13 października 2014

13. It's amazing what women in love will do.

    - Jim, co to ma być?! - krzyknęłam i spojrzałam na skulonego, malutkiego szczeniaka leżącego na dywanie.
- Myślałem, że Ci się spodoba, znalazłem go na ulicy i pomyślałem, że go przygarnę. - uśmiechnął się do mnie w ten swój czarujący sposób i podszedł, aby mnie przytulić. - Ja jestem Jimem Morrisonem, Ty jesteś panią Morrison, a to jest nasz Morrison Junior.
- Wieczorem nie chcę go tu widzieć. - odparłam i wyszłam na balkon.
- No ale dlaczego?! Przecież będę się nim zajmował. - usłyszałam w oddali, a już po chwili dłonie bruneta obejmowały mnie w talii.
- Nawet sobą nie potrafisz się zająć. - strzepnęłam jego ręce i usiadłam na fotelu w duchu modląc się o to, aby jak najszybciej pozbyć się tego kundla z mieszkania.
- W takim razie co mam teraz z nim zrobić? Przecież nie wyrzucę go znowu na ulicę. - wymamrotał i usiadł obok mnie.
- To zanieś go do Ray'a. - zaproponowałam.
Jim stwierdził, że to doskonały pomysł i już po chwili zniknął. Mogłam rozkoszować się spokojem i ciszą, co w ostatnim czasie zdarzało się niesamowicie rzadko.
Rosalie wyjechała na lato do Paryża, aby odwiedzić Stevena, Tom był w Visconsin u rodziców, a ja zostałam sama z moim Panem Charyzmy, który zaczął mieć obsesję na punkcie naszej przyszłości. Szukał dla nas mieszkania, chciał mi się oświadczyć, na szczęście zemdlał, a gdy się obudził niczego nie pamiętał...
* * *
27.06.1969. 

    Niecierpliwie czekałam na Ray'a, który spóźniał się już kwadrans i zdrapywałam czerwony lakier z paznokci. Koniecznie chciał ze mną o czymś porozmawiać. Domyślałam się, że chodzi o Jim'a, nie utrzymywałam żadnych kontaktów z jego kolegami z zespołu więc o co innego mogłoby chodzić?
Po kolejnym kwadransie i kolejnej czarnej kawie w kawiarence zjawił się długo wyczekiwany mężczyzna. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął przepraszać za spóźnienie. Zaspał...
- Chodzi o Jim'a. - wiedziałam. - Już sam nie wiem co mam robić. Staję na głowie, żebyśmy w końcu wydali płytę, załatwiam koncerty, a ten kretyn ma nas gdzieś i albo przychodzi pijany, albo nie pojawia się wcale.
- I ja mam na niego jakoś wpłynąć, tak? - spytałam sarkastycznie. - Wybacz, ale nie mam zamiaru go pouczać, on i tak będzie robił to co chce. Jeśli wspomnę cokolwiek o tym, aby wziął się za siebie to nasz związek zapewne tego nie przetrwa, już i tak non stop się kłócimy, nie chcę pogarszać sytuacji, wiedząc, że i tak niczego nie wskóram.
- No dobrze, rozumiem... a nie myślałaś może o tym, aby wysłać go na odwyk? Ten alkoholizm go w końcu wykończy.
- Nie zgodzi się. - odpowiedziałam, chociaż głównie chodziło mi o to, że nie chcę go zostawić samego, a może to ja nie chciałam zostawać sama... wariowałam za każdym razem, gdy nie było go w pobliżu. Zastanawiałam się co robi, z kim przebywa. Martwiłam się o to czy w ogóle żyje.
- Ech, byłbym wdzięczny, gdybyś jednak zmieniła zdanie i z nim o tym porozmawiała, a teraz przepraszam, ale muszę lecieć. Trzymaj się.
* * *
 
