"Kochanka zawsze znajduje czas, by pomalować sobie paznokcie
Kochanka jest idealna tam, gdzie upadają jej rywalki
I nigdy nie widziano jej z wałkami we włosach."
Kochanka jest idealna tam, gdzie upadają jej rywalki
I nigdy nie widziano jej z wałkami we włosach."
~ Lana Del Rey, The Other Woman
Przez siedem miesięcy zmagaliśmy się z powstaniem naszej galerii. Tom ciągle musiał wysłuchiwać tego, że się nie uda, że to bez sensu i powinniśmy dać sobie spokój. Zawsze, gdy coś nie szło po mojej myśli to zaczynałam się zniechęcać i rzucałam wszystko w kąt. Tak było i w tym przypadku - kilka spraw ułożyło się nie tak jak tego chcieliśmy, a ja od razu narzekałam, denerwując tym wszystkich wokół mnie.
Od miesiąca trwałam w skomplikowanej relacji z Mickiem Jaggerem. Nie widziałam w nim żadnego bóstwa, gwiazdy czy cholera wie kogo, dla mnie był to tylko mężczyzna, odgrywający rolę pocieszyciela. Był mi potrzebny głównie do tego, aby chociaż na chwilę zapomnieć o Jimie i ukoić poczucie samotności, on natomiast widział we mnie osobę, która zaspokaja jego potrzeby, poza tym często przychodził do mnie, gdy Bianca wyrzucała go z domu. Oprócz tego całkiem miło nam się rozmawiało. Do tego stopnia miło, że pewnego poranka pakowałam rzeczy, które miałam zamiar zabrać ze sobą na Dominikanę. Mike postanowił nieco odpocząć od pracy, Keitha i żony. Nie lubił samotnych podróży więc postanowił zabrać mnie ze sobą, co było mi na rękę. Mogłam nieco odetchnąć od zamieszania związanego z galerią. Tom nie miał nic przeciwko, a nawet gdyby miał to i tak miałabym to gdzieś.
Dzień wcześniej pożegnałam się z Bianką. Boże, jak ja się idiotycznie czułam. Udawałam jej koleżankę, a tak na prawdę spotykałam się z jej mężem, w dodatku nie potrafiłam jej o tym powiedzieć. W każdym razie pani Jagger myślała, że jadę w odwiedziny do rodziców, natomiast Mick powiedział, że wyjeżdża gdzieś z Keithem.
Jeśli chodzi o Rosalie to nasze relacje prezentowały się nieciekawie, delikatnie mówiąc. Dzwoniłyśmy do siebie maksymalnie raz na miesiąc. Nie potrafiłam z nią rozmawiać, bo najzwyczajniej w świecie jej zazdrościłam. Denerwowało mnie to, że dostała od losu wszystko czego pragnęła. Miała narzeczonego, malowała obrazy, które później sprzedawała na przeróżnych aukcjach i od pięciu miesięcy nosiła w brzuchu dziecko Stevena. Przestała mnie rozumieć. Była zbyt beztroska i dziecinna, aby móc zrozumieć piekło przez jakie przechodziłam. Sądziła, że skoro spotykam się z Mickiem to znaczy, że wszystko jest w porządku i zaczynam żyć pełnią życia... a ja tylko chciałam zapomnieć.
- Pan Jagger przyjechał. - oznajmiła pani Hussain wchodząc do mojej sypialni. Poprawiłam w lustrze włosy i zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Mike.
- Witam, piękna. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Witam piękny. - uśmiechnęłam się. - Poczekasz na mnie w samochodzie? Muszę zamienić słówko z Jerry. - mężczyzna przytaknął i opuścił dom wraz z moimi dwoma walizkami. Skierowałam się do kuchni, gdzie przebywała moja gosposia.
- Jakby nie daj Boże coś się działo to proszę zadzwonić do hotelu, dobrze? Aha! I niech pani nie mówi nikomu o tym, że przebywam gdziekolwiek z Mickiem, nie chcemy, aby ta informacja się rozniosła.
- Jasne! Nie pisnę, ani słówka. Proszę się o nic nie martwić. - odpowiedziała staruszka i szeroko się uśmiechnęła. Tak szeroko, że przez moment miałam wrażenie, że wyleci jej sztuczna szczęka.
W ostatniej chwili przypomniałam sobie o lekach, których zapomniałam spakować do torebki. Przeszukałam wszystkie szafki w kuchni, aż w końcu znalazłam tabletki uspokajające. Bez nich zaczynałam wariować.
- No nareszcie! Co Ty tam robiłaś? - spytał Michael, gdy wsiadłam do jego Porshe.
- Nic... jedziemy? - spytałam, po czym wyruszyliśmy z piskiem opon prosto na lotnisko. - Co słychać u Bianki?
- Eee... nic się u niej nie dzieje. Zajmuje się naszą Jade. - odparł z niechęcią.
- A co to za mina? Czyżby znudziła Ci się Twoja piękna żona?
- Nie przesadzaj z tą pięknością, po urodzeniu dziecka nie wygląda już tak ładnie. Poza tym to zaczęła mnie denerwować. Ciągle tylko mówi o tym, że powinienem poświęcać więcej czasu naszej córce, a ona ciągle tylko płacze! Doprowadza mnie do szału.
- To przecież tylko niemowlak, czego się po niej spodziewasz? Poza tym to mógłbyś okazać Biance nieco wsparcia. Ciągle mi mówi o tym, że źle ją traktujesz.
Nieco zdziwiło mnie to co powiedziałam, zachowywałam się jak suka, za przeproszeniem. Nie potrafiłam oprzeć się Mickowi mimo tego, że lubiłam Biankę. Była piękna, elegancka, kulturalna, inteligentna... w ostatnim czasie rzadko kiedy mogłam spotkać takie kobiety. Na ulicach aż roiło się od wyszczekanych małolatów, którzy biegali po parkach z winem w dłoni i wiankiem we włosach. Nienawidziłam całej ery dzieci kwiatów, właściwie to nie znosiłam większości osób. Czasami miałam ochotę na wymordowanie całej populacji.
- Gdybym Cię nie spotkał to bym jej nie zdradzał... chociaż nie, jednak bym zdradzał, ale wiesz... teraz jest gorzej, bo ją znasz, poza tym taka z Ciebie laska, że grzechem byłoby...
- Przestań, zachowujesz się jak prostak.
- Dzięki. - odparł i położył dłoń na moim kolanie - O, już jesteśmy!
Otóż to. Znaleźliśmy się na wielkim, dobrze mi znanym lotnisku. Mick wyciągnął z bagażnika nasze walizki, a ja w tym czasie włożyłam na głowę wielki, biały kapelusz. W takich miejscach zazwyczaj kręci się mnóstwo fotoreporterów.
W samolocie przyszło mi siedzieć pomiędzy Michaelem, a jakąś młodą dziewczyną, co najwyżej siedemnastoletnią. Ciągle na mnie spoglądała i otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale ostatecznie rezygnowała.
- Maria Morrison? - spytała w końcu.
- Eee... tak. - odparłam niepewnie. Nie sądziłam, że jestem w jakikolwiek sposób rozpoznawalna.
- Ha! Wiedziałam! Widziałam kiedyś wasze zdjęcie w gazecie. Swoją drogą to szkoda mi trochę Jim'a, ale to przecież tylko jego wina, mógł tyle nie ćpać.- powiedziała jak gdyby nigdy nic. Jakby rozmawiała ze swoją przyjaciółką.
Spojrzałam na nastolatkę z oburzeniem, nie sądziłam, że można być tak bezczelnym i bezpośrednim. Jak mogła powiedzieć do mnie coś takiego?! Przecież byłam partnerką Jim'a, jego niedoszłą żoną, a ona wypowiedziała takie słowa, że miałam ochotę się rozpłakać.
Przez resztę lotu nie odezwałam się do nikogo ani słowem. Michael zajął się czytaniem książki, a ja przeglądałam czasopismo o modzie.
Niecałe cztery godziny później znaleźliśmy się w urokliwym Santo Domingo. Pogoda była wyśmienita, stęskniłam się za upałami i wiecznie świecącym słońcem. Michael wrzucił nasze walizki do taksówki, po czym udaliśmy się do naszego hotelu.
Niesamowicie cieszyłam się na myśl o tygodniowym pobycie w tak pięknym miejscu.
Po dotarciu do luksusowego hotelu pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy było spędzenie dwóch godzin w łóżku, oczywiście nie spaliśmy...
Później się naszykowaliśmy, co zajęło nam dość sporo czasu zważywszy na fakt, że w naszym apartamencie była tylko jedna łazienka, a Mike należał do mężczyzn, którzy obsesyjnie dbają o swój wygląd. Kilka razy zmieniał koszulkę, ponieważ nie mógł się zdecydować, która bardziej pasuje do jego spodni, a później przez niecałe dwadzieścia minut czesał i układał włosy. Podobało mi się to, że jest zadbany, ale momentami mnie denerwował.
