Po
skończonej rozmowie udałam się do łazienki, aby przygotować się do
pójścia na plażę. Nie przepadałam za paradowaniem w stroju kąpielowym
przed tłumem obcych ludzi, ale przecież nie mogłam spędzić całego
tygodnia w hotelu. Przyjechałam na Dominikanę w celu wypoczęcia,
zregenerowania i oczywiście opalenia się! Byłam potwornie blada, moja
skóra była alabastrowa, okropieństwo.
Na kremowy strój kąpielowy zarzuciłam czarną, zwiewną sukienkę.
Wyglądałam inaczej niż zwykle. Nie nałożyłam na twarz ani grama
makijażu, moje włosy były proste jak nigdy dotąd, a wzrost okropnie
zmalał. Przywykłam do noszenia butów na wysokim obcasie i natapirowanych
włosów, które dodawały mi kilka centymetrów.
Gdy Mike stanął obok mnie poczułam się jak krasnoludek.
- Pięknie wyglądasz. - skomentował i złożył delikatny pocałunek na mojej szyi.
- Ty też. - odparłam i spojrzałam na nienaganną fryzurę oraz wysportowane ciało bruneta.
Przed samym wyjściem włożyłam czarno biały kapelusz, po czym ruszyliśmy w stronę plaży.
- W ogóle to dlaczego się ożeniłeś z Bianką? - zadałam pytanie, które nurtowało mnie od dłuższego czasu.
-
Bo chciała. Lubię sprawiać kobietom przyjemność. - powiedział i zaczął
się we mnie wpatrywać. - Naprawdę wspaniale wyglądasz. - uśmiechnął się.
- Nie zmieniaj tematu. - mruknęłam. - Czyli Ty nie chciałeś tego ślubu? Zdecydowałeś się na niego tylko ze względu na Biankę?
- Sam nie wiem. Wiesz, kocham ją, jest taka nieprzewidywalna, miło się z nią rozmawia, no i jest ładna. Na początku nawet nie przeszło mi przez myśl to, że moglibyśmy zostać małżeństwem, ale później ona zaszła w ciążę i pomyślałem, że może warto byłoby coś zmienić. Postanowiłem sobie, że będę jej wierny i stworzę prawdziwy dom dla nas i Jade, ale później stwierdziłem, że tak nie potrafię. Zbyt bardzo kocham kobiety, abym mógł być tylko z jedną. - odpowiedział i się uśmiechnął.
- Nie zmieniaj tematu. - mruknęłam. - Czyli Ty nie chciałeś tego ślubu? Zdecydowałeś się na niego tylko ze względu na Biankę?
- Sam nie wiem. Wiesz, kocham ją, jest taka nieprzewidywalna, miło się z nią rozmawia, no i jest ładna. Na początku nawet nie przeszło mi przez myśl to, że moglibyśmy zostać małżeństwem, ale później ona zaszła w ciążę i pomyślałem, że może warto byłoby coś zmienić. Postanowiłem sobie, że będę jej wierny i stworzę prawdziwy dom dla nas i Jade, ale później stwierdziłem, że tak nie potrafię. Zbyt bardzo kocham kobiety, abym mógł być tylko z jedną. - odpowiedział i się uśmiechnął.
Odwzajemniłam gest, po
czym zaczęłam rozmyślać nad małżeństwem mojego... przyjaciela? Czy to na
pewno dobre słowo? Nie potrafiłam określić tego co nas łączyło. Na
początku naszej znajomość Mike był tylko formą pocieszenia po utracie
Jim'a. Piękne mieszkanie, powstająca własna galeria sztuki i zakupy w najdroższych
londyńskich sklepach nie potrafiły oderwać mnie od myśli, które
nałogowo kręciły się wokół mojego zmarłego narzeczonego. Michael zdołał
mnie w pewien sposób pocieszyć.
Z
czasem zaczęłam dostrzegać więź jaka się między nami wytworzyła.
Opowiadaliśmy sobie o przeróżnych rzeczach, ufaliśmy sobie. Mike był
wspaniałym mężczyzną. Wiedział jak mnie zadowolić; kupował mi kwiaty,
zasypywał mnie komplementami i zaprosił mnie na Dominikanę. Kryła się w
nim również druga strona, nieco arogancka, pewna siebie, złośliwa... ale
właśnie to w nim uwielbiałam. Obrzydzali mnie grzeczni chłopcy.
Zadziwiało mnie to, że kilka lat wcześniej chciałam wieść spokojne
życie, z wykształconym, nudnym mężczyzną, z czasem zaczęło mnie to
odrzucać. Pragnęłam niezobowiązujących przygód, chciałam odrobiny
szaleństwa.
Wracając do tematu Mike'a i Blanki... nie rozumiałam tego jak mógł ożenić się z nią tylko dlatego, że miała taki kaprys. Owszem, mieli dziecko, kochali się, ale ich małżeństwo nie mogło długo przetrwać. Oni oboje się zdradzali! Po co komplikować sobie życie? Rozwód to zbędne problemy.
- Może być tutaj? - spytał Mick. Przytaknęłam i obserwowałam to jak rozkłada koc na gorącym piasku. Wyglądał przeuroczo.
Po
kilku minutach mogliśmy rozkoszować się promieniami słońca, które swoim
żarem oblewały nasze niemalże nagie ciała. Podłożyłam sobie spodnie
Mike'a pod głowę i zastanawiałam się nad tym ile czasu zdołam wytrzymać w
takiej temperaturze.
Brunet
położył się na klatce piersiowej i zaczął rysować kółeczka na moim
brzuchu, doprowadzając mnie tym samym do lekkiego poirytowania.
- Nudzi mi się. - wymamrotał pod nosem.
- Jesteśmy tutaj dopiero dziesięć minut. - odparłam i westchnęłam pod nosem.
- Wejdziesz ze mną do wody? Proszę... - wymruczał i zaśmiał się. Kochałam jego uśmiech, tak w ogóle.
Skończyło
się na tym, że niecały kwadrans później staliśmy w morzu. Mike
cierpliwie czekał na to, aż zdołam się zanurzyć. Słońce zdążyło mnie
rozgrzać więc woda wydawała mi się niemal lodowata.
-
Maria, ile można? Do wieczora nie zdążymy popływać! - powiedział, po
czym ochlapał mnie wodą. Po chwili oboje się zaśmialiśmy, mimo że
miałam ochotę go zabić.
Przez
pół godziny beztrosko pływaliśmy w krystalicznie czystej wodzie. Czułam
się jak nastolatka. Później nawet zaczęłam wspominać te piękne czasy.
Okres mieszkania pod jednym dachem z rodzicami był czymś wspaniałym. Nie
miałam żadnych obowiązków, oprócz nauki, rzecz jasna, ale ona akurat
nie była dla mnie problemem, powiedziałabym, że przyjemnością. Nigdy nie musiałam martwić się o pieniądze,
nigdy nie doskwierała mi samotność, bo zawsze znalazł się ktoś z kim
mogłabym porozmawiać.
W
Londynie wiodłam nieco przytłaczające życie. Przez całe dnie wraz z
Thomasem podróżowałam po stolicy w celu załatwiania przeróżnych spraw
związanych z galerią, a później wracałam do wielkiego, pustego domu. Na
blacie w kuchni zawsze leżała karteczka z napisem "Mieszkanie jest
posprzątane, obiad leży w lodówce. Życzę miłej nocy!". Czasami się z kimś spotykałam.
Wieczory
zazwyczaj spędzałam w pokoju z rzeczami Jim'a. Wpatrywałam się w
pierścionek zaręczynowy, analizowałam jego wiersze, słuchałam utworów
The Doors i płakałam. Chociażbym nie wiadomo jak się starała
to i tak nie potrafiłam pogodzić się z jego śmiercią. Nie potrafiłam
przyjąć do wiadomości tego, że nigdy więcej go nie ujrzę, że mój
wspaniały mężczyzna leży głęboko pod ziemią, a jego anielską twarz
torturują tysiące szkodników.
* * *
- Tak, tak, Skarbie, smaruję się kremem z filtrem. Wszystko jest w
najlepszym porządku. Już za trzy dni się zobaczymy. - mniej więcej takie
słowa wysłuchiwałam drugą godzinę. Mike postanowił zadzwonić do Keitha,
a później oczywiście do Bianki. Okrutnie rozśmieszył mnie fakt, że
brunet zapomniał powiadomić swojego przyjaciela o tym, że właśnie jest z
nim na wakacjach w Santo Domingo. Po pięciu minutach rozmowy Michael
nie wytrzymał i kazał mi dokończyć tłumaczenie Richardsowi wyglądu
zaistniałej sytuacji... "Co ten kutas sobie myśli?! Ja mam okłamywać
jego żonkę, bo zachciało mu się wyjazdu?! Śmieszne, kurwa. Niech się
pierdoli, pojebaniec. Kilka tygodni temu urodziła mu się córka, a on
kurwa co? Taki z niego ojciec?!" - właśnie w ten sposób wyglądała
rozmowa z Keithem. Miałam z nim do czynienia maksymalnie cztery razy w
życiu, ale zawsze rozśmieszały mnie jego słowa kierowane w stronę Micka.
Był przezabawnym człowiekiem.
- O Boże, nareszcie... już myślałem, że ona nigdy nie skończy tej
paplaniny o Jade. Co jest takiego ciekawego w życiu dziecka? Nic tylko
płacze, je i śpi. - pożalił się Mick i usiadł na fotelu.
- Przestań już. Porozmawiajmy o czymś innym.
-
Ta, dobry pomysł... może w końcu opowiesz mi coś o swoich rodzicach?
Kim oni właściwie są? - zapytał brunet, po czym rozsiadł się na fotelu,
czekając na odpowiedź.
- Mama jest lekarzem, a tata pracuje jako prawnik, oprócz tego interesuje się wspinaczką górską. Nic ciekawego.
- Nic ciekawego?! Proszę Cię... mój ojciec był nauczycielem wuefu, a matka fryzjerką, to dopiero jest nieciekawe.
-
Nauczycielem?! O matko... - odrzuciła mnie sama myśl o tym, że można
być kimś takim. To cud, że ten człowiek jeszcze żyje, ja bym się
wykończyła, gdybym miała przez kilka godzin dziennie mieć do czynienia z
obcymi dziećmi...
- Strasznie mnie nudzą te rozmowy, może zrobilibyśmy coś bardziej pożytecznego? - spytał i posłał mi szelmowski uśmiech.
- Co takiego?
Mick zerwał się z miejsca i podszedł do mnie w swój okrutnie pociągający sposób...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Hej haj helou, chciałabym Wam powiedzieć, że trochę się pochorowałam w związku z czym w końcu mam czas na to, aby nieco poczytać :D także możecie spodziewać się niebawem paru słów ode mnie na swoich blogach. ;)
tymczasem zostawiam rozdział 20 i mam taką prośbę, mogłybyście napisać taki konkretny powód dla którego nie lubicie Marii? Bardzo mi na tym zależy xD
Cześć Szajla.
OdpowiedzUsuńNie komentowałam tu niczego od X czasu, ale teraz w końcu mam ferie (które na dobrą sprawę są bliżej końca niż początku) i postanowiłam coś naskrobać.
Najpierw powiem Ci, że ja lubię Marię. BO JEST KURCZE INNA, nie jest kolejną fanką rocka w glanach i bluzce z jakiegoś tam zespołu, tylko jest elegancką kobietą, która ma jakieś ambicje, a nie żeruje na kasie chłopaka - muzyka. Oprócz tego ma charakter, nie jest idealna, no po prostu ją lubię i powiem ci, że nawet nie działa mi na nerwy, ani trochę. ;)
Rozdział w sumie był nudny i chujowy, ale to norma u Ciebie.
A tak na serio to był zajebisty jak zawsze i śmieje się z Keitha i z tego, że ciśnie Micka, bo właśnie za to go kocham. ♥
Zastanawiam się jak to będzie dalej Marią. Z kim ona się kurcze zwiąże? Z Mickiem to jakoś nie sądzę, Thomas to już kompletnie odpada... Może ten Jimmy cały?
Czekam Zuzolku na następny i zdrowiej! <3 Podeśle Ci kremówkę pocztą. xD
Zuzia, ja jestem chyba bardziej zakręcona niż by się mogło wydawać xD skomentowałam dwa poprzednie rozdziały, odpowiedziałam tam na pytanie które zadałaś pod tym, ale samego dwudziestego nie skomentowałam. Co się stało Xd
OdpowiedzUsuńNieważne!
Tak, skoro Keith jets taki przrzabawny, to ja chętnie się z nim umowię, możesz mu to przekazać ;_; Zuziu, będzie coś więcej z moim kochanym Richardsem? Tak MOIM.
Ale wrócę do Micka i Marii. Micka uwielbiam, i dziwnie go rozumiem, sama nie cierpię dzieci, i chyba w wieku dorosłym też nie za szybko zainteresuje się życiem w normalnej poukladanej rodzinie, o ile w ogóle. Mick, piątka! I jest uroczy, no. Mick Jagger w końcu, to jaki inny ma być? Oh.
Właśnie mi w słuchawkach leci No More Tears mojego Boga Osbourne'a i tak sobie myślę, że dzięki Mickowi właśnie łzy Marii już nie lecą, nie tak wiele... Pasują do siebie, cholera.
I nie będzie mi wybitnie żal Bianki, jeśli... W końcu Maria zda sobie sprawę, że Mick jest tym, kogo ona potrzebuje, o!
Wybacz, że znów tak krótko, ale wiesz, telefon.
Grr.
Kocham i pozdrawiam, Zuziu! ❤
Hugs, Rocky.
Keitha będzie więcej, ale około 50 rozdziału XD
Usuńdziękuje za te piękne komentarze ;')
Mike i krasnoludek Marie. xD
OdpowiedzUsuńTak, Jagger jest taki jak większość rockmanów. Zaszła laska w ciążę, no coż, nie ma wyboru, hajtnąć się trzeba.
Oni chyba się w sobie zakochają, coś mi się tak wydaje.
Krystalicznie czysta woda? W Polsce nie ma takich cudeniek...Jedyna atrakcja to...zielone Morze Baltyckie.
Teraz jej się zebrało na sluchanie The Doors?! A wcześniej namawiała Jima (i niestety jej się to udało) na opuszczenie zespołu! Wredna egoistka!
Mick tak mówisz, a powinieneś się cieszyć, że masz dziecko.
Keeeeeeeeeeeith! Kocham Keitha! Wczoraj oglądalam Piratów z Karaibów Na Krańcu Świata, jak pewnie wiesz rolę kapitana Teague, ojca Jacka. Była ta akcja, co on się pokazuje, a ja: "KEEEEEEEEEEEITH! <3
Kurczę, nie dokończyłam, a opublikowałam xDD
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, podobal mi się.
A teraz Marie!
Tak, nie lubię jej. Na początku opowiadania była gorsza niż jest teraz. Krytykowała świat rock n rolla, mówiła, że dla Jimmy'ego najgorsza rzecz to zostanie gitarzystą. A gówno wiedziała o tym świecie, a się wypowiada.
I pieprzona egoistka. The Doors byli świetni, ale nie, dla niej to była najgorsza rzecz dla Jima, bo przecież najlepiej pisał pieprzone wiersze. I oczywiście musiała go namówić, żeby rzucił zespół, bo chciała mieć go tylko dla siebie. I co? Bez Jima Doorsi się rozsypali.
Albo jak była wzmianka o Lennonie. To mnie tam wkurzyła. Ogólnie wkurza mnie ona cała, jej postawa do większości rzeczy, tak serio to mam ją ochotę zabić, mogę?
Nie umiem dobrze w słowach wyrazić swoich uczuć do Marie, gdyż takie slowa nie istnieją.
Mam prośbę Shaylo. Ty mieszkasz w Wawie prawda? Otóż ja do Wawy jadę w czwartek :3 Moze byśmy się gdzieś spotkały?
W następnym komentarzu (to będzie spam) przyślę Ci mój adres e-mail, prosze, żebyś o nie publikowała.
A ja zaraz pójdę skomentować 21.