14 kwietnia 2015

32. We wish you a Merry Christmas!

grudzień, 1974

    Nadeszły święta Bożego Narodzenia, a mnie aż mdliło od tych wszystkich choinek, ozdób, światełek i innych pierdół. Cała redakcja była zaśmiecona, z resztą podobnie jak mój dom. Thomas uparł się na to, że powinniśmy zafundować Giovannie pierwsze rodzinne święta. W końcu nigdy wcześniej ich nie obchodziłyśmy, kompletnie nie miałam do tego głowy, aż do teraz. W salonie stała wielka choinka, którą ubierała Jerry z Tomem i Vianną, której głównym zajęciem było tłuczenie bombek.
        - W całym domu śmierdzi tym krzakiem, nie mogłeś kupić sztucznej? Jeszcze dojdzie do tego, że zalęgną nam się tutaj robaki.
        - Oj, Maria, już nie narzekaj. Giovanna jest zachwycona. - odparł uśmiechnięty Tom i spojrzał na moją córkę, która przyglądała się białej bombce z reniferem.
        - Jaki Ty jesteś nieodpowiedzialny, ona zaraz to zepsuje i powbija jej się szkło w rękę. - szybko wstałam i zabrałam małą blondynkę z tych świątecznych okolic, po czym razem poszłyśmy do sypialni.
Oczywiście nie mogłam się nacieszyć czasem sam na sam z córką, bo ktoś musiał zapukać do drzwi. Byłam pewna, że to Romeo, albo listonosz więc otworzyłam, nie przejmując się tym, że mam na sobie czarne legginsy, gruby i długi sweter z reniferami, który kupił mi Tom oraz związane włosy.
       - Mick?! Co Ty tutaj robisz? - spytałam przerażona, gdy ujrzałam Michaela z różowym pudełkiem w progu mieszkania.
         - Cześć, kochana. Wesołych Świąt! - powiedział rozentuzjazmowany, po czym założył na głowę czapkę mikołaja i wpadł do środka, zostawiając brudne ślady od butów na podłodze.
           - Może byś się rozebrał, co? - zapytałam z poirytowaniem. Jerry przez godzinę myła podłogę...
           - Przy Twoim facecie? Może poczekamy na to, aż wyjdzie z domu, hm?
           - Jesteś odrażający.
         - Pan Jagger, jak miło pana widzieć! Niedawno zastanawiałam się nad tym, kiedy nas pan odwiedzi, a tu proszę, jaka niespodzianka. Pani Mario, to nasz świąteczny, niespodziewany gość. - ucieszyła się Jerry i wyściskała Micka na wszystkie możliwe strony. Ona mnie czasami przerażała.
          - Cześć. - mruknął od niechcenia Tom, wychodząc z salonu. Wizyta Micka wyraźnie nie była mu na rękę. Chciał spędzić rodzinne święta, a tymczasem ojciec Giovanny niszczył wszystkie jego plany, poza tym, on od zawsze wolał Beatelsów...
         - Cześć, Ben! Maria dużo mi o Tobie opowiadała. - wypalił Michael, a wszyscy dookoła zamilkli. Zrobiło się niezręcznie. Jak ten idiota mógł przekręcić jego imię? Chociaż... może zrobił to specjalnie? 
Ciszę przerwał dzwonek do drzwi, myślałam, że zwariuję. Zastanawiałam się kto jeszcze mógł pomyśleć o tym, aby nas odwiedzić? Rodzice? Jakaś ciotka?
     - Rosalie? Boże Święty, co Ty tu robisz? Co się stało? Płakałaś? - spytałam, spoglądając na jej rozmazany makijaż.
     - Nienawidzę Nowego Jorku, szliśmy jak normalni ludzie, a nagle jakaś ciężarówa przejechała centralnie przed nami i całą mnie ochlapała. - Rose wpadła do mieszkania i zdjęła mokry płaszcz, a tuż za nią pomaszerował Steven z Arianą na rękach.
Zastanawiałam się co takiego mogło się wydarzyć, że cała rodzina Weissów zwaliła nam się na głowę akurat w święta.
       - A tak właściwie to co Was do nas sprowadza? - spytałam.
      - Tak właściwie to nic szczególnego. Steven, zdejmij tę czapkę, bo wyglądasz jak wieśniak. Jak Ty się możesz ludziom w takim stanie pokazywać? - przerwała, a Stev posłusznie zdjął swój berecik z pomponem. - Stwierdziliśmy, że kolejne święta we trójkę będą nudne więc co nam szkodziło przylecieć. Czym więcej ludzi tym lepiej, co nie?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo właśnie w tym samym momencie, w którym Rose skończyła na przedpokoju pojawił się Michael.
       - O jacieżpierdziele! Czy To...?! Zaraz się zesikam, Steven, lepiej mnie trzymaj, bo zaraz go zgwałcę! - Mick  roześmiał się z satysfakcją, a Rosie rzuciła się na niego przy akompaniamencie płaczu i krzyku. - Ja nie mogę! Przecież to Mick Jagger! Musisz mi wszystko opowiedzieć! To prawda, że odgryzłeś sobie język w podstawówce? I na serio wkładasz sobie skarpetki do gaci? A kiedy będzie nowa płyta? I zagracie koncert w Paryżu? 

