19 kwietnia 2015

33. Beauty queen style.

      - Nie podoba mi się to, jest zbyt ponuro. - skomentowałam kolejny zestaw zaprezentowany przez moich "doradców".  - Może zamienimy ten sweter na coś jaśniejszego, co o tym sądzisz?
      - No nie wiem, to będzie trochę dziwne. Zima to ponury czas, szarości lepiej wyglądają.
    - Właśnie dlatego warto wprowadzić jakiś przełom, przyda się trochę urozmaicenia. Będzie wspaniale, uwierz mi. - namawiałam, będąc przekonana o tym, że mój pomysł jest genialny. - Na dzisiaj koniec, Raphael, zajmij się tym o czym przed chwilą mówiłam, jutro to zobaczę. - dodałam, wzięłam torbę z kanapy i wróciłam do swojego gabinetu. Romeo jak zawsze przybiegł tuż za mną.
      - Romeo, mam dla Ciebie pewną propozycję. Co sądzisz o tym, abym zatrudniła drugą asystentkę? - zapytałam wesoło. Widziałam jak ten chłopak się przemęczał, miał mnóstwo obowiązków, a był z tym wszystkim sam, przydałby mu się ktoś do pomocy.
       - Ale że... w sensie? Pani mnie zwalnia? - zapytał, niemal przez łzy.
      - NIE, nie zwalniam Cię. Pytam tylko czy chciałbyś, abym zatrudniła drugiego asystenta, takiego, który by Ci pomagał. - powiedziałam bardzo powoli, tak, aby tym razem zrozumiał.
        - Aaaa! O to chodzi! Myślę, że to niezły pomysł.
       - W takim razie zamieść ogłoszenia, gdzieś, gdzie jest to możliwe, najlepiej to wszędzie. Przyjmij maksymalnie dwadzieścia pierwszych zgłoszeń, tak, aby było w czym wybierać, ale też aby obyło się bez zbędnego siedzenia przy przeglądaniu papierów. Później przynieś mi dziesięć najciekawszych.
         - Tak jest, pani Mario, do kiedy mam czas?
         - Do kiedy chcesz. Zero pośpiechu. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Romeo wyszedł zadowolony, a ja wróciłam do swoich obowiązków. W każdym wydaniu Fragility znajdowały się dwa artykuły mojego autorstwa. Jeden na samym początku, zazwyczaj krótki i zwięzły, informujący o najważniejszych wydarzeniach miesiąca, a drugi o wiele dłuższy o przeróżnej tematyce. W lutym miałam się skupić na kobietach, które są paniami własnego życia, które same ukształtowały swoją wysoką pozycję. Opierałam się na wywiadzie z Glorią Glattsey, ponad czterdziestoletnią bizneswoman, która zarządzała jedną z największych firm nieruchomościowych w Stanach Zjednoczonych. 

* * *

    Z pracy wyszłam dopiero po dwudziestej pierwszej, następny dzień miał być jeszcze gorszy. Przed dziewiątą rano miałam spotkanie z dyrektorem działu okładkowego, później musiałam spotkać się z Raphaelem w sprawie tej nieszczęsnej stylizacji, później kolejne spotkanie, a wieczorem wraz z Thomasem mieliśmy zjawić się na przyjęciu zaręczynowym Phila, dyrektora działu okładkowego, o którym chyba gdzieś już wspomniałam.
Zaparkowałam samochód przed apartamentowcem, przy okazji zdając sobie sprawę z tego, że jeżdżę nim od jakiś pięciu lat i wypadałoby kupić coś nowego.
      - Nareszcie! Wiesz, która jest godzina?! - powitał mnie Tom i pomógł mi ze zdjęciem płaszcza.
     - Wiem, przepraszam... miałam dużo pracy. - odparłam i pocałowałam go w policzek. - Co dzisiaj robiliście? - zapytałam i wraz z Thomasem przeszliśmy do salonu, w którym siedziała Giovanna. Nawet nie ucieszyła się na mój widok, co z resztą doskonale rozumiałam. Ostatnio spędzałam z nią strasznie mało czasu. Przez dwa miesiące była u rodziców, później wróciła do domu na święta, a dwa tygodnie później Mick zabrał ją do Paryża, czego zapewne nigdy by nie zrobił, gdybym nie zagroziła mu płaceniem alimentów. To było moje jedyne pocieszenie - nie tylko ja byłam złym rodzicem.
       - W sumie to nic ciekawego, byliśmy na spacerze, później wróciłem do domu, ugotowałem obiad, swoją drogą to wiesz ile czasu musiałem prosić Jerry o to, aby wpuściła mnie do kuchni?
       - To fajnie... - mruknęłam pod nosem. - A właściwie to dlaczego ona jeszcze nie śpi? Przecież już późno.
        - Czekaliśmy na Ciebie.
        - Mhm, to w takim razie ja teraz pójdę się wykąpać, a Ty możesz ją uśpić. 

