Z dedykacją dla Scarlett. :D
kwiecień, 1975
kwiecień, 1975
Po hucznym ślubie mojej przyjaciółki nadszedł czas na powrót do rzeczywistości, na miliony spotkań, przyjęć, pokazów, prób, sesji zdjęciowych, pisanie artykułów i zatrudnienie nowej asystentki. Dzień, który zapewne był najszczęśliwszą dobą w życiu Rosalie dla mnie był udręką. Państwo Weiss zaprosili ponad stu gości; całą swoją rodzinę i prawdopodobnie wszystkich znajomych. Ja zginęłam w tym tłumie i spędziłam z Rose maksymalnie piętnaście minut. Najpierw pomagałam jej z założeniem welonu, a później składałam jej życzenia, przy okazji obdarzając ją oraz jej wspaniałego małżonka wspaniałym prezentem ślubnym, czyli obrazem wartym dwadzieścia tysięcy dolarów, ale czego się nie robi dla przyjaciół?
W każdym razie wróciliśmy z Paryża wykończeni, na domiar złego Jerry wyjechała do siostry na trzy tygodnie wobec czego zostaliśmy sami z Giovanną, która nie dawała nam żyć. Zawsze łudziłam się, że jest grzecznym dzieckiem... myliłam się. Od samego rana do późnego popołudnia byłam w pracy, a po powrocie czekało mnie kołysanie, nucenie piosenek i przebieranie mojej ukochanej córci, która nie potrafiła zjeść nie brudząc przy okazji ciuszków, na które wydałam fortunę. Myślałam nawet o tym, aby zatrudnić nianię, ale szybko zrezygnowałam tego pomysłu. Nie byłam aż tak zdesperowana, aby oddawać dziecko zupełnie obcej kobiecie. Cały czas ktoś opowiadał mi o tym, że opiekunki dają dzieciom środki nasenne lub się nad nimi znęcają. Pozostało mi tylko czekać na moją cudowną Jerry, bo na Micka nie miałam co liczyć.
Spotkaliśmy się w połowie miesiąca, gdy akurat miał koncert w Madison.
- No to co słychać, kochana? - zapytał, po czym puścił oczko przechodzącej obok naszego stolika kelnerce. On się nigdy nie zmieni...
- Jest świetnie, a u Ciebie?
- U mnie też. Ostatnio kupiłem dom w Saint Tropez, całkiem niezła inwestycja, Bianca jest bardzo zadowolona.
- Też bym była zadowolona na jej miejscu. W końcu jest z dala od Ciebie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się prześmiewczo.
- Stęskniłem się za tymi docinkami, naprawdę. - odparł i przeczesał dłonią włosy. - No a co tam u... Giovanny? - spytał, a ja miałam wrażenie, że chwilowo zapomniał jak jego córka ma na imię.
- Nie daje mi żyć... ale jestem pewna, że ucieszyłaby się z odwiedzenia Paryża.
- O nie... na pewno nie teraz. Mam mnóstwo spraw na głowie, wezmę ją do siebie maksymalnie za dwa miesiące.
- Trzymam Cię za słowo. - powiedziałam i wypiłam łyk kawy, która okazała się być najobrzydliwszą jaką było mi spróbować w ostatnim czasie. - Boże... okropieństwo.
- Dlatego właśnie wolałem się spotkać u Was w domu.
- Thomas raczej nie ucieszyłby się z Twojej wizyty, poza tym wolę go na razie nie denerwować, ma ciężki okres. - odparłam, a na samo wspomnienie o Tomie zrobiło mi się go żal. Na jego miejscu zwariowałabym, gdyby moja narzeczona kazała chodzić mi na beznadziejne imprezy pełne bogatych snobów, a całe dnie miałabym spędzać z płaczącym dzieckiem, nie mając do tego wszystkiego pracy. To cud, że jeszcze nie zwariował.
- Ach, no tak. Wybacz, że spytam, ale on jest aktualnie na Twoim utrzymaniu czy dostaje kieszonkowe od rodziców? - zapytał w tak kpiący sposób, że miałam ochotę wyjść.
- Ma pieniądze ze sprzedaży galerii, bez obaw, niebawem coś znajdzie, ale to miłe, że tak się troszczysz. - uśmiechnęłam się do Micka, co oczywiście odwzajemnił.
- Pięknie wyglądasz jak się śmiejesz, aż mam ochotę...
