Po przeciągającej się, nudnej lekcji matematyki nadszedł czas na historię sztuki. Usiadłam w ławce obok Rosie i z uwagą słuchałam wszystkiego co miał nam do przekazania profesor Westwood. Dzieła Jacopa Tintoretta, czy mogło być coś prostszego skoro obrazy takie jak Zaślubiny Ariadny czy Merkury i Trzy Gracje pochodziły z weneckiego pałacu Dożów? Okrutnie się nudziłam i co kilka minut spoglądałam ze zniecierpliwieniem na zegarek.
- Marie, przystopuj z tym zegarkiem, bo w końcu Ci zwróci uwagę. - wyszeptała Rosalie, bardzo rozsądnie z resztą.
- Panno Goldberg, plotkować będziecie po zajęciach, teraz proszę się skoncentrować. - skarcił blondynkę profesor. Ach, ta troskliwość i opiekuńczość mojej przyjaciółki...
Gdy zajęcia dobiegły końca szybko zmieniłam buty i włożyłam na siebie czarne futro, po czym opuściłam szkołę. Przed budynkiem czekał już na mnie Jimmy, a tuż obok niego stał Jej Niskość Chomik, jak to mawiał Jim. Określenie w stu procentach pasujące do Keitha. Nawiasem mówiąc to miałam już dosyć tego człowieka, gdy tylko zauważył, że jego kolega spędza ze mną większą część swojego czasu zaczął nagminnie nas prześladować. Gdziekolwiek się nie pojawiliśmy, spotykaliśmy Keitha.
- Cześć Marie, jak leci? - spytał wcześniej wspomniany człowiek i uśmiechnął się ukazując mi swoje wysunięte do przodu jedynki.
Kilka sekund później podeszła do nas Rosie, a mi wpadł do głowy pewien wspaniały pomysł.
- Keith, Rosalie chciała z Tobą porozmawiać. Może pójdziecie się przejść? - spytałam, posyłając zaskoczonej blondynce wymowne spojrzenie. Miałam szczęście, że dziewczyna lubiła tego małego potwora i zrozumiała to, że chciałam zostać sama z Jimmym. Pożegnali się i poszli w przeciwną stronę.
- Niezłe zagranie. - stwierdził Jim. - Mnie też zaczął denerwować, ale wiesz... miłość. - powiedział, po czym teatralnie westchnął i spojrzał na mnie kątem oka.
Zaśmiałam się. Powiedział to z niesamowitą powagą, która zawsze mnie z nim rozśmieszała. Chociaż, czy istnieje jakaś rzecz, która mnie w nim nie bawi? Sam wyraz jego twarzy potrafi doprowadzić do łez.
Razem z Jimmym poszliśmy na spacer z Kayą. Dwie godziny nieustannych rozmów minęły w mgnieniu oka. Gdy żegnaliśmy się tuż pod drzwiami do mojego mieszkania, wydarzyło się coś dziwnego. Jim mnie przytulił. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale byłam mu wdzięczna. Potrzebowałam tego zwykłego, przyjacielskiego gestu. Uśmiechnęłam się do chłopaka, po czym wraz z moim kochanym, mokrym od śniegu psem weszłam do środka.
- Marie, widziałam to! Ależ Wy słodko razem wyglądacie! Jesteście parą? - spytała moja podekscytowana mama, gdy tylko pojawiłam się w domu. Zdziwiło mnie jej nagłe ożywienie i poprawa humoru.
- Nie, skądże. - odpowiedziałam rozbawiona.
- Szkoda, Jimmy byłby świetnym kandydatem na Twojego chłopaka, w końcu masz już prawie siedemnaście lat...
- Oj mamo, przestań... Przecież to mój przyjaciel, on mi się nie podoba, ja jemu z resztą też. - odparłam stanowczo.
Wyznałam mamie całą prawdę. Jimmy ani trochę mi się nie podobał, owszem, był przystojny, miał ciekawy charakter, zainteresowania, zdolności, ale sugestia dotycząca związku z nim była rzeczą absurdalną, pozbawioną dobrego smaku i po prostu dziwną. Nie ma mowy.
Byłam w połowie drogi na piętro, gdy ktoś zapukał do drzwi. Oznajmiłam mamie i Camille, że otworzę. Podejrzewałam, że to Jim lub Rosie. Starając się nie wylać herbaty z błękitnego kubka, powolnymi krokami zbliżałam się do drzwi. Myliłam się, nie odwiedziła mnie ani Rosalie ani Jimmy. Ujrzałam tatę.
Kubek wyleciał mi z ręki, rozbijając się o podłogę, a ja byłam zbyt zszokowana, aby odejść w bok, aby uchronić stopy przed parzącym wrzątkiem, który rozlewał się po całej powierzchni, nie wspominając nawet o wypowiedzeniu jakiegoś słowa.
- Marie, co się stało, ducha zoba... o mój Boże! Antonio! - mama rzuciła się na tatę, a ja nadal stałam. Zaczęłam płakać. Ze szczęścia. Przytuliłam się do siwowłosego mężczyzny, który był znacznie szczuplejszy niż przed wyjazdem i nie mogłam opanować łez. Byłam taka szczęśliwa.
- Moje najdroższe, nawet nie wiecie jak za wami tęskniłem...!
Minęły trzy miesiące. Od niecałych dwóch żyłyśmy z nadzieją, że nic się nie stało. Nikt nie powiadomił nas o tym czy przeżył. Nikt nie wysłał żadnego listu, niczego. Żyłyśmy w niepewności, aż do tego dnia.
Cały wieczór spędziłam w salonie, z rodzicami. Słuchałam opowieści o zdobywaniu szczytu Annapurny i o lawinie, której udało się uniknąć grupie taty. Na szczęście mieli wolne tempo i w tamtym czasie byli w pobliżu trzeciego tysiąca.
Następnego dnia pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było przekazanie dobrej nowiny Jimmy'emu i Rosalie. Nie wywarło to na nich większego wrażenia, od samego początku twierdzili, że nic mu się nie stało, jednak cieszyli się, że nie będą musieli patrzeć na to jak się zamartwiam.
* * *
Czas mijał w zaskakująco szybkim tempie. Wszystko układało się jak w najpiękniejszym śnie. Miałam wszystko. Przyjaciół, rodzinę, dobre oceny, psa i nową gosposię, na którą udało mi się namówić rodziców. Miałam serdecznie dość Camille i jej chamskich docinków.
Pierwszy rok nauki w koledżu dobiegł końca. W towarzystwie Rosie odebrałam świadectwo z wyróżnieniem, które w stu procentach mnie satysfakcjonowało.
Lato w Anglii wyglądało całkiem inaczej niż we Włoszech. Nie mogłam cieszyć się Słońcem i wysokimi temperaturami. byłam zadowolona, gdy termometr pokazywał 298 K.
Mój wyjazd do Londynu z Keithem i Jimmy'm się nie odbył, to znaczy, pojechali sami, a wszystko przez tego nieszczęsnego Chomika. Postanowił wyznać mi miłość, a gdy go odrzuciłam wygarnął mi wszystko co jak mniemam od dłuższego czasu leżało mi na sercu. Nie wyobrażałam sobie spędzenia siedmiu dni w jego towarzystwie.
- Keith, zapomnij. Przepraszam Cię, ale nawet gdybyś był ostatnim człowiekiem na ziemi to nie byłabym z Tobą w żadnym związku. Chociaż podziwiam Cię za odwagę...
- Czyli nie?! Myślałem, że jesteś inna! Starałem się o Ciebie przez rok! Mógłbym w tym czasie wyrwać każdą inną, ale nie no, nie mogłaś mi od razu powiedzieć, że czułabyś się przy mnie głupio?! Staram się Ciebie zrozumieć, w końcu jak każda laska masz niską samoocenę, a wszyscy wiedzą, że ja należę do tych... jak to było... noo.... samców omega, no właśnie. Po prostu za wysokie progi. No, ale znajdziesz sobie kogoś na swoim poziomie, nie martw się, Mary. - powiedział i odszedł. Spojrzałam na Jimmy'ego, który od dłuższej chwili nam się przyglądał, po czym zaczęłam śmiać się jak opętana.
Ogólnie rzecz biorąc, na tydzień zostałam sama w naszym miasteczku, ponieważ Jim wyjechał, podobnie jak Rosie, która wraz z rodzicami miała spędzić dwa tygodnie w Nowej Zelandii.
Z naszego planowanego wyjazdu na Bali również nic nie wyszło, ponieważ tata miał zaplanowane rozprawy i nowych klientów na cztery miesiące do przodu i nie było mowy o żadnym urlopie.
Starałam się nie narzekać, bo i tak od pięciu lat każde lato spędzaliśmy w jakimś ciekawym miejscu.
Mimo wszystko siedem dni minęło mi całkiem szybko. Przeczytałam kilka książek i zapoznałam się z Presley, całkiem sympatyczną dziewczyną ze szkoły. Oprócz tego miałam Kayę, która dzielnie dotrzymywała mi kroku.
Od samego rana przygotowywałam się na spotkanie z Jimmym. Czesałam włosy, przebierałam się kilkanaście razy, malowałam paznokcie i robiłam wszystkie inne typowo dziewczęce rzeczy, mimo że nie widziałam w tym większego sensu. Jim widział mnie w najgorszych momentach mojego życia; zaraz po przebudzeniu, w piżamie, z roztrzepanymi włosami, z zapłakaną twarzą, a nagle zaczęłam przejmować się tym jak przy nim wyglądam...
Punktualnie o dziesiątej przed południem zawitałam przed skromnym domkiem Page'ów. W chwili, gdy zastanawiałam się czy przytulenie go nie będzie zbyt dziwne i nachalne drzwi otworzyły się i stanął w nich Jimmy. Gdy ujrzałam jego urocze loki odstające w każdą możliwą stronę i słodki uśmiech nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam bruneta. Stęskniłam się za nim, mimo że nasza rozłąka trwała zaledwie tydzień, wolałam nie myśleć o tym, co by było, gdybyśmy musieli rozstać się na miesiąc albo rok.
- Opowiadaj jak było!
- Może najpierw wejdziesz? Chyba, że wolisz rozmawiać w progu. - zaśmiał się.
Weszłam do środka, przywitałam się z panem Jamesem, który siedział w salonie i czytał gazetę, po czym powędrowaliśmy na górę i usiedliśmy obok siebie na łóżku.
- Żałuj, że z nami nie pojechałaś! - wiedziałam, że to powie. - Byliśmy na koncercie The Beatles! Trochę pozwiedzaliśmy, ogólnie to było świetnie. Kiedyś zamieszkam w Londynie, a najlepiej z Tobą i z naszymi dziećmi. - powiedział to z taką powagą, że parsknęłam śmiechem. Rozbawił mnie, nawet bardzo. - Przecież żartowałem! Właściwie to chciałabyś mieć dzieci w przyszłości?
- Nie, nigdy w życiu. - odpowiedziałam stanowczo. - Wyobrażasz sobie mnie z jakimś rozwydrzonym bachorem?
- W sumie... chyba nie. Ja zawsze marzyłem o dzieciach. Wiesz... jak kiedyś umrę to przynajmniej coś po mnie zostanie. Ród Page'ów nie wyginie, chociaż z drugiej strony to dziecko mogłoby mi przeszkadzać w karierze, bo jak już będę sławnym gitarzystą, który jeździ w trasy koncertowe ze swoim zespołem to nie będę miał czasu, żeby je wychowywać. Kurde, wcześniej o tym nie pomyślałem... chociaż, być może uda mi się znaleźć jakaś kobietę, która będzie wyrozumiała i zrozumie to że mu...
- Jimmy, ile można mówić? Zwolnij, nie nadążam.
- Wybacz... - wymamrotał. - A chciałabyś mieć męża?
- Nie wiem... z jednej strony to zawsze chciałam stanąć przed ołtarzem, w białej, długiej sukni tuż obok mężczyzny mojego życia, poza tym wydaję mi się, że małżeństwo jest prawdziwym dowodem miłości. Z drugiej strony to byłoby dość spore ograniczenie i w razie jakbyśmy przestali się kochać lub wystąpiłby inny problem to mogłyby wyjść z tego nieporozumienia jeśli chodzi o rozwód i podział majątku, czy coś z tych rzeczy. - odpowiedziałam.
- A myślisz, że moglibyśmy kiedyś być małżeństwem? - zapytał, a ja zakrztusiłam się powietrzem. Gdy udało mi się uniknąć śmierci spojrzałam na chłopaka szeroko otwartymi oczami. - Bo Ci gałki oczne wylecą. - powiedział wesoło. - Przecież to tylko zwykłe pytanie, co Ty taka zdziwiona. Nie oświadczam się, ani nic z tych rzeczy...
- No wiem, ale jakiś dziwny dzisiaj jesteś. Ten tydzień z Keithem źle na Ciebie wpłynął...
- Ta, odpowiesz w końcu? - zniecierpliwił się.
- Przecież Twoje pytanie nie ma sensu. Jest głupie. Za kilka lat zapewne stracimy kontakt. Ja wyjadę na studia, Ty będziesz robił coś w kierunku muzyki, zapewne również opuścisz to miasto. Rozejdziemy się w różne strony, a po jakimś czasie o sobie zapomnimy. Tak jest zawsze. Znajomości na odległość są bez sensu. W Wenecji miałam przyjaciółkę, Victorię, znałyśmy się pięć lat, a teraz najzwyczajniej w świecie nie mamy ze sobą kontaktu, podejrzewam, że już o mnie zapomniała. Poza tym to, żeby być w związku to trzeba się kochać, a my się tylko przyjaźnimy. - odpowiedziałam stanowczo.
- A gdybym powiedział Ci, że Cię kocham i że pojadę z Tobą na koniec świata, żeby tylko Cię nie stracić? I że rzuciłbym dla Ciebie wszystkie swoje marzenia i zarabiałbym na zbieraniu marchewki?
Zamarłam. Przeraziłam się. On mówił to z taką wiarygodnością. Nagle znalazł się bliżej mnie. Strasznie blisko mnie. Zdecydowanie zbyt blisko. Chciałam się odsunąć, ale wylądowałam na podłodze. Cóż, jak widać wszystko się kończy, łóżko również.
- Marie, przecież żartowałem, chciałem zobaczyć Twoją reakcję. - powiedział i zaczął się śmiać. Po chwili do niego dołączyłam, chociaż miałam ochotę go zabić. Usiadłam z powrotem na łóżku i spojrzałam na Jimmy'ego. - Ale miałaś minę... jakbyś zobaczyła ducha.
- Jesteś okropny, Jimmy!
- Tak, tak, wiem, powtarzasz mi to prawie codziennie...
- Opowiadaj jak było!
- Może najpierw wejdziesz? Chyba, że wolisz rozmawiać w progu. - zaśmiał się.
Weszłam do środka, przywitałam się z panem Jamesem, który siedział w salonie i czytał gazetę, po czym powędrowaliśmy na górę i usiedliśmy obok siebie na łóżku.
- Żałuj, że z nami nie pojechałaś! - wiedziałam, że to powie. - Byliśmy na koncercie The Beatles! Trochę pozwiedzaliśmy, ogólnie to było świetnie. Kiedyś zamieszkam w Londynie, a najlepiej z Tobą i z naszymi dziećmi. - powiedział to z taką powagą, że parsknęłam śmiechem. Rozbawił mnie, nawet bardzo. - Przecież żartowałem! Właściwie to chciałabyś mieć dzieci w przyszłości?
- Nie, nigdy w życiu. - odpowiedziałam stanowczo. - Wyobrażasz sobie mnie z jakimś rozwydrzonym bachorem?
- W sumie... chyba nie. Ja zawsze marzyłem o dzieciach. Wiesz... jak kiedyś umrę to przynajmniej coś po mnie zostanie. Ród Page'ów nie wyginie, chociaż z drugiej strony to dziecko mogłoby mi przeszkadzać w karierze, bo jak już będę sławnym gitarzystą, który jeździ w trasy koncertowe ze swoim zespołem to nie będę miał czasu, żeby je wychowywać. Kurde, wcześniej o tym nie pomyślałem... chociaż, być może uda mi się znaleźć jakaś kobietę, która będzie wyrozumiała i zrozumie to że mu...
- Jimmy, ile można mówić? Zwolnij, nie nadążam.
- Wybacz... - wymamrotał. - A chciałabyś mieć męża?
- Nie wiem... z jednej strony to zawsze chciałam stanąć przed ołtarzem, w białej, długiej sukni tuż obok mężczyzny mojego życia, poza tym wydaję mi się, że małżeństwo jest prawdziwym dowodem miłości. Z drugiej strony to byłoby dość spore ograniczenie i w razie jakbyśmy przestali się kochać lub wystąpiłby inny problem to mogłyby wyjść z tego nieporozumienia jeśli chodzi o rozwód i podział majątku, czy coś z tych rzeczy. - odpowiedziałam.
- A myślisz, że moglibyśmy kiedyś być małżeństwem? - zapytał, a ja zakrztusiłam się powietrzem. Gdy udało mi się uniknąć śmierci spojrzałam na chłopaka szeroko otwartymi oczami. - Bo Ci gałki oczne wylecą. - powiedział wesoło. - Przecież to tylko zwykłe pytanie, co Ty taka zdziwiona. Nie oświadczam się, ani nic z tych rzeczy...
- No wiem, ale jakiś dziwny dzisiaj jesteś. Ten tydzień z Keithem źle na Ciebie wpłynął...
- Ta, odpowiesz w końcu? - zniecierpliwił się.
- Przecież Twoje pytanie nie ma sensu. Jest głupie. Za kilka lat zapewne stracimy kontakt. Ja wyjadę na studia, Ty będziesz robił coś w kierunku muzyki, zapewne również opuścisz to miasto. Rozejdziemy się w różne strony, a po jakimś czasie o sobie zapomnimy. Tak jest zawsze. Znajomości na odległość są bez sensu. W Wenecji miałam przyjaciółkę, Victorię, znałyśmy się pięć lat, a teraz najzwyczajniej w świecie nie mamy ze sobą kontaktu, podejrzewam, że już o mnie zapomniała. Poza tym to, żeby być w związku to trzeba się kochać, a my się tylko przyjaźnimy. - odpowiedziałam stanowczo.
- A gdybym powiedział Ci, że Cię kocham i że pojadę z Tobą na koniec świata, żeby tylko Cię nie stracić? I że rzuciłbym dla Ciebie wszystkie swoje marzenia i zarabiałbym na zbieraniu marchewki?
Zamarłam. Przeraziłam się. On mówił to z taką wiarygodnością. Nagle znalazł się bliżej mnie. Strasznie blisko mnie. Zdecydowanie zbyt blisko. Chciałam się odsunąć, ale wylądowałam na podłodze. Cóż, jak widać wszystko się kończy, łóżko również.
- Marie, przecież żartowałem, chciałem zobaczyć Twoją reakcję. - powiedział i zaczął się śmiać. Po chwili do niego dołączyłam, chociaż miałam ochotę go zabić. Usiadłam z powrotem na łóżku i spojrzałam na Jimmy'ego. - Ale miałaś minę... jakbyś zobaczyła ducha.
- Jesteś okropny, Jimmy!
- Tak, tak, wiem, powtarzasz mi to prawie codziennie...
Już jestem. Najpierw byłam sprawdzić kogo wzięłaś na Marie. XD I chyba Lana lepiej pasuje do niej. Nie wiem czemu, ale pasuje. Mówisz, ze strasznie szybko? E tam, dobrze, że tak szybko, bo nie miałabym co robić. Oj tak, zła Faith nie poszła do szkoły na lekcje rzeźbiarstwa i projektowania. No, ale komu by się chciało siedzieć w piwnicy i lepić coś, hm? Albo podstawy projektowania i Francuski + dwa w-f, kategorycznie nie. XD A tak naprawdę to idę z siostrą do lekarza. ;_;
OdpowiedzUsuńA teraz rozdział. Wiesz, wczoraj w nocy napisałam (chyba) piosenkę, która ma Cię zachęcić do powrotu. No wiesz, tak sobie leżałam i słowa same przyszły. XD Ale piosenka, jeśli w ogóle ją to wstawię, będzie później, hihi. Jestem, kurwa, dziwna. :D
Miał być rozdział, a ja o piosence nadaje. ;_; Ekhem, ekhem, uwaga, przemawiam! Ja chyba już nigdy nie polubię Marie. Przecież, no, Keith może i nie jest urodziwy, ale... Ale... Na przykład w moim przypadku nie kieruję się wyglądem czy tam pochodzeniem. A Marie? Ona nie lubi Keitha, bo nie jest przystojnym facetem w garniturze i nie ma dużo kasy. To okropnie, chujowo, wredne. Ale taka już jest Marie, prawda? Choć może się jeszcze zmienić za sprawą Jimmy'ego. Tssa... Może to być ciekawe, jak z zarozumiałej księżniczki staje się taka... Nie wiem jak to nazwać. Jak staje się ktoś normalny, nie zwracający uwagi na wygląd, bądź pochodzenie.
No, ale wrócił jej ojciec. Dobrze, że przeżył, bo ja tak jakoś nie lubię kiedy rodzic, którego wcześniej miałam okazję "poznać" umiera. No, to trochę takie smutne jest. Ale całe szczęście ojciec Marie wrócił i mam nadzieję, że już nigdzie nie wyjedzie. Oby... A teraz pora na pana Page'a!
Nie rozumiem Jimmy'ego. Jak on może zadawać się z Marie? I jeszcze ją lubić, przytulać, proponować małżeństwo? Przecież... Ech, nie ważne. czasem takie osoby da się nawet lubić. Z tego co widzę tylko My - Twoi czytelnicy - jej nie lubimy. No, ale propozycja Estranged była kusząca... Zabić Marie, hm, hm... Interesujące... XD
Z tego co wiem w scenariuszu jest teraz ta piosenka, którą zapomniałam, ale... Może Ryszard pomoże mi napisać nową. XD No to jakoś tak:
1.Nikt nie lubi Marie,
Niech ktoś przywali jej z drzwi,
Zuza, Twa wena ma powrócić,
Ref. Pisz, pisz, pisz, bo zajebista jesteś!
My z Ryszardem kochamy Cię!
A jak nie to Cię Rysiu zje!
2. Jeśli nie wrócisz to Jaggera zabiorę Ci,
Wtedy będzie śpiewał już tylko mi,
Ryszard focha strzeli na Ciebie,
I wtedy nie będzie jak w niebie,
Ref. Tu znów refren.
3. Bo Zuziu, wena musi wróóóóóóóóóóóócić do Ciebie,
Wtedy pójdę do sklepuuuuuuuuuuuuuu,
Kupić kilka orzechóóóóóóóóóóóóóóów,
Bo my czekamy tuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!
I wielkie zakończenie, tada! Ten Twój Ryszard to pomocny jest, mówię Ci. XD A teraz powiem Ci jeszcze raz, że jesteś zajebista i, że wena musi do ciebie jak najszybciej wrócić.
Dlatego...
Duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo weny, życzę Ci, Zuzanno!
O
UsuńMÓJ
BOŻE.
Kocham Cię, Faith. Jesteś pierwszą osobą, która napisała dla mnie piosenkę. ;_; Wydrukowałam ją sobie i przyczepiłam do doniczki. xD
Co do Marie to wczoraj wieczorem obmyśliłam pewien plan dotyczący opowiadania i myślę, że z czasem możecie ją polubić, ale później ponownie COŚ się zmieni i zapewne znowu zamordowanie jej będzie najlepszym rozwiązaniem. ;_;
Jeśli chodzi o Jimmy'ego to też się dziwię, że taki fajny chłopak lubi tak specyficzną kobietkę, no ale cóż...
Chciałam Ci jeszcze podziękować za tak wyczerpujący komentarz i za piosenkę, oczywiście! ♥
Dobra, już jestem, aczkolwiek wciąż jestem niemal tak zmęczona jak wczoraj wieczorem. Wyobraź sobie, że wczoraj już tak trochę po północy ktoś zaczął nawalać w drzwi wejściowe do mojego domu :_: Myślałam, że umrę. A potem zadzwonił domofon. Na szczęście nie tylko mnie to obudziło (w sumie nie obudziło, bo i tak nie spałam xD) i ktoś poszedł otworzyć. Ale jakoś tak się bałam zapytać kto to był, i w ostateczności nie spałam pół nocy, wyobrażając sobie jakieś straszne rzeczy, np. Że był to jakiś wróg mojej rodziny i jak będę wracać ze szkoły to mnie porwie i będzie żądać okupu :_: W sumie nic nowego, że spałam 4 godziny, bo w roku szkolnym często tak mam, ale wiesz... Zawsze gorzej z koncentracją i zdolnością wysławiania się następnego dnia. Jezu, niepotrzebnie to pisałam, nie zwracaj na to uwagi. To tylko ja, popieprzona Rocky...
OdpowiedzUsuńAle do rozdziału, no! Kurde, Keith jest dziwny xD Nie dość, że zakochał się w kimś takim jak Marie, to jeszcze potem wyleciał z takim tekstem. Dość ciekawe to było, nie zaprzeczę. Ale 'Jej Niskości Chomik' mnie absolutnie rozjebało :333 W ogóle to jest fakt, że niektórzy wyglądają jak chomiki. Albo jak krety. Znaczy mi się z kretami kojarzy, jak czasami ktoś marszczy bardzo nos xD Niektórzy co noszą okulary tak robią. Ja szczęśliwie nie mam takowego odruchu... O-O
Cholera, znów odbiegłam od tematu! Em, kto by się spodziewał...? Kurde, bo Ryszard Patrzałek mnie rozprasza, o! I tak jestem jego fanką <3
Ble, ble, ble, znów pierdolę od rzeczy... Komenda numer dziewięć: Rocky, włącz skupienie! Ok, podziałało.
Jak dobrze, że Antonio wrócił cały i zdrowy! Jejku! Cieszę się niezmiernie. W dużej części dlatego, że okropnie było by mi żal Violetty. Jest fantastyczną postacią i jeśli chodzi o to opowiadanie, to razem z Rosie i (oczywiście *.*) Jimmy'm, jest moją ulubioną postacią. Moja mama też jest taka trochę i za to ją uwielbiam xD Ale moja mama nie ma takiej zadufanej w sobie córki... chyba xDDDD Kurde, coś ze mną nie tak, sama sobie niemalże prawię komplementy. Komenda dziewiąta nie podziałała :_:
Nosz w dupę, właśnie leci 'Loner' Black Sabbath, czyli wrzeszczę i skaczę na krześle. Świetnie. Ten komentarz jest widać skazany na klęskę :_:
Dalej, dalej, wracam do rozdziału... Ta scena z Jim'em przed drzwiami! JEJ ♥ Mimo, że Marie, to Marie, musieli wyglądać przesłodko. I... widać, że się chłopak zauroczył. Kurde, aż mi go żal :_: Dla niego lepszą (na ten moment) byłaby Rosalie! Jest świetną dziewczyną. A Mary? Kurde... Page ty (cudowny) idioto! Chyba, że... może dostrzega wszystkie wady panny Moretti i zamierza jej... pomóc? Albo mu się to podoba? Może traktuje to jako wyzwanie? Nieee, to by było trochę... chamskie. Nie w jego stylu. Ale jestem bardzo ciekawa, co takiego go ruszyło w Marie. Bo mnie jej charakter na razie odpycha.
Aaaa! I to na samym końcu! Genialne, o tak! xD (zaczynają grać Judasi 'Painkiller', czyli rozpierdol pokoju murowany :_:) Page, mój mistrzu xD Chociaż, mam wrażenie, że on ostatecznie zamienił to w żart, ale... Ma nadzieję, taką delikatną, że to może się stać prawdą. A raczej o tym marzy. Bo przecież Marie nie wyjdzie za gwiazdę rocka! Eh -.-
No to powiem jeszcze, że baaardzo, ale to BAAAAARDZO nie mogę się doczekać kolejnego! Jestem w stu procentach przekonana, że 7 jest świetny. Jak może taki nie być?
No, czekam :3 Niecierpliwie! Mam nadzieję, że ten komentarz nie jest jakoś bardzo tragiczny. Ha, pewnie jest gorzej niż mi się wydaje. Musisz mi wybaczyć. To moje spierdolenie, nie ja.
Skończę, pieprzyć, ok! Życzę Ci ogólnie miłego tygodnia i tak dalej, wszystkiego co w nudnym, szarym tygodniu w szkole jest potrzebne. Czyli pewnie braku zmęczenia, kartkówek i prac domowych xD Dobra, bo serio ze mną coraz gorzej, chyba się zdrzemnę, zanim się zabiorę za pisanie nowego rozdziału do mnie...
Weny, Zuziu ♥
Hugs, Rocky.
Haha, kiedyś miałam podobnie. Było już grubo po północy, a ja byłam w domu sama z bratem i ktoś zadzwonił do drzwi. Ja oczywiście byłam już przerażona, bo żeby dojść do drzwi to najpierw trzeba było otworzyć bramę, a ona była zamknięta... później ten ktoś sobie poszedł, a ja spanikowałam i zamknęłam wszystkie okna w pokoju, zasłoniłam rolety, bo ciągle miałam wrażenie, że to jakiś porywacz, a nie chciało mi się drzeć, żeby zapytać kto to był.
UsuńNastępnego dnia okazało się, że to jakiś kolega tego całego brata mego (jakie rymy...), ech.
No, nieważne, nie wiem po co to napisałam. ._.
Spodobał mi się pomysł związku Jimmy'ego i Rose. Kurde, pasowaliby do siebie! Oboje tacy gadatliwi, trochę nierozgarnięci, mają podobny gust muzyczny. Kto wie...
Szczerze mówiąc to na początku chciałam uśmiercić Antonio, ale właśnie doszłam do wniosku, że nie chcę tak dołować Violi, Marie w sumie też, ale ona to tam... wiadomo jak z nią jest. xD
Na koniec dodam, że serdecznie dziękuję Ci za komentarz. :3
Maddie, o Boże! Popłakałam się, kiedy to weszłam! Obiecuję, że do środy zostawię Ci piękny komentarz! I błagam Cię o informowanie mnie [fire-burnin-slow.blogspot.com] - proszę! Powiem Ci bardzo dużo, mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam z niecierpliwością! ♥
UsuńInformować będę na pewno i obiecuję, że już niedługo zajrzę do Ciebie, aby przeczytać nowe dzieło. :3
CHRYSTE PANIE, MOJE ZŁOTA MADDIE, JA NAWET NIE WIEM, CO MAM NAPISAĆ I JAK ZACZĄĆ.
UsuńDobra, nie. Stop. Chciałam powiedzieć Ci bardzo dużo, chcę nadal, ale nie gwarantuje, czy teraz uda mi się to wszystko ładnie zlepić, ale uznajmy, że liczą się chęci.
Wiesz, kiedy dodałaś tę pamiętną notkę, o możliwości zawieszenie bloga, o tym wszystkim, co się u Ciebie stało. Ja Ci od razu strzeliłam taki spontaniczny komentarz, za który było mi dziwnie wstyd. Nie powinnam była może go pisać, ale było - minęło. Bałam się tylko, że może rzeczywiście nie wrócisz tutaj na naszą blogosferę, ale na szczęście jesteś. I mogę czytać dalej!
Ten i poprzedni rozdział nadrobiłam wczoraj rano, o siódmej, kiedy czekałam piękną godzinkę na początek jeszcze piękniejszych lekcji. I powiem Ci, tak szczerze, że mnie zaskoczył obrót sytuacji. Nic mi nie wskazywało wcześniej na to, że Marie i Jimmy jednak mogą się do siebie ,,zbliżyć''. Mam tutaj na myśli zbliżenie...przyjacielskie, rzecz jasna. Chociaż, czy ja tam wiem? Najpierw mama wyciąga jakieś pochopne (hm...?) wnioski, że niby chłopak, a Marie się wtedy tłumaczy w taki uroczy sposób. Że jest świetną osobą, że się bardzo lubią, ale nic poza tym, och no oczyyywiście... Nie, śmieję się. Ja ją rozumiem, sama mam takie damsko-męskie relacje i czasem ktoś zarzuci mi, że to coś więcej, podczas gdy to NIEPRAWDA. Dlatego wspieram naszą młodą w takich ciężkich dyskusjach, haha.
Ale ojciec! Właśnie. Cholera, ja nawet nie do końca wiem, co powinnam napisać, nie wiem, co chcę pisać. Za dużo naraz. Z tym, że nie spodziewałam się, że akurat on się tu zjawi. Chyba nikt się nie spodziewał, a rozlany wrzątek i potłuczone szkło są zarówno dowodem jak i świadkiem. Poruszyła mnie ta scena. W głowie zobaczyłam mężczyznę, który naprawdę kocha kobiety swojego życia i..Maddie...jakie on ma pięknie imię...aj!
I finał. Ostatnia prosta. Chryste, Ty wiesz, jakie to było niesamowicie kochane? Zobaczyłam jak Marie i młody Page siedzią na łóżku i rozmawiają, kiedy nagle ta rozmowa schodzi na dziwny tor. Rodzina? Dzieci? Jimmy pyta kochaną Marie o to, czy chciałaby mieć dzieci! A potem, tak ni stąd, ni zowąd, pyta ją o zamążpójście. I to z jaką klasą - prosto z mostu, jak to bywa w młodzieńczym męskim zwyczaju, jej! I dwa ostatnie zdania, końcówka. Jesteś taki i taki, wiem - powtarzasz to codziennie. Czy tutaj nie wchodzi w grę zasada ''kto się lubi, ten się czubi?''. Myślę, że...że tak, mhm.
Jakie to jest niemiłosiernie nieskładne, nie uważasz? Ja uważam, ale już wspominałam, że tak będzie. Zawsze tak jest, kiedy mam za dużo emocji w sobie. Chciałabym Ci tylko powiedzieć, że niesamowicie się cieszę z tego opowiadania i nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Jest świetnie, piszesz pięknie i wymyśliłaś boską fabułę. I to chyba wszystko, Kochana moja.
Czekam i pozdrawiam Cię! ♥
O matko... dziękuję bardzo!
UsuńJestem zaszczycona, na prawdę, tyle miłych słów.. ♥
Również pozdrawiam. ♥
Jestem już jestem!
OdpowiedzUsuńSorry. Technikum porządnie daje w kość. Co nie oznacza, że jest źle. Jest zajebiście, ale nauki trochę...dużo. Ale w końcu, po kartkóweczce z anglika i dwóch matematykach o trygonometrii mogę usiąść spokojnie do komputera skomentować ten fascynujący rozdział. :D
Pierwsze zdanie mnie rozwaliło. Matematyka nie jest nudna (mimo i tak jej nie lubię), to właśnie HISTORIA SZTUKI JEST NUDNA. To taki chujowy temat, nic tylko Ci smęcą o impresjonistach, a chuj wie, o co chodzi.
No właśnie. Tam się można znudzić śmiertelnie.
Jimmy i Keith. Żal mi tego "chomika". Zakochał się, a jego "miłość" odrzuca go, bo jest niski i wygląda jak chomik. Nie liczy się wygląd, tylko wnętrze i niech Marie to w końcu kurwa zrozumie, bo jej wbiję to do głowy łopatą!
Nie. Jimmy nie pasuje do Marie. On jest zajebisty, a ona wredna i zepsuta. Jimmy zasługuje na kogoś lepszego, może na arcyskromną Asię. :D
Jej tata żyje? :O W sumie dobrze, ale w sumie Marie przydałby się porządny kop od życia. Wkurza mnie.
No, tak, niby ma wszystko. I nie dobrze. Powtarzam: Przydałby się jej porządny kop, który wywali jej życie do gory nogami.
Tak, ciesz się kurwa, że masz świadectwo z wyróżnieniem. Gówno Ci to da.
Biedny Keith. Tak odtrącony. Ale ma rację. Marie to wredna suka.
Ciekawe miejsca...ehh...
Heheheh, Jimmy był na Beatelsach, a Marie pewnie na to nie zwróciła uwagi. Głupia...
Jimmy, kochanie! Ja Cię zaklinam na ognie piekielne, żebyś nie zakochał się w Marie! Ona nie jest Ciebie warta!
No Maddie. Absolutnie NIE krytykuję Twojego zacnego dzieła. Rozdział jest naprawde zajeświetny. Ale zrob coś z Marie, proszę, bo w następnym rozdziale jej łeb urwę.
Weny!
PS. Na moim drugim blogu pojawił się rozdział. :D
"Tak, ciesz się kurwa, że masz świadectwo z wyróżnieniem. Gówno Ci to da." - Uwielbiam Cię za to zdanie. XD Hahaha.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i obiecuję, że niebawem wszystko u Ciebie nadrobię. ♥