      Po kolejnej burzy wzeszło słońce. Po miło spędzonej nocy nadszedł czas na jeszcze milsze popołudnie. Wybraliśmy się na obiad, później przez dwie godziny spacerowaliśmy po    Beverly Hills, a na sam koniec nadszedł czas na zakupy. To był jeden z najwspanialszych dni spędzonych z Jimem. Był taki sympatyczny, ciągle żartował, śmiał się...
- Właściwie to co sądzisz o naszej muzyce? Nigdy o to nie pytałem... podoba Ci się?
- Trochę... - mruknęłam bez przekonania. - Marnujesz się tam. Mógłbyś pisać mnóstwo pięknych wierszy, a tracisz czas na koncertowanie i nagrywanie w studio.
Roześmiał się.
- Nie mógłbym ich zostawić, poza tym mamy podpisany kontrakt, nie możemy go zerwać.
- Możecie, kiedyś mówiłeś, że możesz wszystko. Jesteś poetą, a nie wokalistą, powinieneś robić to co wychodzi Ci najlepiej, czyli pisać. Wiersze. Nie piosenki.
     Od jakiegoś czasu usilnie próbowałam oderwać Jim'a od zespołu. Myślałam, że zerwanie kontaktów z pozostałymi członkami The Doors, byłoby czymś co pomogłoby mojego ukochanemu. Koncerty go wykańczały. Miał dopiero dwadzieścia sześć lat, a wyglądał na czterdzieści. Długa broda, odrobina siwych włosów, inna postura i te same niebieskie, wrażliwe oczy, na których wymalowany był ból przenikający mnie do głębi.
Jim był innym człowiekiem. Podczas trzech lat naszej znajomości zmienił się nie do poznania, ale wydarzenia mające miejsce w pierwszym kwartale 1969 roku były niczym w porównaniu z tym co przyszło później.
Trzeciego lipca odszedł niejaki Brian Jones, co niewyobrażalnie wstrząsnęło Jimem. Zniknął na dwa tygodnie, podczas, których dostawałam szału. Dzwoniłam do wszystkich jego znajomych, którzy zazwyczaj nie odbierali telefonu, tłukłam naczynia, krzyczałam do samej siebie, a zazdrość i niepokój rozrywały mnie na strzępki.
Ray po raz kolejny poprosił mnie o spotkanie, które jednak różniło się od poprzedniego. Zaczął się na mnie wydzierać, mówiąc, że mam przestać nalegać na to, aby Jim opuścił The Doors. Ja jednak nie miałam takiego zamiaru. Modliłam się o to, aby wrócił, aby zgodził się na wyjazd z pieprzonego Los Angeles.
    Dwudziestego lipca Jim zjawił się w moim mieszkaniu, próbując wynagrodzić mi swoje zniknięcie prezentem w postaci karty kredytowej. Gdy wyrzuciłam ją do kosza na śmieci, mówiąc, że jest palantem, zaczął błagać mnie na kolanach o przebaczenie, tym razem nie uległam. Wiedziałam, że nic mu się nie stało podczas jego ucieczki, byłam pewna, że pójdzie do studia, aby spędzić tam noc, także nie musiałam się o nic obawiać. W przypływie frustracji wyrzuciłam jego ubrania i książki przez okno mówiąc, że nie chcę go więcej widzieć, co oczywiście mijało się z prawdą. Wszystkie słowa, którymi obdarowałam go tamtego pamiętnego dnia były zwykłym impulsem.
    Następnego ranka Jim stał pod oknami i prosił o to, abym go wpuściła. Po dwóch godzinach słuchania jego wrzasków otworzyłam drzwi. Uklęknął i zapytał czy będę jego żoną, wcześniej ofiarując mi srebrny pierścionek z kilkoma diamentami, który bardziej przypominał obrączkę. Po raz kolejny mu przebaczyłam... i zgodziłam się. Co miałam zrobić?

* * *
12.08.1969.