* * *
      Wychodząc z wanny bardzo dokładnie przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, zauważając pewną małą zmianę. W ostatnim czasie schudłam, i to całkiem sporo, co wyjątkowo mi się nie spodobało. Lubiłam swoje kobiece kształty, z resztą podobnie jak Thomas. Wystające kości mnie odpychały. Nadszedł czas na regularne posiłki.
Plan postanowiłam przypieczętować papierosem.
        - Kiedy w końcu oduczysz się palić...? - zapytał mój narzeczony, któremu zawsze przeszkadzało to, że okazjonalnie palę.
        - Po ślubie.
       - W takim razie musimy pospieszyć się z organizacją. Swoją drogą to myślałem o tym, aby zrobić go w Wenecji. - zaproponował.
       - Wolałabym, aby odbył się w Paryżu. Nie chcę, aby Rose i Bianca podróżowały z dziećmi, to strasznie męczące.
       - Jakoś my damy radę zabrać się z Giovanną.
      - Ale Giovanna będzie z Jerry więc nam to akurat nie sprawi problemu. - odparłam rzeczowo i zgasiłam papierosa. Chyba nie mogło mnie spotkać nic gorszego od pogawędek o ślubie po tak męczącym dniu, ale stwierdziłam, że dam radę. Czym szybciej będę to miała z głowy, tym lepiej.
      - No dobrze, wrócimy do tego innym razem. - po moim trupie... - A co naszymi rodzicami? Nie sądzisz, że to będzie dziwne? Ślub bez rodziców...
      - Thomas... tyle razy Ci to tłumaczyłam, a Ty wciąż swoje. Nie chcę, aby tam byli moi rodzice, nie chcę pieprzonego ślubu z płaczącymi matkami i moim ojcem, dla którego ważniejsze jest to ile zarabiasz i jakie studia skończyłeś. To ma być spokojny dzień spędzony w miłej atmosferze. Tylko my, Jerry, Vianna, Bianca, Rose i Steven. - powiedziałam to najwolniej jak  tylko umiałam, tak, aby na pewno zrozumiał.
        - I Charlie. - dodał.
        - Jaki znowu Charlie?
        - Nasz świadek.
        - Mogłeś mi go przedstawić. - mruknęłam i położyłam się na łóżku.
        - Ale on mieszka w Visconsin, nie było okazji.
        - Boże... dlaczego wszyscy nasi znajomi są tak daleko? Czy nie moglibyśmy wszyscy mieszkać w jednym miejscu? - zapytałam bardziej siebie niż Thomasa. Swoją drogą to było naprawdę męczące... aby spotkać się z rodzicami musiałam lecieć do Rzymu, Bianca, Mick i Rose mieszkali w Paryżu, natomiast wszyscy znajomi i cała rodzina Tom'a w Visconsin, brakowało nam tylko ciotek w Afryce.

* * *

    Stres był u nas na porządku dziennym, ale przed tym nieszczęsnym przyjęciem przekroczył wszelkie normy. Wszystko było nie tak. Romeo utknął w korku, przez co garnitur Tom'a przyjechał do nas z godzinnym opóźnieniem, Jerry wyszła na zakupy i nie wracała z nich od dwóch godzin, a mój pierścionek zaręczynowy przepadł. Przeszukałam wszelkie możliwe miejsca, a tego małego badziewia nigdzie nie było, myślałam, że dostanę szału. Na domiar złego Vianna zaczęła płakać jak szalona, a nie miał kto jej uspokoić. Ja przecież byłam już ubrana, nie zniosłabym tego, gdyby sukienka z najnowszej kolekcji Oscara została pognieciona lub nie daj Boże pobrudzona przez moje kochane dziecko.
         - Tom, błagam Cię, zrób coś. - powiedziałam pod nosem, łudząc się, że mój mężczyzna to usłyszy.
           - Co? Mówiłaś coś skarbie? - spytał uśmiechnięty, wychodząc z łazienki. Nie skomentuję jego rozpiętego rozporka i źle zapiętej koszuli... - O... a co tu robi twój pierścionek? - zdezorientowany Tom wyciągnął ze swojego buta poszukiwany przedmiot.
          - Tyle czasu go szukałam... skąd on się tu wziął?
          - Zapewne Giovanna się nim bawiła, mówiłem Ci, żebyś uważała na te swoje rzeczy, masz tego za dużo.
         - Taa... nieważne, pójdę zobaczyć co się stało. - powiedziałam i weszłam do pokoju dziecinnego. Thomas był w proszku więc wolałam dać mu czas na przygotowanie się i z wyjątkową ostrożnością podeszłam do łóżeczka płaczącej Vianny.
           - Skarbie, co się dzieje? Dlaczego tak płaczesz? - zapytałam i najdelikatniej jak tylko potrafiłam wzięłam ją na ręce. Była już taka duża... nawet nie zauważyłam, kiedy urosła.
Kiedy kołysanie, głaskanie po policzku, przytulanie i prawienie komplementów nie pomagało na horyzoncie pojawiło się moje wybawienie, czyli Jerry.
            - Przepraszam, że to tak długo trwało, ale w sklepie była straszna kolejka, później jeszcze utknęłam w korku, a przecież musiałam kupić to mleko. - wytłumaczyła się blondynka i zaniosła zakupy do kuchni, a po chwili wróciła do nas z zatroskaną miną. - A co ona tak płacze? Może trzeba zmienić jej pieluszkę, ja się tym zajmę.
            - Dziękuję. - powiedziałam i wyszłam z pokoju Vianny. Przejrzałam się w lustrze, stwierdzając, że mój wygląd nie został w żaden sposób naruszony i nie muszę niczego poprawiać.
                  - Tom, kochanie, możemy już iść?
               - Tak! Już wychodzę. - a kiedy drzwi od łazienki się otworzyły ujrzałam prawdziwe Bóstwo. Thomas wyglądał wspaniale, czarny garnitur szyty na miarę, szary krawat, idealnie wyprasowana koszula, wypastowane buty i wspaniale uczesane włosy. Wyglądał nieziemsko, już wtedy widziałam zazdrosne spojrzenia wszystkich kobiet zebranych na przyjęciu.
Opuściliśmy apartamentowiec, Tom usiadł za kółkiem Porshe, które to tak strasznie mnie nudziło, a ja oglądałam naszą piękną metropolię, która za każdym razem robiła na mnie takie samo wrażenie. Nowy Jork był zdecydowanie najwspanialszym miejscem, które kiedykolwiek zamieszkiwałam.
