Wpatrywałam się w swoje czarne, skórzane kozaczki i czekałam na Jimmy'ego. Łzy niemiłosiernie zalewały całą moją twarz, a także koszulę, nawet chodnik. Wystarczyłoby kilka godzin, a całe Empsom zalałaby fala łzowego tsunami.
Podniosłam głowę do góry i ujrzałam Jim'a, mojego jedynego przyjaciela. Wcześniej nie wierzyłam w to, że istnieje coś takiego jak przyjaźń damsko - męska. Przy nim przekonałam się, że to możliwe. Spędziliśmy ze sobą dwa lata, widywaliśmy się niemal codziennie. Razem malowaliśmy, uczył mnie gry na gitarze, podziwialiśmy zachody słońca, rozmawialiśmy o głupotach do późnej nocy, planowaliśmy przyszłość. Byliśmy nierozłączni.
- Do zobaczenia, Marie. Trzymaj się. - powiedział chłopak i uprzednio odstawiając walizki na ziemię, przytulił mnie. Wtuliłam się w jego wątłe ciało i po raz kolejny wybuchnęłam głośnym płaczem. - Muszę iść.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia, Jimmy? "Trzymaj się"?! - krzyknęłam. Byłam zdesperowana, mogłam zrobić wszystko, aby tylko go przy sobie zatrzymać.
- Rozmawialiśmy o tym wiele razy, żegnamy się od kilku dni. Co mam Ci powiedzieć?! Sama mi zawsze powtarzałaś, że kiedyś nadejdzie taki moment, w którym nasze drogi się rozejdą więc nie dramatyzuj! - oburzył się. Za wszelką cenę chciał uniknąć mojego wzroku.
- Ja nie dramatyzuję. Właściwie to... To już nic. Jedź do swojego pieprzonego Londynu! - powiedziałam oburzona. Zachowywałam się jak idiotka. Później wstydziłam się tego co mu powiedziałam, ale w tamtej chwili byłam istnym kłębkiem nerwów. Wszystko mnie denerwowało, każda rzecz potrafiła doprowadzić mnie do szału lub łez. Tak było od miesiąca, od czasu, gdy Jim oznajmił mi, że wyjeżdża, aby móc spełnić swoje marzenia.
- Dlaczego się tak zachowujesz?! Jesteś straszną egoistką. Chciałem się z tobą pożegnać jak normalny człowiek, a ty robisz jakieś sceny. Jesteś na mnie wielce obrażona, bo wyjeżdżam, ale pomyśl, że inni też mają swoje plany, które zamierzają zrealizować. Nie wszystko wygląda tak jak Ty chcesz! - niemal krzyczał, stracił cierpliwość. Rzadko widziałam go zdenerwowanego, a gdy już do tego dochodziło to nie miałam pojęcia jak się zachować. Przy nim traciłam wszystkie argumenty.
Nie chciałam takiego zakończenia. Karciłam się w myślach za to co powiedziałam. Zrobiłam aferę o nic. Chciałam, abyśmy rozstali się w dobrych relacjach, ale oczywiście nic z tego nie wyszło.
- Miło było Cię poznać, Marie. Cześć. - powiedział znacznie milszym tonem, odwrócił się i wsiadł do samochodu wraz z Jeffem. Jeszcze przez moment patrzałam na odjeżdżający pojazd, a później zaczęłam zmierzać w kierunku domu...
- Jimmy, to nie ma sensu, ja nigdy się tego nie nauczę! Nie możemy porobić czegoś innego? - spytałam znudzona. Od godziny chłopak próbował nauczyć mnie gry na tym trudnym instrumencie jakim jest gitara, a ja czułam się jak idiotka. On tak pięknie grał, a ja... szkoda mówić.
- To Twój pierwszy dzień. Dlaczego zawsze jak coś Ci nie wychodzi to od razu się zniechęcasz? Do tego potrzeba cierpliwości. Na pianinie też nie nauczyłaś się grać od razu. - powiedział i lekko się uśmiechnął. Wywróciłam z górze oczami i ze znudzeniem wymalowanym na twarzy usiadłam na podłodze, kładąc instrument na kolanach. Jimmy usiadł tuż za mną i ustawił moje palce na gryfie, a później chwycił moją drugą dłoń w swoją i przejechał nią po strunach.
- No widzisz! Już lepiej! - zachęcił mnie. - To teraz powtórz bez mojej pomocy...
- Nie pamiętam jak to było... głowa mnie boli od natłoku informacji. - wymamrotałam, a chłopak uroczo się uśmiechnął.
- Okej, wygrałaś, to co chcesz robić?
- Możemy iść spać. - zaproponowałam, po czym położyłam się na łóżku i przykryłam ciało kołdrą. - Dobranoc. - wyszeptałam, a już po chwili poczułam rękę chłopaka, która obejmuje mnie w talii. Z punktu widzenia osoby trzeciej takie coś wyglądało dość jednoznacznie, jednak my nie widzieliśmy w tym niczego złego. To tylko spanie w jednym łóżku, pod jedną kołdrą, w swoich objęciach. Stosunki typowo przyjacielskie.
- To Twój pierwszy dzień. Dlaczego zawsze jak coś Ci nie wychodzi to od razu się zniechęcasz? Do tego potrzeba cierpliwości. Na pianinie też nie nauczyłaś się grać od razu. - powiedział i lekko się uśmiechnął. Wywróciłam z górze oczami i ze znudzeniem wymalowanym na twarzy usiadłam na podłodze, kładąc instrument na kolanach. Jimmy usiadł tuż za mną i ustawił moje palce na gryfie, a później chwycił moją drugą dłoń w swoją i przejechał nią po strunach.
- No widzisz! Już lepiej! - zachęcił mnie. - To teraz powtórz bez mojej pomocy...
- Nie pamiętam jak to było... głowa mnie boli od natłoku informacji. - wymamrotałam, a chłopak uroczo się uśmiechnął.
- Okej, wygrałaś, to co chcesz robić?
- Możemy iść spać. - zaproponowałam, po czym położyłam się na łóżku i przykryłam ciało kołdrą. - Dobranoc. - wyszeptałam, a już po chwili poczułam rękę chłopaka, która obejmuje mnie w talii. Z punktu widzenia osoby trzeciej takie coś wyglądało dość jednoznacznie, jednak my nie widzieliśmy w tym niczego złego. To tylko spanie w jednym łóżku, pod jedną kołdrą, w swoich objęciach. Stosunki typowo przyjacielskie.
* * *
15.11. 1963.
Czułam tak niewyobrażalną pustkę. Dziurę w sercu. Mimo, że miałam kilku znajomych, przyjaciółkę i rodziców to nikt nie był w stanie zastąpić mi Jimmy'ego. To jak się zżyliśmy przez ten czas było nie do opisania. Był dla mnie jak brat. Wiele razy miałam ochotę na spakowanie swoich rzeczy i opuszczenie Empsom. Chciałam wyjechać do stolicy i znaleźć Jim'a, mimo że odnalezienie go graniczyło z cudem.
Pocieszała mnie wizja tego, że zostały mi niecałe dwa lata nauki w koledżu. Marzyłam o tym, aby wyjechać do jakiegoś większego miasta na studia. Męczyła mnie rutyna, każdy dzień był taki sam. Identyczny schemat; szkoła, dom, nauka, spotkanie z Rosie, czasami malowałam lub grałam na pianinie, ale od czasu Jego wyjazdu zaczynałam tracić na to ochotę. Nie sprawiało mi to takiej przyjemności jak kiedyś.
- Marie, chciałam z Tobą porozmawiać. - oznajmiła mama stając w progu mojego pokoju. - Mogę?
- Jasne. - odpowiedziałam, mimo że nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek rozmowy.
- Niby masz jeszcze dużo czasu, ale wiesz jak to jest... później to tak szybko zleci. W każdym razie chciałam omówić z Tobą sprawę przyszłości, tego co masz zamiar robić po zakończeniu nauki w Sutton Art. Myśleliśmy z tatą o Uniwersytecie Kalifornijskim, albo Harvardzie.
- O nie, Kalifornia odpada, nie chcę tam mieszkać, za żadne skarby. Myślałam raczej o jakiejś uczelni we Francji, może coś w Paryżu... chciałabym tam wrócić. Ewentualnie Włochy, a z resztą to nie obraź się, ale chyba jednak nie mam ochoty na rozmowę o studiach. Sama mówiłaś, że mam jeszcze dużo czasu, niemal dwa lata. Zdążymy wszystko zaplanować. - odpowiedziałam. Mama tylko się uśmiechnęła, po czym opuściła pokój.
Resztę dnia spędziłam samotnie. Tylko ja i moje myśli, które nałogowo krążyły wokół Jimmy'ego. Jeszcze rok wcześniej mówiłam o naszym ewentualnym rozstaniu ze spokojem, jakby to była normalna sprawa, jakbym wcale za nim nie tęskniła, gdyby musiał odejść. Później jednak śmiałam się z własnej głupoty, bo utrata przyjaciela była dla mnie czymś strasznym, z czym nie mogłam się pogodzić, mimo, że minęło stosunkowo dużo czasu.
* * *
02.08.1964.
Obserwowałam fryzjerkę, która sprawnymi ruchami nakładała farbę na moje długie włosy. Tak, postanowiłam zmienić coś w swoim życiu, wybór padł na zmianę koloru włosów. Z jasnego blondu postanowiłam przejść na jasny brąz. Niby niewiele, ale jednak bałam się tego jak będę wyglądać w nowym kolorze.
- O kurczę, kochana, wyglądasz prześlicznie! - stwierdziła Rosalie po zakończonym "zabiegu". Ja również byłam zadowolona z efektu.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny, po czym zapłaciłam i mogłyśmy udać się do domu.
Czułam, że przez ten rok odżyłam. Smutek został powoli zastępowany przez radość, którą zarażała mnie Rosie. Zaczęłam powracam za ziemię.
- Wiesz co, jak się stąd wyprowadzimy to koniecznie musimy odwiedzić Los Angeles. To podobno Miasto Grzechu, aż się w nim roi od muzyków, artystów i wszystkich innych facetów. Pamiętasz jak słuchałyśmy The Rolling Stones? - spytała rozentuzjazmowana. Przytaknęłam, takich okropnych rzeczy się nie zapomina. - Tam prawdopodobnie często bywa Mick Jagger! Jaki on jest przystojny, podobno świetnie się rusza... i ten jego głos, poezja. Jak ja bym chciała go poznać! Albo chociaż zobaczyć.
- Nawet mnie nie rozśmieszaj. Los Angeles to miejsce zamieszkania kilku milionów ludzi, nie łudź się, że go znajdziesz... - odparłam niemalże kpiąco.
- Ty i ten Twój pesymizm. Wystarczy, że zdobędziemy bilety na jego koncert, później wystarczy go śledzić i gotowe.
- Zachowujesz się jak psychofanka, co najmniej... - rzuciłam rozbawiona.
. . . . . . . . . . . . . . . . .
Aaaaaaaaaaaaaaaa. ;__;
Teraz to czytam i mam wrażenie, że akcja potoczyła się zbyt szybko, mam nadzieję, że nie wygląda to wyjątkowo źle.
Francuski - lekcja przemyśleń, choć ja na swoim dzisiaj myślałam o tym, aby wstawić już ostatni rozdział Painted... Sra tatata, ale to dopiero jutro. Chciałabym mieć już to z głowy. Ale tęsknić będę. ;_; Tak, tak, zaczynam od końca, więc wiesz... Wszystko potoczyło się tak szybko? No wiesz, w sumie to nawet dobrze, bo Marie szybciej pozna Mick'a Jagger'a... Nie, czekaj... MICKA JAGGERA!!! Jeszcze muzyczka... MICKA JAGGERA!!! TUTUTTYTRYRURYRY!!! Sama nie wiem jak muzyczka wyszła, bo klikałam przypadkowe klawisze, które były obok siebie. XD
OdpowiedzUsuńTylko, że Jimmy wyjechał... Och, ja na miejscu Marie... No... Zachowałabym się tak samo. Przecież tyle ją z Page'm łączyło, ale z drugiej strony to Marie, więc nie współczuję jej, że straciła przyjaciela. Dobra, ja będę tęsknić za Jimmy'm. ;_; Dlaczego on wyjechał? No ok, może dzięki temu powstanie Led Zeppelin, ale... Czemu on wyjechał? :c No czemu? Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe?! Dobra... Za daleko poszłam z tym moim rozpaczaniem. :D Pora się opanować.
A teraz Rosalie chce jechać do Los Angeles! To niech jadą, co nie Rysiu? Niech Marie pakuje walizeczki i niech sobie jedzie. Chociaż rodzice od niej odpoczną... I ludzie ze szkoły... I reszta miasta... Ale całe szczęście, ja nie odpocznę od niej, bo bądźmy szczerzy - nie przepadam za nią, ale chcę wiedzieć jak to dalej będzie. No muszę wiedzieć.
Rozdział jest krótki, za co powinnam Cię udusić, ale nie zrobię tego... Przynajmniej teraz, bo jest krótki, ale świetny.
A co do Naszych rozdziałów... Tam u mnie to nie musisz się spieszyć. I tak ja już rzadko tam do siebie zaglądam i pisać nic nie piszę, więc wiesz... Nie spiesz się, ja i tak Ci stąd nie ucieknę. XD Tylko mam małe pytanko... Co z drugim blogiem?
To już wszystko.
Weny!
Na początku chciałam przeprosić, że tak późno odpowiadam. ;_;
UsuńPrzepraszam.
"Chociaż rodzice od niej odpoczną... I ludzie ze szkoły... I reszta miasta... " - uwielbiam. XD
Tak, tak, wiem, że krótki, ale nie wiedziałam co mogę w nim jeszcze napisać. Nie znoszę takich scen pożegnań...
Hm, jeśli chodzi o drugiego bloga to sama nie mam pojęcia co z nim będzie. Na pewno go nie usunę i na 100% doprowadzę to opowiadanie do końca, tylko jeszcze nie wiem kiedy, bo aktualnie całą moją wenę porywa ten blog. :c Myślę, że do końca września uda mi się coś naskrobać. :)
Dziękuję Ci za komentarz!
O tak! JEST NOWY, SUICIDE, MA ZACIESZ! No co taka marna, nudna osóbka jak ja może powiedzieć o Twoim opowiadaniu? Chyba tylko tyle, że mylisz się- rozdział jest naprawdę dobry, w żadnym wypadku zły! No w sumie, może troszkę krótki, ale nie zmienia ro faktu, że bardzo mi się spodobał.
OdpowiedzUsuńWspółczuje Marie rozstania z Jimmy'm! ;c A Jimmy teraz pozna resztę chłopaków i założą i zespół i będzie super! C: O TAK! No, ale... OOOOOOO... Ten fragment ze spaniem w objęciach... Z ręką na talii... AAA! GRYBLUYIJSEGSJSG. To takie słodkie! <3 Polubiłam Marie, nawet bardzo! :) W sumie ostatnio zaczynam lubić bardzo dużą ilość bohaterów, których poprzednio nie mogłam zdzierżyć. Coż jest cudownie, serio!
Dzisiaj chyba nie jestem w stanie napisać nic sendownego, za co serdecznie cię przepraszam, więc napiszę po prostu, że rozdział wyszedł świetnie.
Czekam na kolejny i życzę weny!
O kurde... za serio polubiłaś Marie? :O
UsuńNie sądziłam, że kiedykolwiek przeczytam coś takiego. xD
No, dziękuję bardzo za komentarz. :)
Witam, witam, witam, miła Maddie. Koniec tygodnia, więc mam wreszcie czas na Twoje cudeńko, haha. I tak zanim przejdę do samego rozdziału, to chciałabym Ci powiedzieć, że smutno mi jest, gdyż bardzo krótki on wyszedł! Ale czytało się to gładko, miło i akcja, to znaczy jej rozwój, jest jak najbardziej okej. Wszystkie daty są podane, nic się nie miesza - nie ma się czym przejmować, haha!
OdpowiedzUsuńDobrze, ale co do rozdziału, bo dla niego tutaj jestem (i dla Ciebie!). Nie wiem, czy uda mi się wyciągnąć tutaj wystarczająco długi i ładny komentarz, ponieważ dodałaś krótki rozdział i Cię za to właśnie besztam! Przepraszam, no już, już.
Jimmy i Marie. Co się stało, co się stanie? Pożegnali się naprawdę oschle, mimo wszystko. Tyle ich łączyło, tyle było przez ten cały miniony czas. Aż mi się zrobiło szkoda Marie. Została sama, biorąc pod uwagę fakt, iż sama powiedziała, że nikt jej Jima nie zastąpi. ,,Nikt'' to jest beznadziejne słowo. Boli.
A czas nieubłaganie leci i leci, dziewczyna wciąż myśli o przyjacielu. Poruszyły mnie dogłębnie takie dwa tematy, pierwszy dotyczył nauki gry na gitarze, drugi - spania w swoich objęciach pod jedną kołdrą. Po przyjacielsku. Oczywiście, jejku. To też rozumiem, to jeszcze o niczym nie świadczy, kochane...och.
Skaczę z tematu na temat, ale nie wiem, jak powinnam złożyć swoje myśli w jedność, chyba... Mam nadzieję, że się jakoś połapiesz, hah. Zmierzam do tego, że przybijam z Marie mentalną piątkę, ponieważ jestem dumna z jej postawy wobec Kalifornii i tamtejszej uczelni. ANGLIA, mili państwo, tam się uczy, to jest kraj. Cudo, ma miłość. Hej, a skoro mowa o Anglii, to mogę spokojnie nawiązać jeszcze do jednej z największych miłości mojego życia. Nazywa się Mick Jagger i jest beznadziejnym zwyrodnialcem, dlatego mnie ciągnie i fascynuje, uwielbiam go ponad życie. Ruchy - takkk... Głos - poezja! Nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć, że czekam na jego pojawienie się!
I czekam na kolejny rozdział, który zatem jest już sobie gdzieś tam napisany, ha. Skoro tak - życzę weny na następny, pozdrawiam Cię! ♥
Przepraszam za tą długość. ;_;
UsuńRównież kocham Anglię. ♥ To jedno z najwspanialszych miejsc na Ziemi. ♥ O Micku już nawet nie wspomnę, ha!
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam. ♥
MADDIE, WYBACZ MI, ŻE NIE KOMENTOWAŁAM, ALE SZKOŁA. ;_____________; Niby jeszcze nie mam zbyt dużej ilości nauki, ale jesteśmy w tym samym wieku więc liceum, nowi ludzie, musiałam się nieco oswoić i nie miałam zbytnio czasu na zaglądanie w sferę blogową. Teraz już wszystko jest ok i możesz spodziewać się moich komentarzy pod każdym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńJuż chyba każdy Ci to napisał, ale wybacz, ja też muszę: CO TAK KRÓTKO?! :c Miejmy nadzieję, że następny będzie o wiele dłuższy, bo Twojego bloga mogłabym chłonąć w nieskończoność. Boże, tutaj jest wszystko takie dopracowane, nie ma żadnego bałaganu, są daty, wszystko jest przejrzyste, nie ma chaosu, którego nie znoszę. Strasznie lekko się czyta. Brawo, kochana!
Nadal nie potrafię określić mojej postawy wobec Marie. Z jednej strony jej nie lubię, przez jej podejście do niektórych spraw, a z drugiej wręcz uwielbiam za to jak wypowiada się o Kalifornii, muzyce rockowej i za to, że jest taka elegancka, te futra, kozaczki... jest taka inna. Większość bohaterek tego typu opowiadań to fanki metalu i rocka, które przeklinają co drugie słowo, palą, piją i tak dalej, to mnie już nudzi.
Rosalie! Ona jest boska! Po prostu świetna, wspaniała! Uwielbiam tę dziewczynę. Jest taka radosna, rozgadana, wszędzie jej pełno.
Nawet nie wiesz jak bardzo spodobał mi się wątek z ojcem himalaistą. Pierwszy raz widzę coś takiego w opowiadaniu. Stworzyłaś wspaniałą, oryginalną fabułę i za to Cię uwielbiam. I jeszcze Mick i Jim na dokładkę! Czekam z niecierpliwością na ich pojawienie się w opowiadaniu!
Uwielbiam Cię, Maddie (swoją drogą to nie wiem czy mam do Ciebie mówić Zuza, Zuzka, Zuzia czy może Zuzanna... proszę o podpowiedź. xD) i czekam na ciąg dalszy. ♥
/ Emilia
Emilka! ♥
UsuńJak miło mi widzieć Twój komentarz. ♥
O Boże... moje okropne imię. ;_; Właściwie to możesz mówić jak chcesz, jak Ci wygodniej. xD
Baardzo Ci dziękuję za komentarz i za dodanie skrzydeł. ♥
Maddie! Kurde, napisałam Ci całkiem długi komentarz, i nawet był w miarę ogarnięty, znaczy nie zawierał jakiś tam moich dzikich przemyśleń, ani opisów sytuacji z mojego nudnego życia, czy coś... Ale go wcięło! Normalnie myślałam, że z nerwów mi jakaś żyła pęknie i zejdę przed tym kompem. Ale postanowiłam zabrać się do pisania kolejnego komentarza. W dużej mierze uspokoiłam się dzięki miłości mojego życia sprzed kilku lat- czyli zespołowi Toto. Także w moich słuchawkach leci teraz cudowne Don't Chain My Heart, a ja piszę... No:
OdpowiedzUsuńJejku, mówiłam już, że pięknie opisujesz sceny pożegnań? Mówiłam, na bank. To jest tak pięknie smutne, że... Kurde, naprawdę, potrafisz niesamowicie wzruszyć. Z jednej strony nie znoszę takich momentów. No bo są po prostu smutne. A to pożegnanie, Jim'a i Marie, było takie szczególnie. Przez Marie! Mogli się rozstać ze łzami wzruszenia w oczach i pocieszającymi uśmiechami, ale nie! Ona musiała na niego naskoczyć, wyładować... co? Na co ona w ogóle była zła? Że wyjeżdża? Kurde, serio nie lubię panny Moretti.
*Zaczyna lecieć Sugar Man, czyli Rocky świruje, eh...*
Wkurzyła mnie, naprawdę. Jimmy był dla niej tak dobrym przyjacielem, a ona zepsuła w pewien sposób ten ich ostatni wspólny moment. Eh.
Ale z drugiej strony, kiedy ktoś naprawdę umie opisywać takie sceny, to są one po prostu genialne. Pełne uczuć, emocji... A Twoje takie właśnie są! Po raz kolejny powtórzę Ci, że jesteś świetna, naprawdę niewiele osób potrafi mnie tak poruszyć tym co pisze. A na dodatek robisz to tak pięknie, no! Kocham to :)
*We're All Gonna Die, Slashu w słuchawkach, ummm *.......* (nie zwracaj na to uwagi)*
Lecim dalej! To wspomnienie z Jimmy'm *o* Jezu, to takie cudowne! Z tą gitarą! Ja się ostatnio za siebie wzięłam i gram codziennie, hihi. Nieważne... xD
I potem jak oni razem się położyli, uhuhu! Też tak chcę, hej :_:
Ja to bym chciała, żeby Marie razem z Rosie pojechała do Kalifornii. Może Mary nauczyłaby się większej tolerancji, czy coś. W każdym razie, jakby ją to miasto przetyrało, to może zmieniłaby się? Poza tym hmm... perspektywa pojawienia się Micka jest dość zachwycająca. Nie słucham Stonesów, ale no głos i charyzmę to chłop ma. Chętnie bym go tu zobaczyła, a Rosalie jeszcze chętniej! Mam nadzieję, że to już niedługo.
Nowe włosy, a to dopiero zaskoczenie! Jak to brzmi... xD Ej no, ale serio, nie spodziewałabym się tego po niej. Jakoś tak... nie xD ale taka zmiana to w sumie spory krok! Niech też zmieni swój charakter, to może i zacznę ją lubić. I tak wolę Rose ♥
Dobra, zaręczam, że tamten komentarz był lepszy, ale no chyba został pochłonięty. Ten jak zwykle popierdolony, cholera! Kończę go więc przy dźwiękach Symphony Of Destruction w wykonaniu Megadeth i życzę i (standardowo xD) weny! No i trzymaj się ciepło kochana.
Hugs, Rocky.
Jestem, już jestem!
OdpowiedzUsuńSorry. Chyba wszyscy wiedzą, co mnie zatrzymało. :c
Tak więc dzisiaj, siedząc przy kompie z powodu zakwasów z trzech wczorajszych wf (od 7:10) przybywam skomentować ten zacny rozdział.
No coż. Jimmy wyjeżdża. Być może rozstali by się w zajebistej przyjaźni, ale nie! Ta pieprzona egoistka musiała na niego naskoczyć. Czy pisałam już, że Marie mnie wkurwia?
Myśli, że Jimmy należy tylko do niej i powinien razem z nią spełniać JEJ marzenia! Ale nie! On ma też swoje i tej idiotce głupio będzie, jak Page będzie znany na całym świecie!
I tej kretynce się nudziło na lekcji gitary! Najzajebistszego instrumentu na Ziemii, dzięki któremu powstala zajebista muzyka (czyt. rock). Być może przesadzam, ale sama mam wiosło, mojego kochanego Fenderka. <3 Być może uznasz to za dziwne, ale ona ma imię. Jennifer :3
No co? Gitara też ma uczucia!
I nie chce mieszkać w Kalifornii? TEJ Kalifornii? Kurwa, idiotka. Dla wielu ludzi zamieszkanie w Kalifornii to wygranie życia.
Rolling Stonesi okropni? Czy ją do końca pojebało?! KURWA!
I będzie Mick Jagger. TAAAK!
WIIIIIIIIIIIIIIIIIIIILLLLLLLLLD HOOOOOOOOOOOOOORSSSSEEEEEEEEEEES!
Maddie!
Zajebisty rozdział. Mimo iż bardzo nie lubię Marie, bo jest wkurzającą egoistką, to nie znaczy, że mi się rozdział nie podoba. Jest genialny!
Mam nadzieję, że pff Marie zmieni swoje przekonania do Zajebistej Muzyki Rockowej.
Weny i pozdrawiam! ;**