    Rosalie wróciła z Paryża w fantastycznym humorze. Była taka szczęśliwa... ja natomiast wiodłam spokojne życie jako pani Morrison, u boku mojego narzeczonego, który zachowywał się, o dziwo, całkiem normalnie. Problemy jakby odeszły w dal, a wyskoki, które miały miejsce kilka miesięcy temu przeszły do historii. Byliśmy normalną, kochającą się parą. Rosie bujała w obłokach rozmyślając głównie o tym, że za rok skończymy studia, rozpoczynając tym samym kolejny etap w naszym życiu. Jej plany skupiały się  głównie na Stevenie, który chciał założyć z nią rodzinę. 

- O mój Boże! Oświadczył Ci się?! - krzyknęła podekscytowana, gdy pokazałam jej pierścionek zaręczynowy. - Kiedy ślub? - no tak, typowe pytanie.
- Nie chcę ślubu. - odparłam.
- Co?! Dlaczego?
- Nie wiem, po prostu. Podoba mi się nasze obecne położenie, ślub to zbędne formalności.
- No wiesz co... - westchnęła. - Nie chciałabyś ubrać się w jakąś piękną, białą suknię, później pojechać ze swoim MĘŻEM w podróż poślubną w jakieś ładne miejsce...?
- Nie. Z resztą to Jimowi też nie uśmiecha się wizja małżeństwa. To, że jesteśmy zaręczeni nam wystarcza, naprawdę.
Odrzucała mnie myśl o tej okropnej ceremonii. Wszystko było takie naciągane. Sztuczne uśmiechy, płaczące matki, zazdrośni ojcowie, którzy muszą oddać swoją ukochaną córeczkę jakiemuś facetowi, a do tego wszystkiego biała, niewygodna suknia do samej ziemi, tona lakieru we włosach i kilogramy makijażu na twarzy. Odrażające.

11 komentarzy:

  1. "Zdradzę Wam tylko tyle, że w następnym rozdziale wydarzy się coś na co być może część z Was czeka, ale ciiiii. " Ja wiem, co to! To Hogwart! Ja to wiedziałam, wiedziałam, że nie porzucisz tej Marie na miotle. Ja to wiedziałam! A w tym Hogwarcie będzie Jimmy! Tak, i razem z Marią będą sobie na miotłach latać! Ja jestem tego pewna! Ewentualnie może to być sam Jimmy... ;_; Bez mojego Hogwartu. ;_;
    Boże, ja chyba zacznę już gadać coś o rozdziale, a nie o ty następnym, w którym tyyyyyyle rzeczy się wydarzy. XD Marie (Maria Morrison, ale o tym później...) nie kocha psów? ;_; Mamusiu, taka nie dobra pani nie kocha psów. ;_; Ja wiedziałam od początku, że jest okropna, dlatego nigdy jej nie lubiłam i lubić nie będę. Kocham Jima, Jimmy'ego i Micka - Tyle mi starczy. Szkoda, że kazała wyrzucić psa. ;_; W ogóle oni mi z Morrisonem do siebie nie pasują (tak, wiem, odkrycie roku, ale chyba jeszcze o tym nie gadałam... Gadałam, ale się powtórzę). Ok, każdy to wie, co nie Rysiu?
    A potem? A potem... Kurde, no. Niby do siebie nie pasują, ale jednocześnie chcę, żeby Marie stała się panią Morrison. Może to za karę dla Jima za to, że mnie zdradza...? Wszystko możliwe, wszystko... Naprawdę, to jest bardzo możliwe. XD Ale Marie (Maria) musi za niego wyjść, choć... No, bo jak ona teraz wyjedzie do Hogwartu, to jak oni to? Zuza, jak Ty chcesz to zrobić? XD
    Ale odczuwam smutek z jednego powodu. A mianowicie... Rosalie nadal nie jest Jagger. ;_; Dlaczego? Przecież ona musi być z Mickiem. ;_; Ja i Ryszard im kibicujemy, dlatego... Wymyślimy im nazwę. O! To dobry pomysł. Ryszard, myśl, myśl... Misalie. Tak, to ich nazwa! MISALIE! UUUUUUUUUUUUUUUUUUUU, MISALIE RZĄDZI!!! XD ONI MAJĄ BYĆ RAZEM!
    IDZIEMY JUŻ SOBIE!!! To znaczy - ja, bo Rysiek tu mieszka. ;_;
    Pa Rysiu, pa Zuziu.
    Weny! (to dla Ciebie, nie dla Rycha. No, chyba, że znów będziemy pisać razem jakąś piosenkę, wtedy jemu też wena się przyda.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jaa... Faith, jak ty to robisz, że tak szybko komentujesz? Nawet nie zdążyłam sobie zrobić owsianki, a tu już mi powiadomienie przyszło (czuj się winna, bo przez wibrację prawie rozwalił mi się telefon xD następnym razem muszę kłaść go dalej od krawędzi stołu ;_;).