* * * 

    Lepszych świąt nie mogliśmy sobie wymarzyć. Przy jednym stole zasiadłam ja, Thomas, Jerry, Mick, Rosalie i Steven. Moja przyjaciółka cały czas zadręczała Michaela pytaniami o najbardziej intymne sprawy jakie można sobie wyobrazić, a on jej odpowiadał, pewnie ze strachu. Jerry radośnie rozmawiała ze Stevenem o przepisie na kurczaka w ziołach, a tymczasem ja i Tom wyrwaliśmy się na chwilę do sypialni, aby porozmawiać.
     - Przepraszam Cię, Thomas. Nie sądziłam, że oni wszyscy tutaj przyjdą, ale musisz przyznać, że przynajmniej nie jest nudno.
     - Kochanie, przecież nic się nie stało, jest wspaniale, tylko moglibyśmy pozbyć się Micka. W ogóle to dlaczego on nie jest z Bianką i Jade?
     - Nie mam pojęcia. Mówił, że dzisiaj jest u nas, a jutro u Marshy. Może się pokłócili, albo po prostu chciał spędzić trochę czasu z innymi dziećmi.
       - No tak, jak się ma trójkę dzieci to później są takie problemy. - wymamrotał pod nosem i spojrzał na mnie mrużąc oczy. - Do twarzy Ci w tym sweterku. - rzucił, po czym oboje się zaśmialiśmy.
       - Wiesz, że mi też się spodobało? Chyba przestanę chodzić w tych pieprzonych sukienkach i futrach.
      - Doskonały pomysł! A jak już przy tym jesteśmy to chciałbym Ci coś dać. Miało być w Sylwestra, ale nie mogę się powstrzymać. - powiedział i wyciągnął z szafki małe, szare pudełeczko, po czym uklęknął przede mną i chciał włożyć złoty pierścionek z diamentem z kształcie serca na mój palec, ale przeszkodził mu ten od Jim'a, z którym nie rozstawałam się od wielu lat. Szybko go ściągnęłam robiąc miejsce na mój nowy nabytek. Poczułam się tak, jakbym właśnie wyrzuciła Jim'a z mojego życia, mimo że to był tylko głupi pierścionek, teoretycznie rzecz biorąc. Praktycznie znaczył dla mnie naprawdę wiele.
Nawet nie zdążyłam zorientować się, kiedy zaczęłam płakać, przy okazji wprawiając Tom'a w zakłopotanie.
       - Przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje. - próbowałam wytrzeć łzy, ale gdy tylko pozbyłam się jednych to pojawiały się następne. Tom przytulił mnie, szepcząc mi do ucha, to że mnie kocha, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Tak bardzo chciałam, aby to Jim był na jego miejscu. Dotarło do mnie to, że już nigdy nie zdołam pokochać nikogo tak mocno jak jego, nawet tak wspaniałego mężczyzny jakim był Thomas. Z drugiej strony miałam świadomość tego, że on po prostu odszedł i nie powinnam ranić innych osób tylko dlatego, że nie nie potrafię pozbierać się po wydarzeniu, które miało miejsce niemal cztery lata temu.
Nagle po raz trzeci tego dnia ktoś zadzwonił do drzwi. Tom poszedł otworzyć, a ja w tym czasie doprowadziłam się do porządku.
       - Maria, to do Ciebie. - oznajmił brunet, a ja zaczęłam zastanawiać się nad tym kogo ZNOWU mogło do nas przywiać.
       - Good tidings we bring for you and your kin, good tidings for Christmas and a Happy New Year...
W tym momencie wyszłam z siebie i stanęłam gdzieś obok. Mój asystent, Romeo stał w progu sypialni, którą dzieliłam z Thomasem z prezentem w rękach i czepce mikołaja na głowie, a oprócz tego śpiewał...
      - O kolędnicy! A co Wy tak wcześnie? Dopiero piętnasta. - Rosalie zjawiła się obok nas w tempie błyskawicy.
     - Rosie, to mój asystent Romeo. Romeo, poznaj moją przyjaciółkę Rosalie. 
     - O kurde. Wybacz, Romeo, no ale ja nie sądziłam, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którzy przychodzą do swoich pracodawców z takim przedstawieniem! Ale trzeba Ci przyznać, że ładnie śpiewasz, ja też kiedyś dużo śpiewałam, nawet chciałam zostać wokalistką, ale pani od muzyki powiedziała mi, żebym lepiej zajęła się malowaniem, albo pisaniem książek, bo wiesz, nie wiem czy zauważyłeś, ale ja czasami strasznie dużo gadam, a poza tym mam głowę pełną pomysłów. Normalnie sto na minutę, mnożą mi się w głowie jak mrówki. Steven coś o tym wie, jak mamy jakiś problem to ja zawsze znajduję milion rozwiązań, co jest akurat przydatne. Na przykład kiedyś, zepsuła nam się rura, no to on, że nie wie co robić, a ja mu mówię: Steven, zadzwoń do hydraulika, zrób to sam, albo pójdźmy do wujka Harolda, on to ma łeb jak sklep, normalnie złota rączka, a nawet diamentowa. - i tak właśnie przeszliśmy od tematu Romea do wujka Harolda.
       - Eee... pani Mario,  to pani ma klinikę dla psycholi w domu? - spytał rozkojarzony chłopak, i zmrużył te swoje wiecznie rozbiegane oczka.
       - Jakich psycholi? Człowieku... Ty to jeszcze psychola nie widziałeś. Wiesz, że Mick mi właśnie powiedział, że wkłada sobie skarpetki do gaci? - parsknięcie śmiechem - Ja to normalnie myślałam, że się popłaczę jak mi to powiedział.
       - Miałaś nikomu nie mówić! - oburzył się Jagger.
       - Sory, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać. Ale jaja, ja nie mogę.
      - To może ja pójdę. - Romeo był wyraźnie zmieszany, z resztą to wcale mu się nie dziwię, ja na jego miejscu już dawno byłabym w połowie drogi do domu. - To dla pani, Wesołych Świąt. - dodał i szybko wyszedł.
- Jakiś mało towarzyski ten twój asystent. 