- Nie kończ, nie chcę wiedzieć. - zastrzegłam i znowu się zaśmiałam. - Ładna dzisiaj pogoda, piękny dzień, dobrze, że przyjechałeś, bo przynajmniej nie spędzę całego dnia w pracy. - dodałam i uświadomiłam sobie to, że zostawiłam Romeo z mnóstwem rzeczy do zrobienia. Czasami było mi żal tego chłopaka, dopiero co skończył studia na całkiem niezłej uczelni, mógłby spełniać się zawodowo, a tymczasem robi mi kawę i umawia mnie na spotkania. Postanowiłam coś z tym zrobić, przecież nie mógł się tak marnować, zasługiwał na awans.
- Mary, muszę Ci coś powiedzieć. - zmienił temat, a jego twarz przybrała bardzo zakłopotany wyraz.
- Jeszcze raz powiesz do mnie Mary, a Cię powieszę. Na tej okropnej, morelowej chustce, w końcu się na coś przyda.
- O nieee, nie obrażaj jej, moja droga. Morelowy doskonale pasuje do mojej karnacji. A skoro nie chcesz, żebym mówił do Ciebie Mary to jak mam mówić? Maria jest oficjalne i czuję się jakbym rozmawiał z jakąś babką po pięćdziesiątce, która w dodatku jest adwokatem. - zamyślił się, po czym wpadł na idealne (w swoim mniemaniu) rozwiązanie. - A może Marylin? To do Ciebie idealnie pasuje.
- Wolę czuć się jak adwokat po pięćdziesiątce. - skwitowałam, ale on i tak postawił na swoim.
- To jak, zbieramy się Marylin?
* * *
- No cóż, mogę pani zaoferować Chevroleta Malibu, jest idealny dla kobiet, wygodnie się nim jeździ, piękne pokrycie, wszystko na tip top. - sprzedawca wciąż się produkował, ale niezbyt go słuchałam, wpadło mi w oko pewne cudo i już wiedziałam, że niebawem będę poruszała się nim po ulicach Nowego Jorku.
- Proszę powiedzieć mi coś o tym. - rozentuzjazmowałam się i podeszłam do białego, błyszczącego cuda. Lamborghini Countach, idealne.
- Maria, no chyba żartujesz. Przecież to sportowy samochód, po co Ci taki? Może kupiłabyś coś bardziej praktycznego.
- Tak, szanowny pan ma rację. Jak taka piękna kobieta może jeździć samochodem dla masywnych twardzieli. - facet roześmiał się, a ja już miałam ochotę na udzielenie mu reprymendy, gdyby mój pracownik tak się zachowywał to już dawno wylądowałby na posadzie konserwatora powierzchni płaskich w klubie ze striptizerkami.
- Thomas, zawsze możemy kupić dwa samochody, po prostu chcę go mieć, nawet jeśli miałby tylko stać w garażu.
- Ale po co marnować pieniądze, skarbie? Chyba nie chcesz, abyśmy zbankrutowali. - powiedział, a ja niemal parsknęłam śmiechem.
- KOCHANIE, na moim koncie znajduje się kilka milionów pierdolonych dolarów, w dupie mam to, że Ty najchętniej oszczędzałbyś każdy grosz i kupię ten samochód chociażby nie wiem co. - odparłam, a sprzedawca słysząc stan mojego konta otworzył usta i patrzał na nas jak na bóstwa.
Thomas najwyraźniej nie rozumiał tego, że jeśli ktoś pracuje od rana do wieczora zamiast bawić się w niańkę to może sobie pozwolić na zakup czegoś drogiego bez martwienia się o to, że następnego dnia do domu wparuje komornik.
- Dobrze, rób co chcesz.
- Dziękuję.
- No więc tak, manualna skrzynia biegów, tylny napęd, masa ponad tysiąc kilogramów, pięciobiegowa skrzynia, maksymalna prędkość 316 km/h. Hm, skórzane wnętrze, wszystko pięknie wykończone. Będzie pani zachwycona! - doprawdy? Kilka minut temu samochód się dla mnie nie nadawał.
- Wspaniale. Jest możliwość zamówienia dwóch aut na raz?
- Jak najbardziej, nie będzie z tym żadnego problemu.
- W takim razie weźmiemy białe Lamborghini i czerwonego Mercedesa. - powiedziałam takim tonem, jakbym właśnie zamawiała dwa ciastka w piekarni, po czym nieco oczyściłam moje konto bankowe.
Ale czego się nie robi dla tak pięknych rzeczy?
* * *
- Romeo, o której godzinie przychodzą osoby w sprawie pracy?
- Dokładnie za dwie godziny, to będzie dziesięć kobiet, tak jak pani prosiła. - odparł mój asystent i poprawił swoje okulary z czarnymi oprawkami.
- W sam raz. Mam do Ciebie prośbę. - powiedziałam zapewne po raz tysięczny w moim życiu. - O piętnastej odbierz samochody z salonu, zaraz napiszę Ci adres, możesz wziąć kogoś do pomocy, chyba, że przywieziesz najpierw pierwszy, a później drugi, jak wolisz. Poproś Jerry o to, aby dała Ci klucze do garażu, a później pójdź do ochroniarza czy kogokolwiek i powiedz mu, żeby je tam zaparkował, chyba, że sam to zrobisz, ale ostrzegam, że te garaże są strasznie małe, a najmniejszą rysę przepłacisz życiem. - dodałam z ciepłym uśmiechem. - Aha, jutro masz wolne. Nie codziennie kończy się dwadzieścia cztery lata. - Romeo był co najmniej zszokowany, ale przecież nie mogłam kazać mu przyjść do pracy w taki dzień. Urodziny należy świętować. Na dokładkę wrażeń podarowałam mu skromny prezent w postaci ciemno niebieskiego krawatu prosto z najnowszej kolekcji Versace.
- O Boże, on jest wspaniały, dziękuję! Aż nie wiem co mam powiedzieć.
- Nic nie mów, po prostu zrób mi kawę. - puściłam brunetowi oczko i wyszłam z gabinetu zostawiając go samego.
Nadeszła pora na to, co lubiłam w swojej pracy najbardziej. PRZYMIARKI. Fragility składało się głównie ze zdjęć gotowych stylizacji i z reklam, artykułów było tam na prawdę mało więc planowanie tego, jak mają być ubrane modelki zajmowało większość czasu. Wszystko musiało współgrać z aktualnymi trendami. Makijaż musiał ładnie wyglądać z całą resztą, dodatki musiały być idealnie dobrane do całej reszty. Czasopismo wydawało grube pieniądze na wszystkie ubrania, buty, na stylistów, fryzjerów, makijażystów, ale mogliśmy sobie na to pozwolić, nakład Fragility wzrósł niemal czterokrotnie od kiedy zostałam redaktor naczelną więc wystarczało na wszystko, również na to, aby moja wypłata przekraczała kilkadziesiąt tysięcy dolarów miesięcznie, co i tak było niczym w porównaniu z tym, co zarabiał Larry Hoffman. Miałam naprawdę wielką ochotę na to, aby wykupić całą część udziałów w piśmie, ale to musiało jeszcze poczekać.
Usiadłam na granatowej kanapie tuż obok paru stylistek i przyglądałam się temu, co mają mi do zaprezentowania pracownicy.
Jak zawsze byłam zachwycona z niemal każdej stylizacji, ale cóż się dziwić...? W końcu zatrudnialiśmy najlepszą kadrę w całych Stanach Zjednoczonych.
- Jest wspaniale, tylko zamieniłabym tę marynarkę na coś innego. Może kardigan? Christtelle? Co o tym sądzisz?
- Moim zdaniem powinniśmy zostać przy marynarce, nadaje szyku. - odpowiedziała wysoka brunetka w okularach, a ja wyjątkowo stwierdziłam, że tym razem zdam się na intuicję innych i nie będę robić sporów.
- Dobrze, ale ten szkaradny pasek musimy zamienić na coś perłowego. - wydusiłam i wyszłam z pomieszczenia. Dokładnie dwadzieścia osiem minut, to był nasz rekord.
- Kawa już ostygła, ale zrobiłem nową. Kandydatki czekają pod gabinetem, a ja lecę po auta. Do zobaczenia! - Romeo zdał mi raport, jak to zwykle bywało po mojej niesamowicie długiej nieobecności.
- Tylko błagam Cię, uważaj na te samochody.
- Tak jest! Będę strzegł jak własnych klejnotów. - zastrzegł.
- Boże... z kim ja pracuje...
Pierwszą kandydatką była długonoga blond piękność, która wyglądała na typowego ładnego pustaka, ale w końcu nie należy oceniać ludzi po pozorach. Przejrzałam jej CV, które doprawdy było bardzo imponujące; kasjerka, sprzedawca w barze z fast foodami, sprzątaczka w banku z aspiracjami na asystentkę, a przy dobrych wiatrach na modelkę. Szkoda tylko, że miała dwadzieścia siedem lat więc na modeling było nieco zbyt późno.
- Myślę, że idealnie nadawałabym się na pani asystentkę. Jestem punktualna, pracowita, sumienna, a oprócz tego panią uwielbiam, chciałabym kiedyś być taka jak pani. - no proszę, przyjęła taktykę podlizywania się.
Opada.
- Eee... skontaktuje się z panią. Do widzenia.
Jad w spojrzeniu tej kobiety mógłby zatruć miliony ludzi, nie siliła się nawet na to, aby powiedzieć mi "do widzenia", a na dobrą sprawę wcale nie powiedziałam jej definitywnego NIE. Miałam głęboką nadzieję na to, że Romeo nie zawsze kierował się wyłącznie wyglądem i uda mi się znaleźć odpowiednią asystentkę spośród pozostałych dziewięciu dziewcząt.
- Mam na imię Lauren, jestem świeżo po studiach dziennikarskich, myślę, że jestem idealną kandydatką na pani asystentkę, uwielbiam modę, śledzę pani życie na bieżąco, wiem jaką kawę pani lubi, jaki jest pani ulubiony dodatek oraz jakich perfum używa pani niezmiennie od pięciu lat. - otworzyłam usta ze zdumienia. Niejaka Lauren lepiej sprawdziłaby się w roli agenta FBI... na pokładzie Fragility nie było miejsca dla psycholi.
- Mam na imię Brigitte, niedawno skończyłam studia na kierunku dziennikarstwa. - oznajmiła i ciepło się do mnie uśmiechnęła. Naprawdę? Żadnej gadki o tym, że nadaje się na moją asystentkę?
- Hm, a jakie znasz języki?
- Łacinę oraz duński w stopniu średnio zaawansowanym.
- O, na serio umiesz mówić po duńsku? Podziwiam Cię, to fatalny język. Ja nie miałabym cierpliwości.
- O tak, duński to zdecydowanie najgorsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała, no, może poza matematyką. - odpowiedziała z uśmiechem.
- A byłabyś zainteresowana czymś dodatkowym? Jeżeli zostałabyś moją asystentką to znajomość francuskiego czy chociażby włoskiego byłaby bardzo mile widziana. Mogłabym załatwić Ci kurs czy coś w tym rodzaju. - zaproponowałam.
- Bardzo chętnie. Zawsze chciałam nauczyć się francuskiego.
- To wspaniale, w takim razie myślę, że mogłabym przyjąć Cię na okres próbny. Kiedy mogłabyś zacząć?
- Och, Boże, naprawdę? Ja mogę zacząć nawet od teraz! - rozentuzjazmowała się i po raz kolejny posłała mi prześliczny uśmiech.
- Hm, myślę, że najlepiej będzie jeśli przyjdziesz pojutrze, mój pierwszy asystent Cię oprowadzi i przedstawi Ci zakres obowiązków. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. - na koniec uśmiechnęłam się do dziewczyny. Byłam całkowicie zadowolona ze swojego wyboru.
Gdzie była? XDD
OdpowiedzUsuńPrzy tym rozdziale pewnie już będę.
O cholera, wychodzi na to, że czytam tylko raz... dwa... trzy... Dobra, nie będę liczyć. XDD
na szybce pod stołem w salonie. xDD nie mam pojęcia jak ona się tam znalazła ;_;
UsuńDziękuję za dedykację! <3
OdpowiedzUsuńMarie jak zwykle mnie zdenerwowała tymi pieniędzmi. Co z tego, że ma 10 milionów na koncie. Jest wredna. Dla każdego ;_;
Prawidłowa postawa do Micka! Podoba mi sie!
Biedny Thomas... Siostra mi mówiła, jak to jest z dzieckiem. Wcale nie ma tak źle, tylko onq jak zwykle narzeka xD
Jerry <3 nie wiem czemu, ale mam wielki szacunek do niej. Mimo, że nie istnieje xD bardzo ją lubię. Te samochody ;_; a ona je kupuje tak sobie... Też chcę mieć tyle piniendzów ;-;
Kończę i jeszcze raz dziękuje za dedykacje+czekam na nowy <3
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego zacząć xD Dobra, to tak: matematyka faktycznie była cholernie prosta, ale co zrobiła Zawsze-Trzeźwo-Myśląca-Hania? Zjebała matmę po całości! :D Historia i angielski proste, polski miałam ochotę podrzeć przez interpretację wierszy (nie moja wina, że mam zapędy filozoficzne i siedziałam nad tymi zadaniami tak długo, że się prawie nie wyrobiłam z wypracowaniem), a przyrodnicze to tylko się przeżegnać. Przejrzałam cały test z przyrodniczych, miałam ochotę się zaśmiać, po czym przystąpiłam do strzelania, by ostatecznie wyjść z sali i zalać się łzami ♥ Egzaminy w skrócie, tak.
Dobra, a teraz dwa rzeczy, za które jestem skłonna Cię zabić. Spokojnie, potem będę pisać czemu Cię kocham xD
A więc, po pierwsze: Pierwszy raz w życiu słuchałam playlisty na Twoim blogu (wstyd się przyznać, wybacz) i nie zdawałam sobie sprawy, że jest na niej utwór, który mnie rozwala psychicznie i zaczynam się przy nim trząść. I po prostu czytam, i nagle bęc, ta gitara, to intro, a ja w ryk, zaczęłam płakać i śpiewać. Oh, darling, darling, stand! By me! Więc musiałam wyłączyć playlistę i wciąż się trzęsę, bo oczywiście włączyłam The Beatles, i ogólnie czuję się dziwnie, Twoja wina xD
Druga sprawa: "Porshe, które to tak strasznie mnie nudziło" <-- Coś takiego jest niedopuszczalne przez standardy myślącego człowieka, tak? Nie wiem czy wiesz, może wiesz, bo pewnie kiedyś coś już o tym pierdoliłam, ale jestem tak wielką fanką motoryzacji, że nie znalazłam żadnego człowieka wśród moich rówieśników, który by mnie w znajomości samochodów zagiął. Robiło się maratony Top Gear w nocy w wakacje, robiło xD A więc: Porshe, proszę Ciebie, jest moją ulubioną marką samochodów. I czytając takie zdanie dostałam palpitacji. Muszę zmartwić pannę Moretti - Morrison - nie jest ona zdrowa psychicznie. Nie mówię o samym wyglądzie, ale pewnie to na nim się głównie skupiła MARY. Jak jesteśmy temacie aut - mimo tego, że Lamborgini jest marką ogromnej kultury, nie rozumiem jak można było kupić Countacha mogąc wybrać przepiękne Malibu. Cóż, może wynika to z tego, że moim zdaniem wiodącą marką sportowych limuzyn w latach 70' i 80' był Chevrolet, Dodge i Pontiac, ale nawet jak się spojrzy na te dwa auta: Chevy 4ever do cholery xD. Lamo jest specyficzne, szczerze mówiąc kiedyś ich nie znosiłam, bo uważałam, że Aventadory są paskudne, ale potem wypuścili Huracana, który jest niewątpliwym numerem jeden aktualnej dekady. Ale to już nowsza para skarpetek (CO). Przepraszam, że o tym gadam tyle, ja w tym temacie mogę w nieskończoność :_:
Ale do rzeczy, kurde, tak dawno mnie tu nie było, I TYLE SIĘ STAŁO!
Zacznę od... jezu, nie wiem xD W każdym temacie bardzo mogę się naprodukować względem sukowatości Marie, ale pewnie już się tego trochę od innych nasłuchałaś, więc nie będę przesadzać.
Dobra, to tak: Giovanna! O mój Boże, ja nie znoszę dzieci, i ona mnie denerwuje. Znaczy boję się, że będzie jak matka, choć w sumie jest na to małe prawdopodobieństwo, po mamusia z nią za dużo czasu nie spędza, bleeeh. Ale ogólnie zaskoczyłaś mnie tym dzieckiem, naprawdę, i... fajnie, że jest Micka, a nie np. Toma. 'Np.', to brzmi jakby Maria była jakąś mega puszczalska, ale w sumie trochę może jest. Nie no, nie jest, bez przesady. Vianna chyba wkurza mnie właśnie tym, że przez to, że jest, jeszcze bardziej nie lubię Moretti. Tak mnie doprowadza do szału, że ona się nie nie zajmuje, albo to z tym, że nie może się nią zająć, bo jest już ubrana w sukienkę - no po prostu, AGHRR! No xD.
Odnośnie Bianki: ja bym się obraziła na Marię do końca życia. Poważnie. Takie gówno jej zrobiła, a ona jej wybaczyła? Za dużo dobrych ludzi wokół siebie ma, ta Mary.
I właśnie, może o tych dobrych ludziach:
OdpowiedzUsuńThomas! AHSNGAS<KNGSALDKDHMADAJKSASDVADKAKS&*(YEJE*(@BD*(P@& HXAKSBASAS~!!!!!!1111!!!!1!11!!!! ♥♥♥
Kocham go xD. Jest najlepszym facetem wśród wszystkich jakich się tu przewinęli (no, poza Jimem), i ogólnie no... jest taki fantastyczny. Opiekuńczy, przystojny, zdolny, zajmuje się dzieckiem, noo... ah, chcę takiego xD :_:. A ta Maria go, mam wrażenie, nie docenia, i oczywiście mnie tym niemiłosiernie wkurwia. Poza tym cholernie urzekła mnie scena z pierścionkiem z liścia. Naprawdę, naprawdę romantyczne, oh! ♥
Dalej, Jerry! No nie, następna złota kobieta. Tak jak Tom zastąpił Giovannie ojca, tak Jerry matkę, strasznie lubię tę kobietę. Nie wiem czemu Maria ma takich cudownych ludzi na swej drodze, naprawdę nie wiem.
Romeo! Ja przepraszam, nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale za każdym razem, kiedy on się pojawia, mam przed oczami Q z ostatniego Jamesa Bonda (Skyfall ♥♥♥♥♥♥♥). Pasuje idealnie, sama zobacz: https://viewerscommentary.files.wordpress.com/2012/11/skyfall-ben-whishaw-the-new-q.jpg
Znaczy, według mnie xD I on jest taki zajebisty, no ja nie wierzę, nie mogę tego opisać, nie umiem. Ehh!
I jeszcze Rose, uwielbiam jej paplaniny, naprawdę uwielbiam, w ogóle oni ze Stevenem są taką cudowną parą, choć mam wrażenie, że czasem to Rosalie jest tam facetem, a Steve babą, wiesz o co mi chodzi. Nieważne.
Zuzanno, kochana, ja nie wiem co ja mam jeszcze napisać. A, już wiem! Miałam wymienić powody za które Cię kocham: piszesz cudownego bloga, kocham tą historię, cieszę się, ze nie porzuciłaś publikowania, kocham Twojego kota w lewym dolnym rogu i w ogóle jesteś wielka i super utalentowana! ♥
Powiem jeszcze, że postaram się od teraz wpadać regularnie, i noo... Pozdrawiam! ♥
Hugs, Rocky.
O rany, Rocky, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam te dwa komentarze od Ciebie ♥
Usuńna wstępie przeproszę Cię za to, że jeszcze nie skomentowałam Twoich bohaterów. wiem, że jestem strasznie niesłowna, ale w tygodniu kompletnie nie mogłam się za to zabrać. przez tą wiosnę każdą wolną chwilę spędzam poza domem, a jak już się w nim pojawiam to myślę tylko o tym, żeby iść spać, ewentualnie się pouczyć. xD
ale muszę się w końcu zabrać za to komentowanie, bo nie wytrzymuję ze samą sobą. xD
mój brat stwierdził, że jestem co najmniej psychiczna skoro przeglądam (i co najgorsze - rozwiązuję) egzamin z tego roku, skoro jestem już w liceum, ale mnie strasznie ciekawiło co na nim było. i masz rację, polski był według mnie dziwny, szczególnie ten wiersz o drodze, a opowiadanie to już w ogóle. XD rany julek, opowiadanie na egzaminie gimnazjalnym. ;o przyroda też była trudna moim zdaniem, a matma to normalnie cud, miód, kremówki. xD
ok, co do Giovanny to faktycznie, mnie też wkurza, a jak pomyślę o tym co będzie z nią później to mam ochotę zabić bachora XD Maria też mnie denerwuje z tym, że się nią nie zajmuje, no ale... mooże kiedyś coś się zmieni :D
haha, rany, ten Romeo faktycznie jest genialny, chyba umieszczę to zdjęcie w albumie. xD
i dzięęęękuję ci strasznie za te komentarze i w ogóle ♥