      Ha, no jasne, że to będzie Hogwart. XD A momentem, na który wszyscy czekali będzie śmierć Marii. :D Harry przywali jej z miotły i będzie zgon.
      Aaaaaaaaaa, Misalie. ♥ Ale to piękne! Nie no, serio, Sith przy tym wymięka. Misalie, Misalie, M i s a l i e. ♥

      Razem z Ryszardem Patrzałkiem przesyłamy podziękowania! xD

      Usuń
  2. Matko, czemu ona nie chciała tego psiaka?! Wiesz, Maddie (nie umiem się przestawić na Shaylę xD) ja nie nadążam za tą kobietą. Przecież miała kiedyś psa, Kayę, nie? A teraz jak ma szanse pomóc bezdomnemu zwierzęciu, to każe je wyrzucić!? Ona się naprawdę bardzo zmieniła, ta nasza Maria. Sama też bym kazała Jim'owi pozbyć się tego psa, ale to wynika z mojej fobii i nienawiści do tego potwornego gatunku zwierząt. Tak, jestem nienormalna :)
    Nie wiem co sądzić o Ray'u. Niby facet rację ma, ale z drugiej strony chyba nie w porządku jest złościć się na Marię. Tyle, że ona faktycznie nakłania tego biednego Jima do odejścia z zespołu :_: Nie wiem co ja mam myśleć! Takie to pomieszane.
    Ale skupię się może na tej sytuacji, jak Morrison zniknął. Nie, no ja bym się nie załamała ani nic. Ja bym się zwyczajnie wkurwiła. I już wydawało mi się, że to koniec, wtedy jak Marie wywaliła jego rzeczy. Skojarzyło mi się z taką reklamą co kiedyś w TV leciała, ale to musiało być bardzo dawno, gdzieś ze 4 lata temu, bo wtedy jeszcze oglądałam telewizję. Dobra nieważne. Myślałam, że to już koniec, no serio! Właśnie mi leci 'The End' w słuchawkach 'o' Przypadek? Dobra, eh. Ta Maria to jest jednak popierdolona, wiesz? Jak mogła po czymś TAKIM wpuścić go... I PRZYJĄĆ OŚWIADCZYNY!? Ja rozumiem- miłość. Ale po tym wszystkim co on jej zrobił, ile ona się musiała na martwić... Po prost dziwne to. Tak, nigdy nie polubię panny Moretti... Ups! Pani Morrison.
    Za to cieszę się niezmiernie, że moja kochana Rosie jest szczęśliwa. Kto jak kto, ale taka fajna osoba jak ona na to zasługuje :) Niech sobie układa życie ze Stevenem... Choć wciąż bardzo mi ona pasuje do Jaggera. Bardzo!
    Może i dobrze, że nie ma ślubu, choć Maria znów mnie zaskoczyła. Nie chce tego całego cyrku z kieckami, i innymi takimi? Cholera, może ona powinna iść lepiej do lekarza, co? :_:
    Ha, no cóż Zuziu, świetny rozdział. Pozdrawiam cieplutko ♥

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, widzę, że zmieniłaś avatar! xD
      Teraz zaczynam się zastanawiam czy na serio nie namieszałam zbyt dużo, ale to chyba poniekąd było moim celem. Takie zawirowanie, zamieszanie, pokazanie tego jak niezdecydowaną i poniekąd też uległą osobą jest Maria, ale to się niebawem zmieni, haha. Jeszcze kilka rozdziałów i będzie w miarę spokojnie i zrozumiale. xD

      Lorem ipsum. ♥ Taaa, wow, jestem taka oryginalna, podziękowałam po łacińsku. ;_; To zwykłe "dziękuję" jest zbyt oklepane. xD Ha, teraz za każdym razem będę to pisała w innym języku, tłumacz google, fajna sprawa.

