.
UsuńA dla Ciebie, Zus, nie ma już ratunku. Od dzisiaj będę na Ciebie mówić Wciskacz Emotek. XD <--- ekhm.
O fak. ;____________________;
UsuńCO TO MA BYĆ?! MERS WYTŁUMACZ MI TO! CO TY ZROBIŁAŚ?! DLACZEGO JESTEŚ ZIELONYM PONCZKIEM?! ;____;
NIE, JA TEGO TAK NIE ZOSTAWIĘ! BĘDĘ WALCZYĆ O ANGELINĘ NA AVATARZE DO UPADŁEGO!
ZA KAŻDYM RAZEM JAK SPOJRZĘ NA TĘ ZIELONĄ KULKĘ TO ZACZYNAM SIĘ ŚMIAĆ. ;___;
WIDZISZ JAK RYSIEK SIĘ NA CIEBIE PATRZY? TO SPOJRZENIE PEŁNE DEZAPROBATY.
WE WANT MERISA! ODDAJ NAM MERISĘ PONCZKU!
Wdech, wydech, wdech, wydech, uff.
Teraz się odniosę do komentarza Emilii (bo zakładam, że to Ty xD). Ja też na początku myślałam sobie, że będzie fajnie jeśli będę w pierwszej trzydziestce, albo coś, ale po całkiem dobrym starcie stwierdziłam, że muszę spiąć i przebiec to jak najlepiej i tak jakoś się złożyło, że doszłam do dziesiątego miejsca, później leciało jak z płatka, a gdy byłam już prawie pierwsza to jakaś laska mnie wyprzedziła no i byłam druga. Chociaż to i tak całkiem nieźle jak na mnie, bo regularnie biegam od niedawna. D:
Przyznaję się bez bicia, że jestem uzależniona od wciskania emotek w każde możliwe miejsce, tak. ;__; I jeszcze Was tym zarażam, wstyd i hańba. ;_;
A Ciebie Mers (Ponczku -.-) zabiję za ten Zus. XD Za Wyciskacza Emotek również. Właśnie ostrzę noże.
Tu niezalogowany ZIELONY PONCZEG.
UsuńMam dla Ciebie zajebistą propozycję. Zakład. Jeśli przez tydzień nie napiszesz żadnej emotki w komentarzu czy gdziekolwiek to zmienię avatar na Angelinę i nazwę na coś normalnego, a jeśli Ci się nie uda to zmieniasz nazwę na Zakład Ubezpieczeń Społecznych i chuj. Idziesz na to? XD <-- ja mogę. xD
O FAK. ;_____________________;
UsuńNo nie wiem, ciężka decyzja. xD
Chociaż w sumie... nie, nie mogę wyjść na tchórza! Idę na to! HA!
To teraz komentuję rozdział, ale najpierw wypadałoby się przedstawić. Jako, że zmieniłam swoją tożsamość z głupiej Merisy za Zielonego Ponczga to witam Cię kochana w tej nowej odsłonie.
OdpowiedzUsuńKiedyś jak napisałam koleżance w zeszycie "groszeg" to taki jeden debil z mojej klasy mnie zjechał za to, że nie umiem pisać. Czar wspomnień. ;")
Ja Ci mogę obiecać, że nigdy w życiu nie przekonam się do Marii, ona zawsze zostanie wredną małpą (nie mylić z Tylerem! Okej, przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Wszyscy w moim otoczeniu twierdzą, że on wygląda jak małpa więc i mi się to udzieliło, mimo że tak nie sądzę, ale lubię Cię denerwować, więc co mi szkodzi napisać, że Tyler wygląda jak małpa, mimo że tak nie wygląda? Rozumiesz coś z tego? ._.).
Mi też się podobała scena z taksówce! Była boska! Chyba bym padła na twarz, gdyby TEN Mick Jagger jechał ze mną w jednym samochodzie. Gdyby mnie dotknął! Gdyby coś do mnie powiedział! Gdyby na mnie spojrzał! No ja pierniczę, Marycha, Ty szczęściaro!
Podejrzewam, że z tym Stevenem i Marią to może być coś na rzeczy, bo przecież, kurwa, co Rosalie w nim widzi? Przecież on jest taki w stylu Marii, a Rose pasuje do Jaggera, albo do Jim'a. To by była para idealna.
Rosalie Jagger (ewentualnie Morrison, albo Page), no czyż to nie brzmi wspaniale? <3
A teraz moje ulubione *___* - DAWAĆ KURWA DZIESIĄTY. XD
~ Mers (tak, musiałam sie podpisać xD).
Nawet mi nie denerwuj z tym ponczkiem. XD Dla mnie i tak jesteś Merisą z piękną Angeliną na avatarze.