- Gdzie chciałabyś pójść? - zapytał, gdy w końcu wyszliśmy na korytarz.
- A co proponujesz?
- No nie wiem... może jakaś restauracja?
- W porządku. - odpowiedziałam i poprawiłam kapelusz, miałam obsesję na ich punkcie.
- Wspominałaś kiedyś, że znasz tego gitarzystę Led Zeppelin... jak on się nazywał? Pane? No, nieważne, w każdym razie chciałem zapytać jak się poznaliście.
- Page. - poprawiłam. - Jak miałam szesnaście lat to zamieszkałam w Empsom, mieszkaliśmy obok siebie, chodziliśmy do jednego koledżu, byłam młoda więc wyobrażałam sobie nie wiadomo co, a to nie było nic szczególnego, zwykła znajomość. Niecały rok temu ponownie się spotkaliśmy, ale teraz chyba znowu o mnie zapomniał, bo od dziewięciu miesięcy nie mamy kontaktu. Z resztą, to nawet lepiej.
- Pewnie są w trasie. Powinienem go nie znosić, bo razem z tym swoim zespołem zabiera mi sławę. Pozbyliśmy się Beatelsów, byliśmy na samym szczycie, a nagle pojawił się jakiś Led Zeppelin i sprzątnął nam pierwsze miejsca w Billboardzie. - uśmiechnął się. - Ale muszę przyznać, że Jimmy całkiem nieźle gra, tylko ten Plant, jak ja go nie znoszę! Jak słyszę w radiu jego jęki to mam ochotę na wyrzucenie tego ustrojstwa przez okno.
- Dokładnie, nawet nie przesłuchałam do końca ich płyty, bo nie mogłam tego wytrzymać. - zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o tym człowieku. Jego głos był okropny! Te wszystkie dźwięki jakie z siebie wydawał doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Jak można nazywać takie coś muzyką?
Mick przepuścił mnie w drzwiach, po czym zajęliśmy miejsce w kącie niedużej restauracji. Byliśmy niezwykle ostrożni, nie mogliśmy pozwolić na to, aby ktokolwiek nas zobaczył. The Rolling Stones był jednym z najbardziej znanych zespołów na świecie, ich fani czaili się w każdym zakątku ziemi. Nie chcieliśmy wywołać skandalu. Już i tak miałam mnóstwo wrogów. Przecież dla wielu osób byłam przyczyną rozpadu The Doors i osobą, która zabiła Jima Morrisona. Z pierwszym stwierdzeniem akurat mogłam się zgodzić, ale drugie było czymś absurdalnym. Nie pojmowałam tego jak ktoś mógł wymyślić coś tak okrutnego.
- Co słychać u Keitha? - spytałam, aby odejść od tematu pana Planta, mimo że niezbyt interesował mnie Richards.
- Nic nowego, ciągle tylko ćpa, w wolnych chwilach się ze mną kłóci.
Do naszego stolika podeszła wyjątkowo piękna kelnerka. Złożyliśmy zamówienie, a Mike odprowadził tajemniczą dziewczynę wzrokiem do samych dwuskrzydłowych drzwi, prowadzących, jak mniemam, do kuchni.
- Ale ślicznotka. - skomentował. Zaśmiałam się widząc jego minę. Prawie ślinił się na jej widok.
- Umów się z nią.. ja i tak po powrocie miałam zadzwonić do koleżanki, zapewne nie zdążymy poplotkować do rana, masz noc tylko dla siebie.
Po piętnastu minutach brunetka przyniosła nasze zamówienie, a ja z ciekawością przyglądałam się Michaelowi, który posyłał dziewczynie swoje najbardziej czarujące uśmiechy.
- O której kończysz pracę? - spytał roześmiany.
- Za dwie godziny. - odpowiedziała z kamiennym wyrazem twarzy.
- Mhm, może dasz się namówić na drinka?
- Przykro mi, ale nie, chłopak na mnie czeka. - odparła i wróciła do swojej pracy, a ja z trudem stłumiłam wybuch śmiechu.
- Starzejesz się, Jagger. Już nawet dziewczyny nie umiesz poderwać. - teatralnie westchnęłam, po czym zajęłam się zawartością mojego talerza.
- Skarbie, Mick Jagger się nigdy nie zestarzeje, ta dziewczyna nie wie co właśnie straciła, później będzie chciała się zabić za swoją głupotę. - powiedział, po czym pocałował moją dłoń i szelmowsko się uśmiechnął.
* * *
Po powrocie do domu oczywiście nie dane mi było skontaktowanie się z Rosalie, ponieważ zaraz po przekroczeniu progu drzwi Mike zaciągnął mnie do łóżka... był cholernym erotomanem.
Czasami czułam się podle, gdy w taki, a nie inny sposób spędzałam czas z Michaelem. Bianca nie zasługiwała na męża, który notorycznie ją zdradza, ale z drugiej strony... nie mogłam się oprzeć urokowi Jaggera. Był taki pociągający. Uwielbiałam jego styl, klasę, sposób poruszania się... i usta. One były niesamowite! Niezwykle kuszące.
Rankiem zadzwoniłam do Rose, przez dłuższy czas zastanawiałam się nad tym czy mam jej powiedzieć o tym z kim jestem na Dominikanie, ale w końcu doszłam do wniosku, że powinna wiedzieć, nawet jeśli skończy się to dla mnie tragicznie.
- Mam zawał. Nie wierzę! Ty i Mick Jagger?! Przecież mówiłaś, że spotkaliście się zaledwie kilka razy i że to nic nie znaczyło.
- Bo to prawda! To nic dla mnie nie znaczy, my się tylko kolegujemy.
- W takim razie to bardzo specyficzna znajomość.
- Nieważne... opowiedz co u Ciebie, co z dzieckiem? Jak się czujesz?
- Wszystko jest w najlepszym porządku. Planujemy ze Stevenem zakup jakiegoś małego domku na obrzeżach miasta. Będzie wspaniale! Nie mogę się doczekać narodzin naszego maluszka...
Czyli jednak zrobiła tą gaalerię. Nadal nie wiem, co ludzie w tym wszystkim widzą. Tak, Isbell, taka ignorantka...
OdpowiedzUsuńWiedziałam, wiedziałam, że Mick! No i zabiera ją ze sobą...Tylko szkoda mi Bianci. Nieco wredny jest Mick, jak tak o niej mówi.
Ech i ta nastolatka! Kurwa mać, taka to chyba nigdy nie poczuła jak to jest stracić tak bliską osobę. JIM, KOCHANIE!
Szczerze? Maria mówi, że dla wielu osób była przyczyną rozpadu The Doors. No bo...to prawda. Nie bij, Zuza!
Jimmy! Kiedy będzie Jimmy? Chcę Jimmy'ego!
Hahahahahahahahahah, Mick, to było świetne! Jimmy nieźle gra (on gra wspaniale *.*) ale Plant jęczy, hahaha. Zazdrosny jest Mick! Wydaje mi się, że Keith powiedział by to samo o Jimmym, to co Jagger o Robercie, z tym, że na temat gry, a nie śpiewania.
Oj Mick, Mick. Te Twoje teksty. Ale masz rację. Mick Jagger nigdy się nie starzeje, podobnie jak Keith Richards. Wiecznie młodzi.
No, czekam na kolejny! ;D
Weny!
Dziękuję Joanne, że tak wytrwale komentujesz i to jeszcze tak genialnie hahha. ♥
UsuńNiedobór Jimmy'ego!
OdpowiedzUsuńCO?!? Robert jęczy? ;-; mam nadzieję,że w rzeczywistości tak nie uwazasz! XD spojrz, kogo mam na zdjeciu profilowym! :)
No nic, czekam na wiecej ;)
Hahaha absolutnie! xD Poglądy Marii to mój całkowity wymysł ;)
Usuńa Jimmy pojawi się chyba za dwa rozdziały, ale od razu mówię, że odegra bardzo małą rolę w opowiadaniu ;_;
Jakbyś nie widziała, bo pewnie nie widzisz, to ja tańczę. Stevie Wonder w telewizji. ;___; Ale nie jest to istotne, chyba, dlatego przejdę to tematu Twojego bloga.
OdpowiedzUsuń1. Masz śliczne profilowe,
2. Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale mnie nie było. ;___;
3. Kocham Cię za Marię. Ostatnimi czasy w ogóle mnie nie wkurzała, a w tym rozdziale poszło wszystko pięknie. Wkurwix poszedł na całego. XD Ale o tym później,
4. Czy wcześniej komentarze miały ten cień? XD Taki biały, no...
5. Dlaczego nie ma Bowie'go w archiwum? ;___;
A teraz na spokojnie można przejść do rozdziału z Backstreet Boys w tle. Boże.
Marie robi jednak tą galerię z Tomem, ale zachowuje się tak jakby jej nie zależało na tej współpracy. Choć to możliwe, bo Maria i współpraca? WTF?! Nie, o czym ja w ogóle myślę, przecież to oczywiste, że ona się do tego nie nadaje. No, ale przejdę do tematu, który mnie bardziej poruszył, bo już samo założenie galerii nie jest takie złe, tylko to zachowanie...
,,Związek" Marie i Micka, nie podoba mi się to. Nawet troszeczkę. Obrzydzają mi dzień, obydwoje. Nawet Mick jest ukazany jako człowiek bez jakiegokolwiek sumienia. Do Marii już się przyzwyczaiłam, ale Jagger... Ale to chyba najidealniejsze ukazanie go tutaj. Pasuje przynajmniej do pani Morrison, bardzo nawet. A to dobrze, tylko Bianca... Bianca jest tu naprawdę poszkodowana i mogła się tego spodziewać. To jest właśnie mój główny powód tej nienawiści do tej dwójki, popełnili zbrodnię. Prawdziwą. Maria udaje jeszcze dobrą przyjaciółkę Bianki, co jest jeszcze gorsze. Są po prostu okropni. I do tego jeszcze to, co powiedział o Robercie... Dobra, nawet w pewnym sensie uroczo i zabawnie to zabrzmiało. Taka zazdrość. Ale Maria popełniła w tym rozdziale błąd, ogromny, jeszcze większy niż sam romans z Jaggerem. Nie interesuje się Keithem, a to jest już najgorsza rzecz na świecie. XD Jak tak można? Należy jej się nokaut z Tłuczka. XD
I na koniec Rosalie zadzwoniła, co niby powinno trochę mnie uspokoić, ale tak nie było. Bo Marie jest zUa. ;___; Powinna się raczej cieszyć, że Rose układa się dobrze, że jest szczęśliwa. A tu dupa, Maria zazdrosna.
Kończę już swój beznadziejny komentarz. Krótki jest. ;_________;
Żegnam się z Tobą, Zuza i z Ryśkiem. Kocham Was.
o kuźwa ;__;
UsuńFaith, ja już się załamałam, że sama tyle zmian zrobiłam, ale jak zobaczyłam co się u Ciebie dzieje to aż odetchnęłam z ulgą. xD PLAC CUDÓW, Boże, jaka zajebista nazwa ♥ i jaka adekwatna, w końcu u Ciebie to akurat wiele cudów się dzieje/działo, na przykład króliki zaczęły mówić i nawet wstąpiły do tajnej organizacji o nazwie Sith HAAA.
jak już przy królikach jesteśmy to gdzie jest do ciemnej anielki KRÓLIK?! zapomniałam jak on się nazywał, powiedzmy, że Stefan (właśnie skończyłam oglądać Madagaskar i ukradłam do imię od gekona ;_;). I muzyka też zniknęła, a ja ją tak kochałam, czasami nawet wchodziłam do Ciebie na bloga, żeby sobie posłuchać, a teraz to dupa ;_;
i wygląd też zmieniłaś. ;__;
I pozdrów ode mnie Brandiego, powiedz mu, że ma wracać do zdrowia, bo jak nie to KTOŚ z Warszawy go odwiedzi muahaha.
Na koniec dodam, że za jakiś czas zapewne jeszcze bardziej znienawidzisz Marię xD
i dziękuję ♥ ja też Cię kocham, jak matka swe dzieci <3 ;_;
Matko! W końcu się tutaj pojawiłam. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że komentarz będzie choć troszkę adekwatny do mojej bardzo długiej nieobecności. Jejku, Shaylo, dawno u Ciebie nie komentowałam - w grudniu chyba... Głowy sobie uciąć nie dam. Nie pamiętam, co za wstyd! Tak w ogóle, przeczytałam już w dzień dodania, ale jestem osobą zbyt leniwa, aby komentować od razu. ;_; Wiesz, często muszę... ee... przetrawić(?) nowe rozdziały. Nie tylko u Ciebie. Whatever, nie o tym chciałam mówić [pisać]. Chodzi mi o to, że jestem teraz na komputerze i jestem zachwycona tłem - autentycznie! Ach, nie mogłabym zapomnieć o kotku, który zerka na mnie z lewej...
OdpowiedzUsuńPomysł z galerią jednak zaiskrzył, na szczęście - dziewczyna trochę się zaangażowała w cokolwiek. Ha! Przynajmniej tak myślałam na początku. Po głębszym wczytaniu się zauważyłam, że to po niej spływa, tak po prostu. Coś jak podejście: "Ech, mam tych pieniędzy w cholerę... Coś z nimi zrobić muszę!". Pomijam fakt, że ta młoda kobiecina stwierdziła, że Jim lubił, gdy ładnie wyglądała. Nie, nie pomijam! Kurczę, ostatnio zaczęłam ją lubić, akceptowałam ją itd., ale właśnie wniosek wymieniony wyżej, jej rozumowanie i cały ten "związek", lewacki "związek" z Mickiem mnie do niej zniechęcił. Mam wrażenie, że denerwuje mnie jeszcze bardziej niż na początku opowiadania. Grr! Wiesz, zignorowałabym fakt, że, po części, zmusza faceta do zdradzania żony, tym bardziej, że jest to sam Jagger, wzięłabym pod uwagę fakt straty Jima, jednak w drogę weszła mi Bianca. W końcu sama Maria przyznała, że zachowuje się nie w porządku, kiedy udaje jej dobrą koleżankę, a w rzeczywistości kocha się z jej facetem. No, cholera! Co z nią jest nie tak!? Właśnie została skreślona na wieki wieków, ot co! Naprawdę, jak tak można? Brzydzę się i Nią, i samym Jaggerem. Oboje są warci siebie - parszywi i bez sumienia.
A, nawiązując do "jęczenia" Planta, przez cały wieczór po przeczytaniu rozdziału zastanawiałam się, czy uważasz tak samo, jak panna Moretti/pani Morrison, haha. XD
Nie wspominam o fragmencie, w którym Maria rozmawia z Rosalie - szlag mnie strzela.
Shayla, ja... Hm... W tym komentarzu jest dużo negatywnych emocji, ale to dobrze, że jakiś tekst wywołuje tyle emocji, dobrze o Tobie świadczy, nawet jeśli nie są to pozytywy :D Nie mam zastrzeżeń - rozdział bardzo dobry!
Pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochana Zuziu, nawet nie wiesz jak okropnie mi głupio, że ostatnio tak słabo idzie mi komentowanie, u Ciebie jakoś szczególnie źle się z tym czuję, pewnie dlatego, że Ty u mnie zostawiłaś esej a nie komentarz, ha! I przepraszam, że nie napiszę zbyt długo, ale mam dostęp tylko do telefonu, nad czym ubolewam, ale nic nie poradzę, a w końcu zabrałam się za nadrabianie i komentować trzeba, o!
OdpowiedzUsuńTyle się porobiło, że nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że nie za bardzo polubiłam Biancę. Ma ładne imię, to chyba wszytsko co mi się w niej podoba, hahah. Ale chodzi o to, że przez Marię mam dość takich wytwornych kobiet, poza tym ona szczególnie nie pasuje mi do Micka. A może właśnie dla Marie byłoby lepiej, jakby zaprzyjaźniła się z jakąś świrniętą hipsiką?
Co do Micka, boże, to było nniespodziewane, ale.. Kocham Cię za to Shayla, KOCHAM! Idealna Maria Moretti kochanką? Mam zawał xD
To jest to. Znaczy to jest to, co powinno być. Znaczy... Eh. Ona tego potrzebowała, on też, ta relacja ma szansę zamienić się w coś naprawdę poważnego...
Tylko halo, proszę nie zostawiać Keitha na pastwę narkotyków ;_; ja tego nie przeżyję, mój Richards Ma być szczęśliwym człowiekiem, może by mu jakąś laskę skołować...
Jestem ciekawa tego wątku z Mickiem i to jak!
Chyba utrata przyjaznych stosunków z Biancą jest warta związku z Jaggerem. Hah, tak!
A I czemu nie lubię Marii... Jest sztywna, i czasem przesadza z użalaniem się nad sobą i jest cały czas rozpieszczona, o. Takie moje zdanie.
Cóż Zuziu, skończę ten komentarz, bo mimo chęci żeby napisać Ci tu coś więcej, telefon odmawia współpracy. Jest pięknie, kochana! I lecę na drugiego bloga :)
❤
Hugs, Rocky.