      Usuń
  3. Malutki szczeniaczek <33333333333333333333
    Szajla, Szajla, Szajla....Ehhh nie mogę się przyzwyczaić. xDDD
    Czemu ona nie chciała tego psiaka? :(((((((((((( Jest podła! Widok szczeniaczka rozczuli nawet największego twardziela!
    Kundla? Kundla?! Sama jesteś kundlem, Marie! :(
    Rej. Rej ma rację. Biedny Jim może się zapić (ale i tak się zaćpa...wybacz mi, Morrisonie)...a oni wydają płytę! Agggggghhhhhhh.....!
    ŻE CO? ŻE CO ONA POWIEDZIAŁA?!
    "Marnujesz się tam. Mógłbyś pisać mnóstwo pięknych wierszy, a tracisz czas na koncertowanie i nagrywanie w studio." -HAHAHAHAAHAHAH Marie, ale ty jesteś głupia! Jim i wiersze? (wiem, że Jim umie). On pisał zajebiste utwory, a ty "wiersze"! hahahahahahaahha o lol...xD
    "Jesteś poetą, nie wokalistą" hahahahahahhaha żałosne Marie, żałosne...Wkurzasz mnie, Marie,wkurzasz!
    Ale w sumie ona to robi, po to dla jego dobra, ale w gruncie rzeczy oderwanie człowieka od robienia tego co się kocha (w tym przypadku śpiewania w The Doors) to nie jest dobry pomysł. Niech oderwie Jima od alkoholu i trawki oraz niech pilnuje, żeby nie ćpał ,a nie od zespołu! AAAAAAAAAAAAAA! :|
    Zaraz...zaraz...
    ONA MÓWI "NIEJAKI"?! CZYLI NIE WIE, KIM BYŁ BRIAN JONES?! I TAK OGÓLNIE TO SPOTKAŁA MICKA W TAKSÓWCE...TEGO MICKA! I NIE WIE KTO TO BRIAN JONES?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    JAK TEN JIM Z NIĄ WYTRZYMUJE? Z TAKĄ IGNORANTKĄ?!
    I DOBRZE, ŻE RAY JEJ WYGARNĄŁ! ONA CHCE MIEĆ JIMA TYLKO DLA SIEBIE! A JEGO POTRZEBUJE ŚWIAT! I NIECH DA MU SPOKÓJ, BO JIM NIE OPUŚCI THE DOORS.
    I MARIE JESZCZE SIĘ ŁUDZI, ŻE ON ZGODZI SIĘ NA WYJAZD? HA HA HA! ŻAŁOSNA IGNORANTKA.
    A jednak się zgodziła :OOO Współczuję Ci, Jim.
    Ehh śluby są piękne! Tyle, że może nie wszystkim pasować...
    Shayla! Oczywiście to, co mówię o Marie to NIE JEST krytyka wobec Twojego dzieła. Rozdział znakomity, tylko postać Marie i jej egoistyczne zachowanie mnie wkurza.

    I pytanie:
    Where's Jimmy? I kiedy będzie Jimmy? xD

    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurwaaaa, jak ja przerażająco bardzo zaczęłam lubić Marie. XD Nie wiem co się ze mną stało, ale mogę powiedzieć, że jest najlepszą bohaterką jaką świat widział. Przesadziłam chyba. Chociaż nie, w sumie to nie przesadziłam, serio jest zajebista. No bo tutaj tak wszyscy na nią wrzucają, bo to, bo tamto, a przecież ona jest naprawdę wytrzymałą, silną laską, ja na jej miejscu dawno temu bym się załamała. Nie wytrzymałabym z takim facetem jak Jim. Kurwa, w sumie to nie wytrzymałabym z żadnym samcem, ale pomińmy, to nieistotne. XD Yyy, wracając do tematu to on sobie znika na kilka dni, przepada, Maria się zamartwia, dostaje szału, a później on sobie wraca jakby nigdy nic i się oświadcza, mnie by chyba szlag jasny trafił i kazałabym mu wypierdalać, gdzie pączki rosną.
      [właśnie się zorientowałam, że pisze ten komentarz jako odpowiedź do tego co napisała Estranged, ale chuj XD]
      Ten pies... ja ją rozumiem, przecież kurwa, ona ma tyle problemów. Z Jimem... Nie zapominajmy też o studiach, a tu jeszcze Morrison wyskakuje z psem, którym zapewne Maria musiałaby się zajmować, podczas, gdy on popierdalałby sobie po świecie mając w dupie swoją wybrankę.
      Estranged, w sumie to nie wiem czy to czytasz, zapewne nie, ale chciałam się odnieść do Twojego komentarza. Sam Jim zawsze mówił, że on się czuje bardziej poetą niż muzykiem więc wydaje mi się, że mówienie o Marii, że jest głupia jest takie no nie wiem, dziwne. To taki spory zarzut, a przecież ona nie ma złych intencji, co więcej jest inteligentną bohaterką, moim zdaniem przynajmniej.
      Jeśli chodzi o egoizm to również nie mogę się z Tobą zgodzić, bo wydaje mi się, że zachowanie Marii jest dowodem miłości wobec Jim'a. Chce go odciągnąć od tego co według niej jest złe i co mu szkodzi, chce mieć go przy sobie, bo wydaje mi się, że jego nagłe wypady chujwiegdzie są zbyt... bolesne? Ciągle się o niego martwi, a gdy jest obok niej to ma pewność, że jest bezpieczny i nic mu nie grozi, także ogólnie rzecz biorąc postawa Marii mi się podoba, jak najbardziej i cieszę się z ich zaręczyn. To taka piękna miłość. Pięknie opisana.
      Wierzę w to, że Maria i Jim przetrwają jeszcze nie jedną burzę.
      Estranged, jeżeli to teraz czytasz to ja nie chcę Cię obrazić, nigdy w życiu, tylko chciałam wyrazić swoje odmienne zdanie. :)

      Usuń
    2. O kurde, ja tu sobie zrobiłam tylko jednodniową przerwę od bloggera, a tutaj już tyle komentarzy i dyskusji. ♥
      Właśnie mam godzinę wychowawczą i wszyscy rozmawiają, a ja siedzę w kącie z telefonem i odpisuje na komentarze. ;___;
      Mery, zrobiłaś zamieszanie i teraz nie wiem co mam napisać... nie no, Estranged, zacznijmy od tego, że cieszę się, że wróciłaś do komentowania, bo brakowało mi Twoich opinii. ♥ Mam nadzieję, że szybko się pozbierasz i niebawem zaszczycisz nas nowym rozdziałem. O taaak, zemsta Joe, to będzie genialne, czuję to w kościach, haha.
      Nie sądziłam, że Maria aż tak Cię denerwuje. XD Ostatnio prawie wszyscy mówili, że zaczynają ją lubić i w ogóle, a tutaj proszę, okazuję się, że nie każdy zapałał do niej sympatią.
      Haha, wydaję mi się, że niewiedza Marii w kwestii Stonesów jest zrozumiała, w końcu nie każdy musi lubić taką muzykę i nie każdy każdego zna. :o
      Jeśli chodzi o Jimmy'ego to myślę, że następny rozdział Cię usatysfakcjonuje. :)

      Marycha (chciałam zarzucić tutaj jakimś rymem i zapytałam się kolegi jaki jest rym co Marycha, a on: Marycha co stanik wypycha XD) uwielbiam to jak piszesz o Marii, zawsze znajdujesz pozytywne cechy w jej zachowaniu. Masz 100% racji z tym psem. xD On tutaj był tylko takim dodatkiem, a wyszło na to, że wzbudził dość sporo emocji. xD

      No, dziękuję Wam obu. ♥♥♥

      Usuń
  4. Sytuacja opanowana, już nie muszę się mordować z telefonem przy komentowaniu i mogę na spokojnie napisać coś, co jestem potem w stanie sprawdzić o ocenić, bez literówek i dziwnych słów, które wystawiła autokorekta, haha. Cholera, ale muszę Ci powiedzieć, Maddie... Shaylo, że nie wiem, jak udało Ci się to zrobić, ale czytając o tym zabawnym związku Marie z Jimem, ja ani razu nie pomyślałam o Pameli Courson. Uwielbiam jej związek z Morrisonem i uwielbiam ją samą, o tej parze mogłabym czytać i czytać, i myśląc o nim, widzę też Pam. A tutaj jakoś w ogóle nie zastanawiałam się nad jej egzystencją, tutaj jest...Marie, po prostu.
    Ale dobra, jestem ciekawa, co będzie z tym związkiem. Marie z Morrisonem. Kalendarz wskazuje na ten feralny rok 1969, pożegnaliśmy się z wyrachowanym, zachłannym, pysznym i dumnym Brianem Jonsem, dokładnie za dwa lata...cholera, no właśnie. Czy w Tym świecie za dwa lata z Jimem nie stanie się czasem to, co ze złotowłosym Stonesem? To jest to, co zastanawia mnie od samego początku mieszania się Jima w życie Marie. Zastanawiałam się, czy on... Wiesz pewnie, nad czym się tak głowię, co? Jeśli zachowasz ten realizm, to już strach myśleć, co z Marie, Rosalie i całą resztą. Co ze światem, proszę państwa.
    Sama relacja prawie-małżeńska głównej dwójki mnie niepokoi. Czy to nie jest toksyczne? On robi wszystko, na co ma ochotę, on żyje swoim życiem zupełnie, on...się z nikim i z niczym tak naprawdę nie liczy, to jest wielki szaman, samotny wędrowiec. Taki był, szuka i chce poznawać, aż w końcu przegnie, to jest - niestety - pewne. Dlatego też byłam zaskoczona, że taka Marie przyjęła jego oświadczyny, tak mimo wszystko.
    Hej, ale to jest wszystko takie śmieszne, taka niepozorna dziewczyna wdała się w relacje z takim człowiekiem jak ikona i frontman prekursora psychodelicznego rocka, The Doors! Boże, i jak ja się cieszę tutaj z Raya. Ten niesamowity człowiek, zawsze taki będzie.
    I jeszcze jedno, Estranged mnie zainspirowała...co z Jimmy'm? Tyle czasu minęło, a ona nawet nie wspomniała o nim, nie pomyślała.
    Rozdział elegancki, jak zawsze, zresztą. Nie pozostało mi nic więcej, jak tradycyjne pozostawienie Ci wiadomości, że czekam na kolejny, a zwłaszcza na rok '71, cóż.
    Pozdrawiam, Kochana! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam Pamelę i Jim'a, kocham czytać o ich związku, oglądać ich zdjęcia, są, a właściwie to byli moją ulubioną parą zaraz po Joe i Billie. ♥
      Punkt kulminacyjny całej relacji z Jimem ukaże się już niebawem, wszystko jest przygotowane, dopięte na ostatni guzik i tylko czeka na dzień publikacji. :D
      Jimmy pojawi się już za kilka dni, a następnym rozdziale, woaaaaaaaah.
      Tradycyjnie dziękuję i również pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Dzień dobry! Przybyłam, przeczytałam, a teraz czas na komentarz, bo grzechem byłoby nie skomentowanie tak dobrego rozdziału, ha!
    Przejdę do sedna i zacznę od... pieska! Nie miałam żadnych myśli typu "Jak ona mogła tak postąpić?!", tylko od razu przypomniał mi się jej dawny towarzysz- Kaya, o ile mnie pamięć nie myli- i doszłam do wniosku, że on tak nagle zniknął (wiem, że powodem były "skoki" w czasie), zapewne Marie ma jakieś wspomnienia związane z tym zwierzakiem. Nie wiem, może psiakowi się coś stało...? Ach, wiem, że to chyba najmniej przełomowy moment tego rozdziału, ale mi całkowicie zaprzątnął głowę, haha.
    Oj Marie, Marie... Polubiłam ją i trochę mam sobie to za złe, bo jeszcze niedawno jej nie znosiłam, a teraz...? Współczuję jej, a zarazem zazdroszczę Jima. W końcu jest uzdolnionym poetą, wrażliwą, oryginalną i zwariowaną osobą, marzę o takim romantyku, jednakże z drugiej strony pech chciał, że ta dziewczyna wyrywa sobie włosy ze strachu i zazdrości o niego, ma wiele powodów do złości na niego, chłopak znika ot tak, z dnia na dzień, nie pokazuje się długi czas, a potem jak gdyby nigdy nic.
    Wracając do Marii, podziwiam ją, że ten jeden jedyny raz nie uległa. Pomyślałam, że może w końcu pan Morrison choć trochę postawi się do pionu albo chociaż do skosu... I udało się! Oświadczył się jej! Nie będę pisała, że to słodkie, urocze. Nie. Bo mi to nie pasuje. Napiszę, że to piękne, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Tym razem żałuję jego gardła- biedak wydzierał się przez dwie godziny, ale myślę, że się opłacało, haha.
    Cóż, a Marie nie chce się pobrać! Jim pewnie się zawiedzie, ponieważ planuje ich przyszłość, myśli o niej i tak dalej. W sumie ona ma rację- dzień ślubu to jeden z najbardziej "przesłodzonych" dni w życiu każdego człowieka. Ta, uciskające sukienki, przyklejony do twarzy uśmiech wkoło głowy... Lepsze są artystyczne wesela- śmieszne ubrania, odmienne torty... No ale zmieniłam temat.
    I Rosalie, jejku, nie wiem, dlaczego, ale nie wyobrażam sobie jej w roli matki. Nadal wyobrażam ją sobie, jako wygadaną nastolatkę z plecakiem na barkach, haha! Ale dobrze, że wszystko jej się układa ze Stevenem, tylko czy wszystko będzie między nimi okej?
    No, zapomniałabym! Marie nie może odciągać Jima od The Doors, nie może! Ona chyba sobie nie zdaje sprawy z geniuszu swego (już) narzeczonego. Rozumiem, że chce wyjechać z miasta, ale niech liczy się też z marzeniami Morrisona. Ray też bardzo tu pasuje. Jest taki spokojny, ale... Sama nie wiem co "ale"...
    No właśnie do góry też o tym pisano, zresztą, w którymś z poprzednich komentarzy też o tym wspominałam. Co z Jimmy'm?! Tęsknię za nim, no :c
    Na koniec wspomnę jeszcze, że piszesz cudownie i Cię uwielbiam, czekam na kolejny i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. To opowiadanie jest cudowne! Nie potrafię znaleźć bardziej odpowiedniego słowa. Jejku, jak miło mi się czyta coś takiego. Masz naprawdę wspaniałe pomysły i potrafisz je nam w niesamowity sposób przekazać. Nawet nie przeszkadza mi to, że w niektórych momentach akcja potoczyła się dość szybko. W twoim wykonaniu jest to bardzo ładnie zrobione i nie drażni w żaden sposób czytelnika.
    Teraz chyba Maria spotka się w końcu z Jimmy'm, tak? Nie mogę się tego doczekać. Faktycznie, wyszło tak, że Rosalie znalazła sobie lekarza, a z rockmenem jest Maria. Trochę to zabawne, no cóż. Ja i tak liczę na to, że ona będzie z Jimmy'm.
    Poza tym, ten szablon to prawdziwe cudo ;D
    Pozdrawiam Cię i lecę na Dried Flowers <3
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń