24 sierpnia 2014

4. Did I see what I wanted, what wasn't true?

     Minęły dokładnie trzy tygodnie. Ponad dwadzieścia dni. Wszystko układałoby się wprost idealnie, gdyby nie jedna wyjątkowo złośliwa osoba - Camille. Dziewczyna, która zaburzała moją życiową harmonię. Nienawidziła mnie i pokazywała mi to za każdym razem, gdy tylko nadarzyła się okazja. O co jej chodziło? Nie mam pojęcia.
    A co u moich rodziców? Wiele nowości. Gdy tylko rozniosła się wieść o tym, że boski Antonio Moretti powrócił z nowym interesem, do Empsom zaczęło zjeżdżać się mnóstwo osób, które wręcz błagały go o to, by wyciągnął ich bliskich z więzienia. Mama natomiast pracowała w swojej małej klinice u boku asystentki Katrin i nie miała żadnych powodów do narzekań.
     Moja znajomość języka angielskiego została dopracowana niemal do perfekcji, a wszystko za sprawą Rosalie. To naprawdę wspaniała dziewczyna. Pomocna, towarzyska. Nigdy nie nudziłam się w jej towarzystwie, chociaż czasami czułam się trochę dziwnie, ona była taka radosna, żywa, szalona, zwariowana, a ja byłam nieco nudna. Niektórym moje życie wydawało się zbyt ułożone i zbyt monotonne. Do tych osób zaliczał się Jimmy. Ten chłopak był taki irytujący... zdążyliśmy się zapoznać, spędzić ze sobą więcej czasu. Udało mi się go poznać. On był okropny! Naprawdę. Pierwsze wrażenie było nadzwyczaj omylne. Czasami czułam, że w jego towarzystwie zaczynam wewnętrznie płonąć. Jego żarty, głos, uśmiech, wypowiadane słowa strasznie działały mi na nerwy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ten człowiek nie chciał dać mi spokoju. Za każdym razem, gdy szłam z Kayą na spacer i niespodziewanie go spotykałyśmy musiałam wysłuchiwać jego powitań w stylu "Cześć, Mary, co słychać?", "O, Marie, a co Ty tu  robisz? Nie boisz się wędrować tutaj o tej godzinie?", "A kogo moje oczy widzą, nasza wspaniała Mary!". Miałam go serdecznie dosyć. Mimo to druga jakaś część mnie mówiła, że w głębi serca lubię jego towarzystwo, a jego nachalność w pewnym sensie mi się podoba. Przestawałam rozumieć samą siebie. Może jednak pozostaniemy przy wersji pierwszej, czyli takiej, że za nim nie przepadam, tak będzie lepiej. Są ważniejsze sprawy niż pan Page, między innymi początek roku szkolnego.
Niektórzy mawiają, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Od zawsze brzydzili mnie wszelcy abnegaci, nie mogłam pozwolić na to, aby ktoś uznał mnie za jedną z nich.
    Odziana w czarną spódniczkę, koszulę i marynarkę maszerowałam obok Rosie, która opowiadała mi o swoim zamiłowaniu do niejakiego Johna Lennona.
- Kiedyś musimy wybrać się na jakiś koncert! Nie chciałaś kiedyś uciec z domu... zaszaleć... poznać zwariowanych ludzi? Zaznać odrobiny życia? - spytała rozentuzjazmowana blondynka.
Roześmiałam się słysząc jej słowa.
- Skądże. Uciec z domu? Iść na koncert? Zaszaleć? Wybacz, ale to nie dla mnie.
Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli o ucieczce z domu. Miałabym zrobić to moim rodzicom? Szanowałam ich. Nie zasługiwali na to, aby zamartwiać się po nocach o mój los. Poza tym do czego miałabym uciec? Do słuchania muzyki, której nie znosiłam?
- Jeszcze do tego wrócimy, patrz kto idzie. - wymamrotała Rosie, spoglądając za siebie.
Odwróciłam się i ujrzałam Jimmy'ego.
- Ale macie tempo! Nie mogłem Was dogonić!
- Przykro mi. - powiedziałam starając się nie patrzeć w jego stronę.
- Czyli jednak masz w sobie odrobinę empatii. Jednak nie jesteś aż tak zepsuta jak podejrzewałem. - westchnął.
- Słucham? Co masz na myśli mówiąc "zepsuta"?! - oburzyłam się. Był bezczelny.
Rosalie posłała mi uśmiech spod kurtyny długich, jasnych włosów i szybkim krokiem zaczęła zmierzać do szkoły. Lustrowałam wzrokiem rozbawionego chłopaka niecierpliwie czekając na jego kolejną wypowiedź.
- Powinnaś wiedzieć, chodź już, bo się spóźnimy.
- O nie... - wydusiłam z siebie po chwili milczenia. - Nie mów mi, że idziesz do tego samego koledżu...
- Owszem, ale jestem rok starszy, nie będziemy w jednej klasie.
- Całe szczęście... - wyszeptałam, co jednak nie umknęło uwadze James'a. Zaśmiał się pod nosem i przepuścił mnie w drzwiach. Wywróciłam w górze oczami i odnalazłam Rosie w tłumie nieznajomych osób.  Wspólnie powędrowałyśmy pod jedną z wielu sal. W środku czekała nas całkiem miła niespodzianka. Naszą wychowawczynią była przemiła kobieta o długich, czarnych jak heban włosach, drobnej sylwetce i pełnych ustach. W naszej grupie było zaledwie trzynaście osób, łącznie ze mną i Rosalie. Moją uwagę przykuła pewna szczupła, wręcz wychudzona dziewczyna. Siedziała skulona na krześle i do nikogo się nie odzywała. Jej niedługie włosy, aż błagały o kontakt z wodą i szamponem, a znoszone ubrania domagały się proszku do prania. Obrzydził mnie jej wygląd. Tacy ludzie byli wręcz odpychający. Nie rozumiałam biednych osób, takich, którzy nie mieli pieniędzy na mieszkanie czy chleb. Gdyby w młodości się uczyli i stawiali sobie ambitne cele to kilka lat później mogliby żyć na poziomie.
- Marie, idziemy? - spytała Rosie. Przytaknęłam ruchem głowy, a już kilka minut później spacerowałyśmy po wąskich ścieżkach rozmawiając na przeróżne tematy. Oczywiście nie obeszło się bez poruszenia kwestii dotyczącej naszej zaniedbanej koleżanki w klasy. Moja towarzyszka była bardzo poruszona losem takich ludzi, w przeciwieństwie do mnie...
- Och, nie można oceniać każdego z góry. Mówisz tak, bo sama masz wszystko czego zapragniesz. Po prostu obie pochodzimy z dobrych rodzin, ale spójrz... Niedawno szalała wojna, niektórzy ludzie nie mieli takich możliwości jakie my mamy teraz. Los nam sprzyja skoro pozwolił nam żyć w lepszych czasach.
- Dobrze, masz nieco racji, ale to nie zmienia mojego zdania na temat tej dziewczyny. Po prostu chcę ją omijać szerokim łukiem.
- No w porządku. Mimo to uważam, że powinnaś wykazywać nieco więcej współczucia, może mogłybyśmy jej w jakiś sposób pomóc...?
- Rosalie, błagam Cię, nie chcę już o niej rozmawiać.
- Okej, w takim razie pozostaje nam temat uniwersalny - Jimmy.
Głośno westchnęłam pod nosem. Podejrzewałam, że mojej koleżance podoba się ten chłopak. Ciągle coś o nim mówiła. W dodatku wmawiała mi, że to ja się w nim podkochuję, a przecież to było niedorzeczne. Mało rozmawialiśmy, a jeśli już do tego dochodziło to doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Z resztą... po co ja się tłumaczę, przecież mam dopiero szesnaście lat! Nie potrafię sobie wyobrazić związku w tym wieku. Może kiedyś... gdy skończę studia, będę mogła robić to co kocham w jednej z paryskich dzielnic... może wtedy zacznę rozglądać się za mężczyzną, który zawładnie moim sercem, z którym będę chciała się zestarzeć, ale nie teraz. Nie w tym wieku.
- Nie... już wolę, żebyś mi coś opowiedziała o tym Lemonie, czy jak mu tam...

* * *

    Przed godziną czternastą rodzice pojechali do Londynu na spotkanie z ludźmi, którzy mieli towarzyszyć tacie w wyprawie na Annapurnę. Mieli wrócić następnego dnia. Bałam się samotnie spędzić noc w tak wielkim domu, ale przecież nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam jechać z nimi, bo następnego dnia musiałam iść do szkoły.
    Po krótkiej kąpieli zeszłam na dół, aby zrobić sobie kolację. Gdy otwierałam lodówkę ktoś zapukał do drzwi. W pierwszej chwili się wystraszyłam i nie wiedziałam co robić. Otwierać czy zignorować? Zakradłam się pod duże drzwi i wyjrzałam przez okienko przysłonięte białą firanką. Ujrzałam Jimmy'ego. Otworzyłam drzwi i dosłownie zamarłam. Nie miałam pojęcia co mam zrobić.
- Co się stało?! - spytałam spanikowana i wpuściłam chłopaka do środka. Ktoś go pobił, ewidentnie.
- Pobiłem się ze znajomym...- powiedział potwierdzając moje przypuszczenia.
- Ze znajomym? Dlaczego? I czemu przeszedłeś akurat do mnie? - zapytałam, po czym kazałam mu usiąść na kanapie w salonie.
- Bo powiedziałam, że jego siostra ma brzydki ryj i zachowuje się jak dziwka, ale to on zaczął...
- Zachowujesz się jak dziecko. Jak można się tak wyrażać...
Jimmy tylko westchnął pod nosem i słabo się uśmiechnął. Przez chwilę zrobiło mi się go szkoda, ale tylko przez chwilę. Później nastąpiła złość. Był wulgarny, nachodził mnie o późnej godzinie, nawet nie wiedziałam czego on chciał. Przyszedł się wyżalić? Czy może oczekuje tego, że zacznę się bawić w pielęgniarkę?
- Pomyślałem sobie, że może mógłbym u Ciebie przenocować, bo jak rodzice zobaczą mnie w takim stanie to może być ze mną krucho. - wymamrotał. - W ogóle to mogłabyś okazać mi trochę współczucia. Ja krwawię!
- Co mnie to obchodzi? Ciesz się, że Cię wpuściłam. - burknęłam. - W ogóle to nie masz jakiś innych kolegów? Musisz nachodzić akurat mnie?
- Mam, tylko wiesz... U nich są rodzice, a jakby mnie zobaczyli to zapewne poszliby do moich, a Twoi gdzieś wyjechali, bo nie ma samochodu na podjeździe.
Mruknęłam coś po nosem i poszłam do kuchni. Zamoczyłam ręcznik, wyciągnęłam apteczkę z szafki i wróciłam do salonu. Usiadłam koło bruneta i zaczęłam powoli ocierać krew z jego twarzy. Później przetarłam rany wodą utlenioną, oczywiście nie mogło zabraknąć słów typu "Ała! To szczypie!" lub "Musisz się tak nade mną znęcać?!".
Po zakończeniu męczącej pracy zaczęłam zastanawiać się dlaczego to zrobiłam. Dlaczego opatrzyłam mu te nieszczęsne rany? Być może te jego zielone, słodkie oczy wzbudziły u mnie nić współczucia.
- Właściwie to co Ci to da, że u mnie przenocujesz? Przecież te siniaki nie zejdą Ci do jutra więc Twoi rodzice i tak je zobaczą... a w ogóle to nie będą się o Ciebie martwić? - spytałam, po czym poszłam wyrzucić ręcznik i odnieść apteczkę.
- Nie no, coś Ty, przecież mam już siedemnaście lat... A jutro coś wykombinuję, może przenocuję w krzakach czy coś.
- Ech, masz do dyspozycji pokój gościnny, tylko postaraj się, żeby nasza gosposia Cię nie zauważyła. Przyjdzie tutaj o szóstej rano. - powiedziałam od niechcenia i udałam się na górę, a konkretniej do swojego pokoju.
- Macie gosposię?! - spytał i wszedł do mojego pokoju. Bez żadnego skrępowania usiadł na łóżku i spojrzał na mnie z typowym dla siebie, szerokim uśmiechem. Muszę przyznać, że wyglądał uroczo, wręcz niewinnie. W swoich czarnych ubraniach, przydługich, włosach i bladą twarzą, na której malowało się kilka siniaków i zadrapań. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Tak, co w tym dziwnego? - zapytałam i usiadłam na drugiej części łóżka. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o tym, że paraduję przy chłopaku w koszuli nocnej. - Ach, z resztą, to nieistotne. Opowiedz mi coś o sobie. Muszę wiedzieć kto buszuje po moim mieszkaniu. - dodałam z uśmiechem.
- Hm, gram na gitarze. W przyszłości stworzę zespół, o którym usłyszy cały świat. Kiedyś będziesz wspominać to, że legenda muzyki siedziała na Twoim łóżku.
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Miałam ochotę na wybuchnięcie śmiechem, na szczęście w porę udało mi się powstrzymać.

* * * 

    Rozmawialiśmy aż do północy. Polubiłam James'a. Tak, ten irytujący, słodkooki chłopak zyskał moją sympatię, mimo że krytykował niemal wszystkie moje poglądy i był nazbyt szczery. W dodatku musiałam poświęcać dla niego życie. W tamtym momencie wolałam nie myśleć o tym co by się stało, gdyby Camille zobaczyła w go w naszym mieszkaniu. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Z samego rana brunet wymknął się przez okno, a ja przygotowałam się do szkoły.
Punktualnie o godzinie siódmej czterdzieści spotkałam się z Rosalie. Od razu zdałam jej relacje z tego co działo się wczorajszego dnia. Musiałam komuś o tym powiedzieć.
- O kurde! Serio?! Nie pozabijaliście się?!
- Nie... Sama nie wiem, dlaczego z góry założyłam, że go nie lubię. Jest sympatyczny. I zabawny, chociaż nadal mnie denerwuje, ale to w pewnym sensie... Słodkie?
- Widzisz, jak zwykle miałam rację. Nie powinnaś oceniać ludzi z góry, moja droga. - powiedziała blondynka, po czym weszłyśmy do dużego budynku, aby spędzić w nim całe osiem godzin.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

 Zaznaczę tylko, że poglądy Marie absolutnie nie odzwierciedlają moich. ;)

19 komentarzy:

  1. Piszę Ci ten komentarz i boję się, że zginę, bo do pokoju mogą wpaść mama albo siostra. O, no właśnie. :c Walnę Ci go później, jutro lub coś w tym stylu, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacieżpierdzielewdupeantylopy! Co tu się działo! Kurwa, emocje do końca miesiąca! Co za kutas pobił Jimmyego?! O nie, tak nie będzie, to już jest przesada! Dzwonię do Larsa, idziemy z tym do sądu! Pewnie jego siostra na serio była jakąś dziwką z brzydkim ryjem to co się dziwi?! XD Jeszcze mojego Jim'a bije.
    Jak mnie rozśmieszyły te ich rozmowy. XD Kto by pomyślał, że Marie taka wredna. Wredna, no właśnie, widzę, że próbujesz nam pokazać to, że ona wcale nie jest taka idealna. Chociażby jej wypowiedź o biednych osobach i o tej lasce z jej klasy.
    Rozczuliło mnie to opatrywanie ran. <3 Jimmy zawsze mi się kojarzył z takim słodkim dzieckiem, no. Te jego loczki, wyraz twarzy, UŚMIECH.
    Ok, koniec tego Empsom. Czekam na MICKA. XD Nie przejmuj się tymi głosami, bo to tylko ja głosowałam 3 razy, musiałam się dobrać do lapka taty, a wiesz, że to ciężkie. XD Wiem, że jestem zdesperowana, ale po prostu Jagger musi mieć tu główną role, a nie jakiś kurwa epizod i będę o to walczyć, aż do śmierci, a nawet dłużej kurwa!
    W ogóle to wiesz, że ja komentuję tylko Twojego bloga? Wiem, że wiesz, ale aż mi się teraz głupio zrobiło. Muszę coś z tym zrobić, bo wstyd. Wstyd i hańba.

    Jak ja doskonale rozumiem Marie to aż się dziwie, pamiętam jak rodzice zatrudnili nianię dla tej mojej siostry, ekhm, Klaudii to ja pierdole. XD Z resztą, Ty i tak o tym wiesz, nie wiem po co to pisze.
    Na koniec dodam, że to najpiękniejszy wygląd jaki kiedykolwiek widziałam i masz go nie zmieniać, bo zabije...

    L00FfffK!111one!!!11ONE Ki!!$$k!! Zuz@@nk00. L000FFFFfffff RuUu$SsHHH.
    A tak na serio to czekam na następny. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, miejmy nadzieję, że Lars nie ma zbyt wielu spraw na głowie.
      Wiedziałam, że zrobisz wszystko, żeby wygrał, a ja się łudziłam, że mam tylu czytelników. xD
      To na co czekasz, kobieto? Komentuj, a nie!

      Wypaliło mi oczy po przeczytaniu przedostatniej linijki. ;___; Halo, czy jest tu okulista? ;___;

      Usuń
  3. Sorki, że nie skomentowałam poprzedniego, ale byłam z rodzicami na wakacjach i nie miałam internetu. :(
    ŁI ŁONT JIIIM! TAK! MORRISON RZĄDZI! na szczęście wygrywa.
    wiesz, zazdroszczę Marie takiego życia, ona to ma zajebiście. Tylko taka snobistyczna jest trochę, ale nic dziwnego skoro ma bogatych rodziców i wgl.
    Ale oni są słodcy z Jimmym. <3333
    Oni muszą być parą!!
    czekam na kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. Widzę, że zdanie dotyczące pojawienia się Jima lub Micka jest bardzo podzielne. I co ja mam teraz zrobić? ;_; Może dla obu załatwię jakieś pierwszoplanowe role... o, tak by było najlepiej. xD
      Dziękuję Ci baardzo za komentarz. :)

      Usuń
  4. Jak pięknie. Ten wygląd zawładnął moim sercem, nie zmieniał, kochana, bo jest prześlicznie, aż szkoda mi będzie opuszczać to miejsce.
    Co to nasza Marie jakąś taka wredna, co? Rzeczywiście, chcesz nam ukazać to, że ona wcale nie jest taka wspaniała, bo jak każdy - ma wady. Myślę że na jej zachowanie w stosunku do tej dziewczyny z klasy mogło wpłynąć pochodzenie. To, że jest z dobrego domu, ma pieniądze, kochających rodziców, nigdy niczego jej nie brakowało i nie zdaje sobie sprawy z tego, że inni mogli mieć przeszkody w dążeniu do dobrego życia. Przytoczę tu słowa Rosalie: "Mówisz tak, bo sama masz wszystko czego zapragniesz. Po prostu obie pochodzimy z dobrych rodzin, ale spójrz... Niedawno szalała wojna, niektórzy ludzie nie mieli takich możliwości jakie my mamy teraz.", piękne słowa swoją drogą. Rosie ma zupełną rację, Marie powinna najpierw poznać tę dziewczynę, a dopiero później ją oceniać i w pewnym znaczeniu, obrażać.
    Scena z Jimmym była po prostu...Aż nie wiem jak to opisać. Zdobyła moje serce, o. Jak wyobraziłam go sobie takiego młodziutkiego, z poobijaną twarzą z rozczochranymi włosami to aż się rozpłynęłam. Całe szczęście, że Marie się do niego przekonała, przecież oni muszą być parą! XD

    Również Ci życzę udanego roku szkolnego, jesteśmy w tym samym wieku, także żyjmy w tym licealnym bagnie razem. Eh...A, miłego pobytu w Sopocie, kochana! :*
    P.S. We want Mick!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilia? xD
      Powiem Ci szczerze, że mi również ten wygląd podoba się najbardziej ze wszystkich, które tutaj prezentowałam. Ileż ja bym dała za talent do tworzenia takich cudeniek. ♥
      Dziękuję za te wszystkie przemiłe słowa, za komentarz, za wszystko, no. ♥

      Usuń
  5. Nie podoba mi się.
    Akcja wciągająca równie bardzo jak grzybobranie. Skończ pisać to opowiadanie, bo i tak nic dobrego z tego nie wyjdzie, ludzie tylko marnują swój czas.
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  6. Postanowiłam, że powinno mi się teraz udać. Nie wiem czy dobrze robię pisząc komentarz teraz, kiedy mama jest w domu, ale dobra, raz się żyje.
    Na samym początku wspomnę o wyglądzie. Jest tak ślicznie, uroczo, tylko post - jest tak jakby za mgłą. Ale oprócz tego jest cudownie. Określiłabym ten wygląd jakoś ładnie, ale nie przychodzi mi nic do głowy. Ale czekaj... Tak delikatnie, nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z Niebem.
    A teraz pora na rozdział. No i Marie... Tak, jak już mówiłam wydaje się ona idealna - dla rodziców i znajomych - ale jak dla mnie jest ona strasznie wredną osóbką. Nawet Jimmy to zauważył. Tak jakby wywyższała się przez to, iż pochodzi z bogatej rodziny. Ale to dobrze. Bardzo. Lubię takie osoby, które mnie wkurwiają. No, bo bądźmy szczerzy, Marie jest okropna. Ale to dlatego, że pochodzi z dobrego domu, prawda?
    Jimmy, ach, no jak tu go nie kochać? Jest cudowny, choć Marie wolałaby pewnie jakiegoś w garniturze z teczuszką - przyszłego prawnika. Jak dla mnie to pan Page jest ideałem i koniec kropka. Bardzo dobrze, że jest szczery, ale przecież Marie to przeszkadza...
    Ale o co chodzi tej gosposi? Od razu wiedziałam, że będzie z nią coś nie tak. Tacy ludzie zawsze są "nie tak." XD
    Głosy w ankiecie. Nie martw się, ja też głosowałam kilka razy. :D I ma być Jim! Bo... nie mam uzasadnienia. Sama chcę zrobić z nim i resztą jego kolegów z Nieba opowiadanie. Czekaj... Mam uzasadnienie! Bo go kocham. :D
    Nie wiem jak z długością komentarza, ale chyba najgorszy nie jest. Oby...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie poświęcenie, haha.
      Tak, cieszę się, że niemal każdy zauważył moje desperackie próby zwrócenia uwagi na to, że jest ona taka... taka nieidealna.
      "Marie wolałaby pewnie jakiegoś w garniturze z teczuszką - przyszłego prawnika." - TAK! No właśnie! Uwielbiam Cię za to zdanie! Marie odczuwa straszną niechęć do tego rockowego świata i pokazuje to na każdym kroku, cieszę się, że w końcu ktoś zwrócił na to uwagę.
      Dziękuję za ten CUDOWNY komentarz! ♥

      Usuń
  7. Cóż, powiedziała to Rosalie i powiedział to Jimmy. Marie powinna zdać sobie sprawę, że nie każdy jest taki jak ona i istnieją ludzie biedniejsi. Ona chce, żeby jej świat był taki bardzo poukładany i stabilny, lecz otaczają ją osoby o żywiołowym usposobieniu, które sądzą inaczej. Mam tu na myśli Jimmy'ego i Rosie.
    Ale na przykład taka Camille, jest złośliwa i zaburza życiową harmonię głównej bohaterki. No cóż, ja nie lubię złośliwych osób (a kto lubi? xdd), ale prawda jest jednak taka, że Marie za bardzo pragnie być idealna. Nie ma takich osób.
    Swoją drogą, to było słodkie, jak Page do niej przyszedł i Marie opatrywała mu rany, a potem całą noc gadali :D On powinien namieszać w jej życiu. Wiem, że namiesza ;))
    Wygląd jest przepiękny, jak każdy poprzedni ;))
    Co do ankiety, długo się wahałam na kogo zagłosować. Żaden z panów nie jest dla mnie szczególnie sentymentalny, ale ostatecznie wybrałam Micka ;D Chociaż nie wiem, czy to coś zmieni skoro i tak na prowadzeniu jest Morrison.
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Camillie? Obudziłaś we mnie świeżo zakopane wspomnienia, Maddie.
    A mianowicie takie, że miałam w podstawówce i gimnazjum dziewczynę o imieniu Kamila. I była strasznie wredna, złośliwa, nie lubiła mnie i na każdym kroku to pokazywała. Na szczęście poszła do najgorszego w moim mieście liceum, podczas gdy ja za tydzien (jak to za tydzień? :O) idę do technikum na grafikę. :3
    Dobrze, że u rodziców wszystko dobrze. :D
    Rosalie pomogła Marie w angliku? Ja też tak chcę! ;D
    HA! WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM, ŻE TO MÓJ BOSKI MĄŻ, JIMMY PAGE! <333333333
    (jeśli Cię to interesuje wczoraj zaczęłam pisać dodatek o Led Zeppelin)

    Marie mnie wkurza. Strasznie. Boi się zaszaleć i jeszcze nie znosi TEJ muzyki i mówi o "jakimś" Johnie Lennonie! Johnie, kochany! Ja Cię kocham! <3
    Jimmy ma rację. Marie jest zepsuta. I wkurzająca. Pochodzi z bogatej rodziny, nie lubi rocka i w sumie troszkę się wywyższa.
    Ej, to już było (przepraszam za sformułowanie) chamskie. Po prostu chamskie. Czy Marie nie potrafi zrozumieć, że ktoś mógł nie mieć środków niezbędnych do życia, albo zwyczajnie się nie powiodło z różnych przyczyn? Powinna być bardziej no...czuła, że tak powiem. Bo teraz zachowuje się jakby nie miała uczuć. W ogóle.
    LEMONIE?
    LEMONIE?!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    IDĘ JĄ ZABIC! AAAAAAAAAAAA
    JIMMY SIĘ POBIŁ? PEWNIE Z ROBERTEM. XD
    TAK, BO JIMMY'EGO NIE DA SIĘ NIE LUBIĆ.
    TO JA LECĘ DO ROSE.
    ZAJEBISTY ROZDZIAŁ! <3
    TYLKO MARIE MNIE WKUUUUURWIA

    OdpowiedzUsuń
  9. Są lepsze rzeczy niż pan Page.
    Są lepsze rzeczy niż pan PAGE.
    SĄ LEPSZE RZECZY NIŻ PAN PAGE.
    SĄ LEPSZE RZECZY NIŻ PAN PAGE?! Co to ma w ogóle znaczyć, Maddie?!
    Tym jakże uroczym akcentem chciałam Ci powiedzieć, że wreszcie udało mi się połknąć haczyk i wciągnąć w Twoje drugie opowiadanie, co mnie bardzo cieszy, gdyż jest ono piękne, haha.
    Cóż ja Ci takiego mogę napisać, wiesz... Ja jestem po prostu zafascynowana niepozorną dziewczyną, która zowie się Marie. Marie Antoinette. Pięknie, najlepsze połączenie na świecie, aż...aż bym obejrzała ten film, o Boże. Ale ja nie o tym chciałam... Jaka ona jest grzeczna! Jaka ona jest inna, ona jest stuprocentowym przeciwieństwem 95% bohaterek opowiadań, ona jest... Jak Ty wymyśliłaś taką osóbkę do takiego opowiadania, moja Droga? Naszła Cię w snach?
    Mniejsza z tym. Co do Jimmy'ego...och, on również jest uroczy, ale w innym sensie. To jest chłopak z marzeniami. To jest dzika dusza, którą ja tak uwielbiam. Hm, w sumie cieszę się, że Marie się do niego przekonała po tej nocy (jak to brzmi, pomocy). W ogóle jest tutaj jedna taka sprawa, która mnie satysfakcjonuje dziwnie. Niesamowicie ułożona panna Moretti żyje w swoim idealnym świecie, w którym jedyną sławną postacią jest John...Lemon, spędza noc w towarzystwie kogoś z tak zwanych ,,niższych sfer''. Dowiaduje się od niego, że jest on gitarzystą i w przyszłości założy zespół, który wstrząśnie światem i zmieni na zawsze oblicze rocka. Jak to musi dla niej komicznie brzmieć, naprawdę. I sęk w tym, że ja czekam na reakcje Marie, kiedy to się wreszcie stanie, a chyba tak będzie, co?
    I CO DO ANKIETY, JA WCIĄŻ WIERZĘ W JAGGERA, PROSZĘ, MIŁOŚCI, DAJ GO TU, och.
    Dobrze, Maddie, byłabym wdzięczna, gdybyś niedługo zaskoczyła nas, mnie, czymś nowym, ponieważ, jak sama dobrze widzisz, jestem wkręcona. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci dużo pięknej weny! ♥
    I tak swoją drogą, jakbyś chciała i miała czas, to zapraszam Cię do zapoznania się z moim nowym dzieckiem - http://fire-burnin-slow.blogspot.com/
    Nisko upadłam, wybacz mi za to.

    OdpowiedzUsuń
  10. Droga Maddie!
    Zazwyczaj piszę komentarze lekko nieogarnięte i dzikie. Nie wiem, czy je lubisz, czy nie, ale taki już mam zwyczaj, że piszę, co mi ślina na język, a raczej na palce przyniesie.
    Chętnie napisałabym tak, jak zazwyczaj, ale, no... Zważywszy na okoliczności, postaram się nieco powstrzymać moją chorą głowę przed... No ogólnie przed tą dzikością. Co nie znaczy, że ten komentarz nie będzie od serca. Będzie i to wyjątkowo mocno, gdyż bardzo pragnę Cię w jakikolwiek sposób pocieszyć. I choć napisałaś, że blog i komentarze są ostatnią rzeczą, jaką zaprzątają Twoją głowę, co doskonale rozumiem, mam głęboką, choć nieśmiałą nadzieję, że zdołam Ci powiedzieć, a raczej napisać, co mam do napisania, a ty nie uznasz, że czas, który poświęciłaś na przeczytanie moich wypocin, był kompletnie zmarnowany.
    Zacznę może od dość przyziemnej kwestii, choć może nie do końca... Gdyż nowy wygląd ma w sobie coś lekkiego jak chmurka, jedna, pojedyncza, na bezchmurnym niebie. Pięknie tu, delikatnie, elegancko, ale jednocześnie z takim charakterem i głęboko ukrytą słodyczą pomieszaną z odrobiną goryczy. Nie, gorycz, to nie jest odpowiednie słowo. Wiesz, mam na myśli te ostre kolce na ramionach postaci. Są takie inne niż reszta tejże dziewczyny, ale pasują jak ulał. Są jak Marie w Twoim opowiadaniu. Niby idealne, a jednak... A jednak nie do końca. Sama widzisz, coś mnie w tym poruszyło, ale jestem przekonana, że nie z powodu autora owego szablonu, o nie. Raczej dlatego, że potrafisz czarować, moja kochana Maddie, i magicznym sposobem wytworzyłaś na tym blogu aurę nie do opisania, piękną i niesamowitą. Cenię Cię za to ogromnie, właśnie za ten klimat, choć oczywiście również za wiele innych rzeczy. Jesteś moim niedoścignionym wzorem, jeśli chodzi o tworzenie literackich opowiadań i ich klimatów. Dziękuję Ci za to.
    Teraz przejdę do rozdziałów, trzech, które dzisiaj przeczytałam. Postaram się po kolei, ale wiesz, czytałam ciurkiem, więc mogło mi się coś tam zlać w całość, choć było napisane w dwóch odrębnych postach. Ale nie ważne, no...
    Postać Jasona i Fran, oraz cała ta sytuacja z przyjęciem urodzinowym i z tą przyjaźnią z chłopaka z Marie... To wprowadziło do opowiadania taki beztroski motyw, a beztroska jest stanem, którego na co dzień brakuje Marie, przynajmniej tak mi się zdaje. Bardzo mi się to podobało. Dzięki takim momentom nie robi się nudno. Zresztą u Ciebie nudy to bym się nigdy nie spodziewała, co to to nie! :)
    Jednak ostatnia scena tego rozdziału, ta scena pożegnania z ciocią i Jasonem... No, pożegnania z reguły mają w sobie coś wzruszającego, prawda? To też było takie, i po tych wszystkich radosnych scenach przyniosły melancholię i troszkę... smutku? Mi to się przykro na sercu zrobiło. Może dlatego, że mi samej by było ciężko żegnać ukochany kraj. Tak, Rocky ma okropną wadę, czyli chorobliwe przywiązywanie się do miejsc i przedmiotów. Nie wiem, czy dałabym radę przenieść się aż ze słonecznej Italii, na deszczowe wyspy.

    OdpowiedzUsuń
  11. {Ciąg dalszy, bo limit -.-)
    Marie ostatecznie dała radę. W ogóle, postać tej dziewczyny jest bardzo ciekawa. Ma niespotykany w opowiadaniach charakter. A ty świetnie go przedstawiłaś, ale to raczej nie jest niespotykane. Wracając do panny Moretti... troszkę mi działa na nerwy. Znaczy serio zdaje się być rozpieszczona i taka jakaś... mało... elastyczna? Poważna i dorosła. W sumie każda dziewczyna (chyba) w głębi serca pragnie taka być, ale jak dla mnie Marie bierze na siebie za duży ciężar. Zbyt mocno pragnie dążyć do ideału, choć zapewnia, że nic nie robi idealnie. Ma w sobie coś narcystycznego. Możliwe, że błędnie o odczytuje, bo Rocky to człek prosty i na ludzkich duszach i charakterach się nie zna, ale... Takie mam wewnętrzne wrażenie, i już :).
    Ale co do nowego miejsca zamieszkania. Wszystko, znaczy mam na myśli tez rzeczy materialne, typu ogród, czy dom, wydają się być jak z bajki. Ale jednak się okazuje, że wcale tak nie jest. Postać, która mnie zaintrygowała, czyli... Camille. Marie jest z dobrej rodziny, zadbana... Camille niby też, ale skąd by się brała jej nienawiść, jeśli nie z czystej zazdrości? Na moje oko, to ta cała gosposia marzy, by być na miejscu Marie. Mimo to, czuję, że skrywa w sobie ciekawą tajemnicę. Albo po prostu historię. I mam ogromną nadzieję, że będzie mi dane ją kiedyś poznać.
    Bo pamiętaj Maddie, ja będę czekać.
    I teraz czas na dziewczynę, która złapała mnie za serducho od pierwszych wypowiadanych słów! Rosie jest fantastyczna. Kompletnie różna od głównej bohaterki, a jednak znalazły nić porozumienia. Ta przyjaźń może przetrwać na wieki, w końcu przeciwieństwa się przyciągają! A co do Rose... No taka rozgadana duszyczka, wszędzie jej pełno... Taka jest, nie? Podoba mi się, i już. No, nie wspominam o jej zamiłowaniu do The Beatles. Mam nadzieję, że wciągnie naszą Marie w te klimaty... Razem z... Jimmy'm Page'm!
    O jejciu, wiedziałam, że będzie tym ogrodnikiem, wiedziałam, jak tylko się pojawił i zanim się przedstawił. Dziewczyna z Włoch, elegancka, i prosty chłopak, dorabiający w ogródku sąsiadów, zbierając na gitarę... No mogło by istnieć piękniejsze... Love Story? Dobra, może złe określenie, szczególnie na sam początek ich znajomości. Jak Marie nie mogła polubić go od pierwszego spojrzenia w te cudne oczęta? Do teraz się temu dziwię. Ale na szczęście (albo i nieszczęście) Jimmy zawędrował do Marie w nocy... To była świetna scena. Naprawdę genialna. Jak oni sobie tak siedzieli i... No było... słodko? Właściwie to tak, było słodko. Troszkę mnie Marie zaskoczyła, że ostatecznie go tak ciepło ugościła. Cóż widać oczęta ostatecznie zrobiły swoje :)
    Ten fragment z dziewczyną z biednej rodziny, troszkę mnie zaniepokoił. Ej, Marie! Nie można tak! Zdecydowanie trzymam stronę Rosalie. W ogóle chyba zgadzam się e sporą ilością poglądów z Rosie. No uwielbiam ją :)
    Cóż Maddie, mam ogromną nadzieję, że niebawem do nas wrócisz. Choć oczywiście- nic na siłę. Życzę Ci dużo takiej no... psychicznej siły, żebyś po prostu dała radę to przetrzymać. Jak już mówiłam: Ja zawszę będę na Ciebie czekać, bo takich blogów i takich osób się nie zapomina. Wiesz, nie znam Cię osobiście, choć chciałabym, ale naprawdę czuję, że jesteś dla mnie jak taka no... bliska osoba z tej całej blogowej społeczności. A to mogę powiedzieć o bardzo małym gronie :)
    Wiem, że Cię to pewnie nie obchodzi, ale chciałam, żebyś wiedziała. Trzymaj się mocno. Ja czekam!
    Aha, możliwe, że się w tymże komentarzu pojawiły jakieś głupie powtórzenia. Przepraszam z góry.
    ♥♥♥

    Hugs, Rocky.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, Rocky, nawet nie wiem jak mam Ci dziękować za ten komentarz. Popłakałam się, gdy go czytałam i w sumie to nadal łzy mi lecą jak oszalałe i siedzę w łóżku z kilogramem chusteczek.
      To niesamowite, że osoby, których na dobrą sprawę nie znam okazują mi takie współczucie, że czytając komentarze, maile dziękowałam samej sobie za to, że założyłam bloga, bo te wszystkie słowa dają taką pozytywną siłę. Coś wspaniałego.
      Tobie, Rocky szczególnie dziękuję, za... za wszystko. Za to, że ze mną jesteś od samego początku mojej przygody z pisaniem bloga, że zaczęłaś czytanie Dried Flowers (wtedy jeszcze "Make love, not war" ;_;), gdy ja niczego u Ciebie nie komentowałam, ani nic, może to brzmi dość dziwnie, ale sporo blogerek wyznaje zasadę "Ona nie komentuje u mnie to ja u niej też nie, niech się wali", chociaż może tylko ja odnoszę takie wrażenie...
      W każdym razie ja również czuję taką więź pomiędzy nami i darzę Cię naprawdę wielką sympatią, bo jesteś świetną dziewczyną; pomocną, z poczuciem humoru, sympatyczną i w ogóle. ♥

      Ok, kończę już te wywody, bo przed chwilą moja mama zapytała czy przynieść mi coś na uspokojenie, bo płaczę jak wariatka. ;_;
      Odniosę się do pozostałej części Twojego wspaniałego, wyczerpującego komentarza.

      Uff, czyli jednak nie tylko ja posiadam wadę przywiązywania się do wszystkiego co mnie otacza. Do tej pory mam w szafce swoje ubranka z dzieciństwa, pierwsze wypracowanie z polskiego, nawet kartkówkę z pierwszą trójką w życiu, taa... Maddie jest kujonem i jeszcze nigdy nie dostała jedynki więc chociaż tróję zachowała. ;_;
      Jezu, nadal nie odniosłam się do tego co napisałaś o opowiadaniu. ;_;

      Zakochałam się w tym jak opisałaś Marie, zawarłaś w tym opisie wszystko co chciałam przekazać czytelnikom.
      Właśnie! Ona dąży do ideału, ale twierdzi, że wcale nim nie jest. Nie wiem czy nie za dużo zdradzę, ale Marie jest typem profesjonalistki i z niczego nie jest do końca zadowolona, do wszystkiego ma jakieś "ale".
      Szczerze mówiąc to również polubiłam Rosie, co jest rzadkością w moim przypadku, bo zazwyczaj nie przepadam za postaciami, które wykreowałam. Wyjątkiem jest właśnie Rosalie i Steven.

      Jeszcze raz dziękuję Ci za to wszystko co zawarłaś w tym pięknym komentarzu. ♥

      Usuń
  12. ,,Lemonie". Płaczę. ;____;
    Jak tu jest ładnie, serio. Takie przejrzenie starych rozdziałów z Led Zeppelin w tle sprawia, że chcę się cofnąć w czasie i czekać na nowe rozdziały, w których to Maria dopiero poznaje Jimmy'ego. ;__;
    Zdrówka życzę.

    OdpowiedzUsuń