* * * 

    Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się naprawdę dobrze.  Wszystkie wcześniejszy obawy odeszły w niepamięć, każdy świetnie się ze sobą dogadywał, nawet Mick z Thomasem. Do mojego narzeczonego chyba nareszcie dotarło to, że biologiczny tata Giovanny nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia. Swoją drogą... wracając do tematu naszych zaręczyn... nie sądziłam, że kiedykolwiek zdecyduję się na coś tak szalonego. Rzadko kiedy podejmowałam decyzje, które zapadały w tak spontaniczny sposób. Tym razem jednak wiedziałam, że dobrze robię. Od zawsze lubiłam Thomasa, mieliśmy takie same zainteresowania, lubiliśmy te same rzeczy, mieliśmy podobne poglądy, a nawet słuchaliśmy tej samej muzyki... w pewnym sensie... gdy słuchałam Mozarta Tom nie miał nic przeciwko, nawet mówił, że mu się to podoba, jako jeden z niewielu rozumiał to, że istnieją na świecie ludzie, którzy nie lubią nieszczęsnego rocka. Oczywiście nie wliczajmy w to The Doors, ich zawsze będę słuchać.
Oprócz tego Tom idealnie odnajdował się w roli ojca, mimo że mieszkał ze mną i Vianną dopiero od dwóch miesięcy to można było odnieść wrażenie, że jest jej biologicznym ojcem. Moja córka w końcu miała ojca, bo Micka raczej nie można nazwać wzorowym tatą, chociaż czasami się starał, na przykład tego dnia.
       - A jak tam w pracy, Mary? Bianca co miesiąc kupuje to Twoje pisemko.
      - Bardzo dobrze, lepszej pracy nie mogłam sobie wymarzyć. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do Tom'a, który od dłuższego czasu mi się przyglądał.
       - To sarkazm?
      - Nie, mówię poważnie, marnowałam czas w tej całej galerii, tam było nudno, w redakcji ciągle coś się dzieje, jest w niej mnóstwo ludzi, mnóstwo pracy, to naprawdę świetne zajęcie, polecam.
       - Jak skończę śpiewać to się tam zatrudnię. - powiedział i puścił mi oczko.
     - Byłoby wspaniale. Świetnie byś się sprawdzał w roli sprzątaczki, mówię Ci. Nawet miałbyś wyższą pensję, po znajomości.
      - Jak ja lubię tą Twoją łaskawość.
      - Jak każdy...
       - Dobra tam... koniec gadania, czas na prezenty! - krzyknęła Rose.
  

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 

Chciałam Was bardzo przeprosić za to, że nie komentuje, bo miałam się za to wziąć, ale obawiam się że przed wystawieniem ocen nie dam rady. ;_;  bądź Zuzą i staraj się o czerwony pasek mając prawie same czwórki <3 
no, w każdym razie szczególne przeprosiny dla Faith, bo obiecałam, że będę wpadać na Twojego nowego bloga, a tu dupa... i dla Vureshki i Estranged ;_; 
Byle do wakacji. xD
+ przepraszam za błędy, które na 100% się pojawiły w rozdziale,  ale nie chce mi się sprawdzać ;_;

6 komentarzy:

  1. Super. Miałam ultra długi komentarz, o wszystkich nieskomentowanych rozdziałach, tyle przemysleń, tyle jazdów na Marie i komputer mi padł. Idę się powiesić.

    OdpowiedzUsuń
  2. W ultra dużym skrócie:
    -Wkurza mnie Marie
    -Wkurzyła mnie jej gadka o jeansach
    -Garsonka jest dla starej baby, moja pani z gimbazy łazi/ła w garsonkach.
    -Wkurza mnie to, że szatażuje Micka
    -...chociaż wzorowym ojcem on nie jest, ale nie byłby Mickiem jakby nie był.
    -On ma też przecież swoją rodzinę i zespół, trasę...
    -Współczuje Giovannie, będzie miała zjebane dziecinstwo i psychikę
    -Marie traktuje córkę jak zabawkę. Ona się z nią bawi i się nią cieszy, ale obowiązki ma wykonywać kto inny. Niedlugo jej się Giovanna znudzi.
    -Marie jest okropną babą.
    -Wkurzyła mnie tym, że myśli, że nazwisko jej wszystko zapewni, że w ten sposób zdobyła robotę.
    -Ona w ogóle nie powinna mieć tej roboty. Pierdolona suka! Larry ją przyjął, ryzykując redakcję, z pominięciem bardziej wykwalifikowanych kandydatek, a ona chce go wygryźć! I to z tą przemową! Głupia szmata.
    -Współczuje Giovannie.
    -Współczuję Tomowi.
    -Biance też.
    -Jak można zostawić dziecko na dwa miesiące? Serio, ona traktuję Viannę jak zabawkę. Jim Morrison w grobie się przewraca.
    -TAK! To było wywalenie Jima ze swojego życia. Nigdy nie miała zdejmować tego pierscionka! A zdjęła, bo Tom.
    -Biedny Tom. Współczuję mu.
    -I najbardziej mnie wkurza fakt, że Marie w życiu ciągle wychodzi. Studia skończyła, galeria była, w redakcji jest. Ciągle jej coś wychodzi. A denerwują ją osoby jak Jerry lub ta nieszczęsna Lucy. Te, którym nie wyszło w życiu. Niech ją Życie porządnie, raz a porządnie kopnie w dupę. Niech spadnie na dno i sama stamtąd wychodzi.
    No i ten świąteczny. A jej- jak zwykle- coś nie pasuje. Jebana suka,egoistka, myśli że jest najlepsza i najmądrzejsza, aaa! Zabij ją!
    No coś w tym stylu napisałam. Ale miałam więcej przemyśleń i więcej treści, nic nie było pisane od myślników.
    Ale mój komputer, którego mam od komunii (a jestem w 1 technikum) to wiesz...
    I jak dobrze wiesz- nie krytykuję Twojej pracy.
    I...
    ZAGANIAM CIĘ NA DRUGIEGO BLOGA! ALE JUŻ!
    I jakbyś mogła tu nieco rozkręcić bardziej akcję, to by było fajnie.
    A i jakby w jakimś rozdziale był Jimmy, chociaż jakieś wspomnienie- to by było fajnie :D
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. A TAK W OGÓLE TO AKURAT ŻYWA CHOINKA JEST ZAJEBISTA!/ J. ISBELL

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany, nie sądziłam, że Maria jest aż tak wkurzająca. XD Teraz to aż się boję publikacji kolejnych rozdziałów. xD
    Chciałam jeszcze naprostować kilka spraw, Maria nie myśli, że nazwisko jej wszystko zapewni, mówiła kiedyś, że chce pokazać Larry'emu to, że ma w sobie coś oprócz nazwiska po sławnym, niedoszłym mężu (znaczy się, chyba tak było xD ja sama się czasami gubię w tym opowiadaniu i nie wiem czy pewne rzeczy się już zdarzyły czy dopiero wydarzą się w następnych rozdziałach, które od wakacji zalegają mi w każdym możliwym miejscu. xD). Z Jerry jest tak, że Maria ma o niej dobre zdanie, kilka razy podkreślała to jak ważna jest dla niej Jerry i że bez niej by sobie nie poradziła. Ogólnie to jest ona jedną z naprawdę niewielu osób na "takim" stanowisku, którymi Maria nie pogardza. Aaa, i jeszcze co do tego, że Maria myśli, że jest najlepsza i najmądrzejsza to też do końca tak nie jest, bo kilka razy wspominała o tym, że jej samoocena nie jest wyjątkowo duża. :)
    I Joanne, naturalnie bardzo dziękuję za komentarz, a właściwie to komentarze, które w Twoim wykonaniu zawsze są genialne. ♥ xD
    Aha! Zapomniałabym, jeśli chodzi o Jimmy'ego to w najbliższych 10 rozdziałach na 100% się nie pojawi, bo są już napisane i nie mam jak go upchnąć, ale jak wezmę się za pisanie dalszej części to postaram się wygospodarować jakiś mały epizod dla Jima. :)
    Pozdrawiam. :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekaj na mnie. Jest Rosalie to skomentuję na pewno! XDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem!
    Nie miałam dzisiaj w ogóle zamiaru komentować czegokolwiek, no, ale zabrałam się za Twój rozdział, Zuzka, i uznałam, że po tych tekstach Rosalie to muszę zrobić to jeszcze dzisiaj. Albo przed dodaniem następnego rozdziału. Rosie dała mi takiego kopa. XD A to oznacza, że Ty, za co Ci pięknie dziękuję, Zuziu!
    Czekaj, no, teraz muszę zgrabnie wejść na Twojego bloga i komentować jak rozdział leci...
    Mamy święta. No cóż, widząc ten tytuł przeraziłam się trochę. Bałam się czytać o grudniu w kwietniu, ale się rozpadało, więc wiesz... XD W ogóle to - cześć, Ryszard!
    Nie uważam, że Maria jest jakąś tam złą matką. No, może nie aż tak okropną. Miejmy pod uwagą jej charakter, po pierwsze, a po drugie to, że jest to tylko obawa przed tym, że Viannie może stać się coś złego. To jest to, tak naprawdę. Nie zmienia to jednak faktu, że Marii nie lubię. Po prostu uważam, że nie jest aż tak źle, bo gdyby naprawdę tak było, to nie martwiłaby się, że córce może coś się stać. Własnie. Gdyby była złą matką, której los dziecka nie interesuje - nie obchodziłoby ją to, że Vianna może się skaleczyć. Albo nie czułaby się źle z tym, że córki nie ma z nią, tak jak całkiem niedawno. A jej niechęć do obchodzenia świąt, to już co innego... Tu już przesadza, bo dla Giovanny to fajna sprawa, może być, no, ale jak uważa. To ona jest matką.
    Oczywiście święta nie obyłyby się bez jakieś niespodziewanej akcji. XD Tu był nią Mick (choć z jego obecności się nie cieszyłam), a może Rosalie? Na pewno, Rosie! Ale o niej później, teraz o Micku. To jest dopiero okropny ojciec! Gdybym miała porównać kto jest gorszym rodzicem, to wybrałabym jego. On i Maria to mieszanka okropna, nie podobają mi się razem, są w pewien sposób toksyczni. Ale Michael i bez Marii taki jest i na pewno gorszy od niej prawie pod każdym względem (wybacz, Mickuś. ;___;). Nawet w święta musiał pokazać, że jest lepszy od Toma, a ja Toma kocham. ;____; No dobra, może nie okazał tego tak perfidnie, ale... Skończę. XD Powiem tylko, że zasmuciło mnie to, że Micka nie było z Bianką. Choć to dobrze, że i inne dzieci odwiedzał...
    I mój ulubiony moment w rozdziale - ROSALIE, STEVEN I ARIANA!!! Kocham ich rodzinkę. Ale dzisiaj to Rosie rządziła tym rozdziałem. XD Jak ostatnio mucha na twarzy, czyli tekst Marii, to teraz Rosie i Steven - Wieśniak. XDDD Boże, śmiałam się z tego parę minut. XD ,,Steven, zdejmij tę czapkę, bo wyglądasz jak wieśniak". XDDD Jakbym siebie słyszała. Boski berecik z pomponem. Czekaj, tak w ogóle to gdzie Ty masz tych bohaterów, co?! Była tu taka cudna zakładka. Gdzie ona jest?! Ma się tu natychmiast pojawić i Steven ma w niej być! Żądam tego. XDDD
    Kurwa, Rosalie jest najlepsza. XDDD
    Moja następna ulubiona scena, to ta, w której wchodzi Romeo. Wtedy to Rosie walnęła. XDD Wujek Harold złota rączka. XDDD Boże, normalnie przypominają mi się te wszystkie rozmowy, w których mówię nie na temat. XDDD Kocham Rosalie.
    No ale był też nie za ciekawy moment, kiedy to Maria zdjęła pierścionek Jima. Może i dobrze? Może pora zacząć od nowa? W sumie to tak... W tym momencie zdjęcie pierścionka nic nie znaczy, bo Maria zaznaczyła, że nie pokocha nikogo tak samo jak Jima. Nie powiedziała, że zajebiście, bo Thomas kupił jej ładny pierścionek, że ekstra, że już Jima nie kocha, że Tom jest jej miłością. Nie. Jim to ten jedyny.
    Nie przepraszaj, Zuzia, ja też wo ogóle nigdzie nie komentuję, a u Ciebie opuszczam rozdziały, więc... Byle do wakacji, tak. ;___;
    Obyś miała czerwony pasek, dawaj. Ja nigdy nie miałam i mieć nie będę. Zobaczycie, jeszcze będę mieć 2 z historii sztuki i biologii. Zobaczycie. XD A obiecałam mamusi...
    No cóż, to do następnego rozdziału, oby.
    Do widzenia, Zuzka, do widzenia, Rychu! ♥

    OdpowiedzUsuń