UsuńChciałabym zobaczyć Waszą reakcję na to co wydarzy się za kilka rozdziałów, hyhy. Zapewne niektórzy mnie zasztyletują. D:
W pierwszej kolejności chciałabym Ci podziękować, że byłaś taka wspaniałomyślna i poinformowałaś mnie na asku, a nie poprzez taki pusty komentarz, haha, bardzo mnie to cieszy. W ogóle muszę zrobić jakieś ogłoszenie, by mnie tam informować, bo już mam dość złudnych nadziei, że ktoś się szarpnął jeszcze na wyrażenie swojej opinii co do twórczości. Na pewno wiesz, o czym mówię. Ale to nie jest najważniejsze.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze jest to, że dla Marie jednak jest jakaś nadzieja, że kiedyś uda jej się jeszcze wyjść na ludzi. MICK JAGGER, AJSHGHDGGSHAJJWHHEHDDBCBCBJDDOOWKJAJAJJWUIW, ale do tego w swoim czasie powinnam dotrzeć.
Dziewczynki nam poleciały do Stanów, do słoneczniej, pięknej Kalifornii i ja po prostu wiedziałam, no przysięgam, wiedziałam, że wyrafinowana i dziwna Marie będzie miała z tym problem. Raz, że samolot, dwa, że towarzystwo. No jak tak czytałam o tej jej mękach niemiłosiernych, to mnie trochę krew zalała, ale potem zdałam sobie sprawę, że ja sama miewam problemy z tą formą komunikacji i jakoś się uspokoiłam. Aaale sama podróż do pryszcz przy tym, co było później, jejku.
Starałam się wyobrazić siebie, taką prawdziwą siebie, w sytuacji, gdzie wsiadam z przyjaciółką (typową moją koleżanką, która jest niczego nie świadoma) do taksówki i razem z nami wsiada jakiś chamski, beznadziejny i arogancki facet. Ona się buzuje, a ja patrzę, umieram i nie wierzę, ponieważ to jest Mick, kurwa, Jagger. I ona nie ogarnia, że siedzi obok Boga w ludzkiej postaci, no bo po co, a ja zachowuję się jak Rosalie. Brawa wielkie dla niej, że zachowała się tak, nie inaczej, reakcja w stu procentach prawidłowa. A ta jego skromność, ach... Wszystkie mu tak mówią. Oczywiście, szczerze społeczeństwo. Cholera, jakie to było niemiłosiernie piękne. I to...to ''pieprzyć Stevena!''. TAK, przy Jaggerze to taki Steven nie ma szans, także Rosie naprawdę spełniła wszystkie moje kryteria, uwielbiam ją.
Hej, ale jest tutaj coś, co mnie zwaliło z krzesła, taki szok. Marie, Marie... Pan J. wpadł jej w oko, czyżby? I taka dziewczyna jak ona bez zastanowienia zgodziła się na koncert takiego zespołu jak The Rolling Stones? Poważnie? A może coś nam zaskoczy w tym wszystkim...ale ja bym chciała, może on by z niej prawilną kobietę by zrobił, haha. Za taksówkę już niby zapłacił, więc może zapłaci znów i za coś jeszcze...zaraz, co ja napisałam?
Nie wiem, nie myślmy o tym! Ale Ty pisz i dodawaj kolejny, ponieważ okropnie się wkręciłam przy tym rozdziale. Dziękuję Ci bardzo i czekam na dziesiąty! ♥
Ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego co bym zrobiła na miejscu dziewczyn. Matko, być z Mickiem w jednej taksówce, tak blisko siebie to przecież asehjwqjkebkmfnmdsa, aż nie potrafię się wysłowić. *__*
OdpowiedzUsuńRozdział jest już napisany i czeka na datę swojej publikacji. :D Tak się wkręciłam w pisanie, że mam ochotę na stworzenie całego opowiadania w jeden wieczór. xD
Bardzo Ci dziękuję za komentarz! ♥♥
O cholera, Zuzia! Jest pierwsza w nocy, więc ja się czuje jak w dzień (kłopoty ze spaniem, nie polecam), i sobie myślę, że w sumie to jest idealna pora, żeby zawitać do Ciebie. A tu jakiś taki szokujący szok! Szokujący szok? Mniejsza z tym. Coś ze mną nie tak. Jezu, dzisiaj chciałam z koleżanką zamówić pizzę w 'Grubym Benku', a tam jest tak, że się mówi jakie się chce składniki na tej pizzy. I ta podstawowa, czyli sos, ser, oregano się nazywa 'Goły Benek'. Więc musiałyśmy powiedzieć coś w stylu: Poproszę Gołego Benka z szynką i oliwkami. A co zrobiłam ja? Stwierdziłam, że nie powiem tak za żadne skarby, bo zbyt bardzo kojarzy mi się to z zamawianiem striptizera. Nie pytaj czemu. To chyba moje sobotnie spierdolenie. Musi człowiek kiedyś powfiksować trochę, bo co by było za życie bez tego...
OdpowiedzUsuńHa, odeszłam kompletnie od tematu, w sumie mnie to nie dziwi. Leciała mi tu jakaś skoczna piosenka, pewnie dlatego dostałam jakiegoś szału.
Marie nie podnieca spotkanie Micka Jaggera.
...
!?
Nie jestem pewna, czy ta istota zwana Marią Moretti na pewno jest całkowicie zdrowa na umyśle. Coś jej tam chyba neurony w mózgownicy nie pykły, co? No bo... Bo... Bo... Jagger, do cholery! Co jest grane?! Czemu on się NIE POSIKAŁA?! Absolutnie, w stu procentach rozumiem Rozalie. Też bym się poryczała. A jakbym jechała z Tyler'em... Zemdlałabym. Jak na koncercie Steven wyszedł na scenie, to mi momentalnie zaszły oczy łzami. Holy shit, czy my nie za poważnie to bierzemy? Nie, absolutnie. O kurde, Janie's Got A Gun. Śpiewam! Strzeżcie się sąsiedzi :3
Nie, nie śpiewam, dam im pospać. Nie śpiewam, tylko piszę dalej, ten standardowo niereformowalny komentarz. Nie wiem czemu, ale kompletnie rozbroiła mnie scena w samolocie. Wiesz z jednej strony jakaś luźna laska, o, wyobrażam sobie ją mniej więcej tak: trochę zapuszczone dredy, przymulone spojrzenie, guma do żucia oczywiście, bluza, luźne spodnie i słuchawki na uszach. O tak. A ten pan to w ogóle: medalik na szyi, różaniec w rękach, beret, mokasyny i przykrótkie spodnie. A no i obowiązkowo okulary, duże w drucianych oprawach! Tak. Tak. No i kto po środku? Idealna, ooo, perfekcyjna Maria Moretti, wszystko wyprasowane, włosy ułożone, dopasowana biżuteria... Tylko na ustach grymas absolutnego niezadowolenia i dogłębnego zniesmaczenia.
Nie mam zielonego pojęcia na jaką cholerę się na ten temat tak rozpisałam. Naprawdę nie mam.
No, co do sceny w taksówce się wypowiadałam już. Ale może jeszcze tak bardziej popuszczę moje emocje: O CHOLERA. MICK. JAGGER. To jest jak...jak odwołanie dwóch matematyk od rana w piątek (to jest fakt, serio, mój plan to jest jakiś rozkład tortur w szpitalu karno-psychiatrycznym (?)). Nie, to jest lepsze! O niebo! O dwa! Trzy! Więcej! Mick Jagger. DAT MIK DŻAGER. Jaram się jak Rosie w taksówce <---- nowe powiedzonko xD
Jezu, Maddie, nie uwierzysz. Ja też nie wierzę. Paint it Black, przed sekundą zaczęło mi lecieć w słuchawkach. Kocham moją playlistę.
Koncert!? Tak! To będzie coś! Coś kompletnie nowego dla Marie. Czuję, że się jej nie spodoba. Choć w sumie... Nie, nie spodoba. Ale czekam na jego opis :3 O tak! Z wielką chęcią.
Ah, została jeszcze kwestia Toma. Cóż, nie wiem jak mam to za bardzo ująć w słowa, bo... Tak naprawdę mało wiem o tym chłopaku, trudno mi nawet sądzić o nim cokolwiek. Ale może lepiej, że jest jak jest. Marie spotka Jimmy'ego i będą razem.
...?
Ha, kończę, bo jest wyjątkowo rozlazły i powalony ten mój komentarz. Zuziu, życzę miłej niedzieli!
Hugs, Rocky.
Przepraszam Cię za to, że tak późno odpowiadam, chociaż nie wiem czy w ogóle czytasz te moje odpowiedzi, no ale nieważne. XD W każdym razie zmoderowałam to na telefonie, a jakoś nie miałam cierpliwości do pisania na nim komentarza więc pojawia się on dopiero teraz. ;_;
UsuńPopłakałam się, gdy czytałam o Gołym Benku, serio. XD Jezu, ja to bym umarła ze śmiechu jakbym miała coś takiego powiedzieć. XD
Ja sobie wyobrażałam tego staruszka jako Paździocha z Kiepskich, a dziewczynę jako córkę Adamczyka z filmu "Listy do M". Nie wiem czy oglądałaś, no ale to właśnie była taka laska z dredami, z tatuażami i w ogóle. XD
Matko, ja dzięki Waszym komentarzom dostałam takiego kopniaka, że napisałam już wszystko do 16 rozdziału. :OO Taka wena, że ja pierdole..
Soł, dziękuję Ci za ten wyczerpujący komentarz i za Gołego Benka, you made my day. XD
Maddie...
OdpowiedzUsuńMick Jagger.
TEN Mick Jagger.
A ta Marie...
kurwa...
nie mam weny na komentarze, z powodów rodzinnych :c
Wiedz, że jest zajebiste
i pójdę zabić Marie za Micka.
/niezalogowana Estranged
Dziękuję. XD
UsuńI trzymaj się tam!