           - Nigdy nie sądziłem, że wyniesie mnie aż tutaj. Sądziłem, że już na zawsze ugrzęznę w Paryżu, a tymczasem przyszło mi jeździć za Tobą przez cały świat. - powiedział Thomas i uśmiechnął się w wyjątkowo czarujący sposób.
         - Ja też zawsze wiązałam przyszłość z Paryżem, ale teraz myślę, że dobrze zrobiłam przyjeżdżając do Stanów. Tutaj w końcu jestem szczęśliwa, wiodę życie o jakim zawsze marzyłam.
             - Serio? Jesteś szczęśliwa z bezrobotnym facetem, którego rodzice są rolnikami? - znowu ten uśmiech...
            - Wyobraź sobie, że jestem. A jak już jesteśmy przy temacie pracy to co chciałbyś robić? Romeo mógłby czegoś poszukać, jest w tym niezły.
            - Myślałem o tym, aby zajmować się sprzedażą obrazów, albo samemu coś malować, a później sprzedawać na jakiś aukcjach. Rosalie żyje tak od kilku lat i nieźle na tym wychodzi, może mi też by się udało.
              - Z pewnością, przecież wspaniale malujesz.
         - Zobaczy się później... tymczasem zapraszam na przyjęcie dla gejów. - Tom parsknął śmiechem spoglądając przez szybę na dwie gejowskie pary wchodzące do budynku. To było odrażające, jak dwóch mężczyzn może PUBLICZNIE okazywać sobie miłość? Niektórzy ludzie naprawdę nie mają hamulców.
    Wysiedliśmy z samochodu i bez żadnych przygód dotarliśmy do pięknego penthouse'a, w którym było prawdopodobnie więcej ludzi niż w redakcji. Swoją drogą to skąd Phil miał pieniądze na tak wielkie i luksusowe mieszkanie? Nie zarabiał wyjątkowo dużo...
           - Maria! Theodor! Jak miło, że wpadliście! Czujcie się jak u siebie w domu. - Phil puścił mi oczko i poszedł przywitać kolejnych gości, a ja miałam ochotę uderzyć go w twarz. Dlaczego do jasnej cholery nikt nie potrafił zapamiętać imienia mojego narzeczonego? Najpierw Mick nazwał go Benem, a później mianowano go Theodorem. Ludzie to idioci.
        - Przepraszam Cię za niego. Jest stary, pamięć mu szwankuje. - uśmiechnęłam się mimo poirytowania i złapałam Toma za rękę.
           - Przecież nic się nie stało, zdarza się. - odparł i pocałował mnie w policzek.
       Wędrowaliśmy pomiędzy wszystkimi zgromadzonymi ludźmi, co chwilę ktoś do mnie podchodził, aby zamienić ze mną kilka zdań. Tom tymczasem stał obok mnie zakłopotany i nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić. Zapewne dziwnie się czuł w takim towarzystwie. Wszystko było wystawne, urządzone z przepychem, na ścianach wisiały obrazy Lichetensteina, pomieszczenie oświetlał kryształowy żyrandol, a czerwone dywany wyglądały tak, jakby właśnie wróciły z pralni. Kobiety bawiły się srebrnymi bransoletkami, pokazywały swoje atuty w najnowszych kreacjach Halstona, mężczyźni palili cygara i rozmawiali o wzroście wartości akcji, a gdzieś tam pomiędzy nimi wszystkimi był mój biedny Thomas, który miał minę zbitego z tropu dziecka i zapewne modlił się w duchu o to, abyśmy wrócili do domu.
Niestety czekały nas długie godziny popijania whisky i gawędzenia o interesach, nie zapominając o oglądaniu gejów, których z minuty na minutę przybywało. To był jakiś wysyp, istny wysyp homoseksualistów.

7 komentarzy:

  1. Szczerze, to na miejscu Marie strasznie bym się nudziła, serio. Ciągle jedno i to samo, ale skoro ona to lubi i dobrze zarabia to wspaniale :)
    Nareszcie jakaś pomoc dla tego biednego Romea xD
    Kedyś chyba mówiłaś, że tu będzie 35 rozdziałów. Nie chcę końca, no :(
    Na początku myślałam, że Vianna płacze z jakiegoś poważnego powodu, ale na szczęście to nic takiego :D
    Czyżby Maria nie tolerowała homoseksualistów? ;>> Wyczuwam kontrowersje xD
    Dżimi Pejdż, łer ar ju?
    Będzie? :(:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hoho, będzie z 50 rozdziałów, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. xD
    obawiam się, że rola Jimmy'ego w tym opowiadaniu już się skończyła, ewentualnie dostanie kiedyś jakiś malutki akapit poświęcony jego osobie. ;_;

    dziękuję soł macz za komentarz :3

    OdpowiedzUsuń
  3. A gdzie moja zakładka z bohaterami?

    OdpowiedzUsuń
  4. będzie jak tylko znajdę ładowarkę do laptopa, albo zdołam wkraść się do pokoju brata xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj...
      Z tego, co pamiętam szukasz ładowarki dosyć długo. XD czy znalazlaś, a potem zgubilaś jeszcze raz? XDD
      Przepraszam, nieważne. Skomentuję kiedyś tam, ale skomentuję, no. Wiesz przecież. XD

      Ps. Zobacz w lodówce. Tam moja babcia pilot od telewizora zostawiła, więc...

      Usuń
    2. ja gubię ładowarki średnio co miesiąc więc wiesz XD
      ale spoks, niedługo się znajdzie, jutro wezmę się za poważne poszukiwania xD

      Usuń
  5. Cześć. :)
    Na samym początku chciałabym bardzo podziękować Ci za reklamę mojego bloga, nie spodziewałam się takiego gestu. Za Twoje komentarze też baardzo dziękuję. ♥

    Mam złe przeczucia co do związku Marii i Thomasa. Ciągle mam wrażenie, że ona jest z nim tylko po to, aby zapełnić kimś pustkę po Jimie i tak naprawdę wcale nie kocha Tom'a. Wydaję mi się, że schodzi on na drugi plan, z resztą podobnie jak Giovanna. Maria coraz mniej czasu spędza w domu, z rodziną, te ciągłe przyjęcia, praca, w której spędza tak mnóstwo czasu i brak chęci do planowania ślubu. Zazwyczaj kobiety są bardzo podekscytowane całą uroczystością weselną, a Maria chyba traktuje to jak dzień, który ma jak najszybciej się skończyć. Jestem ciekawa jak zachowa się nasza Moretti, gdy już nadejdzie TEN dzień. :)
    Teraz ta cała impreza. Mnie w sumie zawsze odpychały takie wystawne przyjęcia, gdzie wszyscy tylko nadają o interesach, chwalą się ile kasy mają na koncie i w jakiej dzielnicy mają swoją willę, dlatego też nie dziwię się Thomasowi, że to była dla niego istna męczarnia. Jeszcze ten cały facet, który nazwał go Theodorem...

    Romeo jest tutaj takim uroczym człowiekiem. Jezu, uwielbiam takich wiecznie rozkojarzonych ludzi w opowiadaniach. XD Nie wiem dlaczego, ale wyobrażam go sobie jako Jima Carrey'a z filmu "Głupi i głupszy", z tą genialną grzywką od miski. XD
    Jeszcze wracając do Marii to przeglądając komentarze zauważyłam, że sporo osób bardzo jej nie lubi. Ja właściwie zawsze ją lubiłam i podziwiałam. Chociażby za tą inność i za to, że czymś się wyróżnia pośród większości innych bohaterek fan fiction. Często jest tak, że autorki piszą coś i kompletnie nie skupiają się na tym, aby nadać postacią charakter, przez co zazwyczaj wszystkie te osobowości się zlewają. U Ciebie naprawdę widać tą odmienność, każdy jest inny.

    Na koniec dodam, że czekam jak zawsze niecierpliwie na kolejny rozdział (na szczęście dodajesz często, bo chyba bym nie wytrzymała XD) i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń