2 maja 2015

35. Their magnificence... It don't make sense to you.

 maj, 1975

            Wyglądało na to, że wszystko układało się wyjątkowo idealnie, a wiadomo, że jak jest zbyt pięknie to w końcu zdarzy się coś co odbije się na dotychczasowym życiu ze zdwojoną siłą. Dokładnie ostatniego dnia marca pod budynkiem redakcji zjawiła się mniej więcej setka idiotów ze sztandarami, którzy wykrzykiwali w moim kierunku słowa typu "morderczyni", "suka", "zabójca". Wysiadłam z samochodu i dosłownie oniemiałam, w moją stronę szedł tłum jakiś dzikusów, a ja stałam sama w cienkim, wiosennym płaszczu z kołnierzem zrobionym z futra lisa i brązowych okularach przeciwsłonecznych od Ray Bana. Niemal od razu z budynku wybiegło kilku ochroniarzy i osłonili mnie ciężarem swoich masywnych ciał. Wszystko działo się tak szybko, jeden z mężczyzn poprosił mnie o kluczyki od samochodu mówiąc coś o tym, że jeśli moje nowe cudo nie trafi do garażu to następnym razem ujrzę je na złomie, a reszta kazała mi jak najszybciej iść w stronę drzwi wejściowych, przy których stała już grupka kolejnych facetów w czarnych uniformach.
Prywatna otoczka niewiele zdziałała i przed samym drzwiami w moją stronę poleciało coś ze sztuczną krwią, która wylądowała prosto na płaszczu za kilka tysięcy. 
             - Co to ma kurwa być?! - zapytałam zdezorientowanego Romeo, który czekał na mnie na holu.
               - To obrońcy praw zwierząt, szykuje się niezła burza pani Mario. - odparł przerażony, a jego wiecznie rozbiegane oczka krążyły po całym pomieszczeniu.
Postanowiłam nie marnować ani chwili dłużej i natychmiast zająć się tymi zoofilami. Byłam przyzwyczajona do tego, że moje zamiłowanie do futer nie jest zbyt pozytywnie przyjmowane przez większość ludzi, ale nigdy nie doszło do tego, aby banda krzyczących kretynów urządzała protesty i obrzucała mnie krwią.
Zdjęłam płaszcz i okulary, po czym zaczęłam zmierzać w stronę swojego gabinetu.
               - Zanieś ten płaszcz do pralni i zapytaj się czy da się z tym coś zrobić, za dziesięć minut połącz mnie z moim ojcem, odwołaj spotkanie z Philem i przywieź mi z domu płaszcz... albo nie, przywieź futro, najlepiej cienkie, a później sprawdź gdzie jest samochód i każ komuś odwieźć je do domu. Aha, i powiedz Thomasowi, że zadzwonię do niego jak skończę pracę i ma po mnie podjechać. A jeśli ma inne zobowiązania to każ szoferowi czekać na mnie od osiemnastej. I relacjonuj mi na bieżąco to, co się dzieje, mam nadzieje, że policja szybko wygoni stąd tych ludzi. - powiedziałam niemal jednym tchem, a zaraz później poczułam wyrzuty sumienia, że powiedziałam to tak rzeczowo i formalnie. - Wybacz, Romeo, ale to naprawdę okropny dzień, aż boję się myśleć o tym, że mamy dopiero ranek.
              - Nie ma sprawy, pani Mario, wszystko ogarnę, a jeśli będą komplikacje to poproszę Brigitte o pomoc. - odparł i uśmiechnął się promiennie. - Muszę coś powiedzieć. - dodał i nagle zrzedła mu mina. - Tylko nie wiem jak.
              - Prosto z mostu. Co się stało?
              - Ci obrońcy zwierząt wnieśli pozew do sądu. Jest na moim biurku.
              - Ja pierdole...

* * * 
         - Spokojnie, skarbie, bez paniki, wszystkim się zajmę. - zapewnił mnie tata, gdy tylko powiedziałam mu o tym co mi się przytrafiło. - Za moment dzwonię na lotnisko i rezerwuje najbliższy lot oraz hotel.
             - Jaki hotel? Przecież zamieszkasz z nami...
            - To oczywiste, ale mój asystent musi się gdzieś przespać. Chociaż w sumie to nie warto się nim przejmować. To wieśniak, wystarczy mu karton w Bronksie. - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. - No dobrze, Marie, ja kończę, zadzwonię wieczorem i powiem Ci, kiedy przylatuję. Trzymaj się.
Właśnie w takich momentach dziękowałam Bogu za to, że mój tata był jednym z najlepszych i najbardziej cenionych prawników we Włoszech. Niby zawsze mogłam zwrócić się o pomoc do kogoś, kto był mieszkańcem Stanów, w końcu w Nowym Jorku nie brakowało dobrych adwokatów, ale tacie mogłam w stu procentach zaufać i miałam pewność, że mnie z tego wyciągnie.
Problem został więc zażegnany. Po krótkiej chwili strachu nadeszła pora na całkowite odprężenie się. W końcu nie działo się nic strasznego. Noszenie ubrań pozyskanych dzięki serdeczności zwierząt nie było niczym złym, jeżeli już to Ci nieszczęśni obrońcy mogli zostać ukarani za to, że mnie obrażali oraz uszkodzili rzecz należącą do mnie. Ja nie miałam sobie nic do zarzucenia. Miałam głęboko gdzieś życie zwierząt, nigdy nie było z nich większego pożytku więc przynajmniej przydawały się do tego, aby dobrze wyglądać.
            - Brigitte, mogłabyś zrobić mi kawę? I przy okazji powiadom Phila, że nasze spotkanie jednak jest aktualne.

* * *

    Po dwudziestej przed budynkiem zjawił się Thomas z bukietem czerwonych róż i dwoma wielkimi torbami na zakupy od Gucciego i Versace. W czarnym garniturze i białej koszuli wyglądał olśniewająco. Pocałował mnie na powitanie i wręczył mi kwiaty.
            - Tom, co Ty kombinujesz?
           - Hm, pomyślałem, że skoro Twój ojciec dzwonił i powiedział, że przyleci w poniedziałek po południu, a dzisiaj mamy piątek, co oznacza, że jutro oboje nie musimy iść do pracy to możemy urządzić sobie dwudniowy wypad poza miasto. - zaproponował i zaczął całować mnie po szyi i obojczykach błądząc dłonią po moich udach i talii. - Tak się składa, że w najlepszym bostońskim hotelu zwolnił się pokój, który w dodatku ktoś zarezerwował na moje nazwisko.
           - Jesteś szalony, Tom. - roześmiałam się i przytuliłam bruneta. - A co z Giovanną? I co jest w tych torbach?
          - Giovanna zostanie z Jerry, a w torbach są Twoje nowe ubrania. - odparł z uśmiechem, a ja miałam ochotę żeby zacząć skakać i dziękować Bogu za to, że zesłał mi tak wspaniałego mężczyznę...
           - Wiesz, że Cię kocham?
        - Coś mi się obiło o uszy. To jak, jedziemy? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową i wsiadłam do naszego białego Lamborghini.
Wyjazd poza miasto był zdecydowanie tym, czego potrzebowałam. Myśl o tym, że miałabym wrócić do domu w dziwny sposób mnie przytłaczała i chociaż nie miałam pojęcia co będziemy robić przez dwa dni w tak nieciekawym mieście jak Boston to cieszyłam się z tego wyjazdu jak dziecko... a jeszcze bardziej zachwyciły mnie dwie piękne, nowe suknie z najnowszych kolekcji.
         - No to co chciałabyś robić, skarbie? Na jutro mamy zaplanowaną tylko kolację i koncert więc resztę dnia możesz sama coś wykombinować.
         - Jaki koncert? Jakaś opera? - zapytałam z nadzieją.
       - Haha, nie no, przecież nie zabrałbym Cię w takie miejsce. Tam się aż roi od starych bab z perłach, to będzie coś o wiele lepszego. W dodatku kupiłem bilety z wejściem na backstage.
         - Ee, wspaniale, a co to za zespół? - w duchu modliłam się, aby to było coś pokroju grzecznego The Beatles, a nie jakieś nie wiadomo co od czego boli głowa.
        - Aerosmith, to taki zespół rockowy. Są fenomenalni. -  nie wątpię... - W dodatku w Bostonie czeka na Ciebie jeszcze jedna niespodzianka. - oznajmił, ale widząc mój niezbyt zadowolony wyraz twarzy się przymknął i całą uwagę skupił na prowadzeniu samochodu.
Nie rozumiałam tego, dlaczego każdy tak strasznie naciskał mnie, abym przekonała się do rockowej muzyki. Czy to naprawdę było takie ważne? Miałam odpowiedzialną i czasochłonną pracę, dziecko, narzeczonego, problemy z obrońcami praw zwierząt, a Thomas organizował mi głupie wypady na koncerty, których nie lubiłam. Może gdybyśmy mieli miejsce w strefie VIP to nie byłoby tak źle, ale nieee, on wykupił miejsca pod samą sceną, gdzie zapewne aż roiło się od chorych psychicznie fanek i śmierdzących fanów, którzy za przeproszeniem darli mordy tak głośno, aby wokalista czy jakikolwiek inny członek zespołu ich usłyszał. Tom na serio łudził się, że spodoba mi się taki pomysł? Jeżeli tak to był w wielkim błędzie.
Aha, no tak, nie zapominajmy o tym, że po tym całym gównianym przedstawieniu czekało mnie spotkanie z jakimiś facetami, o których nigdy wcześniej nie słyszałam i którzy zapewne nie szczędzili sobie alkoholu i narkotyków.
           - Jeżeli nie chcesz to nie musisz iść, ale Rosalie zapewne byłaby zawiedziona.
           - Co? Nie mów, że Rosalie jest w Bostonie...
          - Właśnie tak. Sprzedaje tam swoje obrazy jakiemuś facetowi i postanowiła, że skoro jest tak blisko to możemy się spotkać, a tak się złożyło, że akurat jutro Aerosmith ma tam koncert. Niezły zbieg okoliczności, co?
Mój nastrój niemal od razu się polepszył, przestałam myśleć o tym, co miało wydarzyć się za kilkanaście godzin i w pełni skupiłam się na tym, że już niebawem będę mogła spędzić nieco czasu z moją przyjaciółką. Sam na sam, bez setki weselnych gości. Tylko my. I jeszcze Thomas, ale on nie powinien nam przeszkadzać.
           - No widzisz, jak się uśmiechasz to o wiele ładniej wyglądasz, mogłabyś częściej to robić.
           - Rozważę to. 


* * *

          Po głośnym powitaniu, jak przystało na zwariowaną Rose usiadłyśmy na łóżku w jej sypialni i zaczęłyśmy opowiadać sobie o wszystkim, co się zdarzyło. Rosalie i Steven spędzili swój miesiąc miodowy na Korsyce. Według jej opowieści było wspaniale i już planują powtórkę z rozrywki. Ja natomiast opowiedziałam jej nieco o pracy, o mojej sprawie w sądzie, o Giovannie i Thomasie, który planuje nasz ślub. 
          - Okej, Marie, myślę, że czas iść spać, jutro w końcu czeka nas wspaniały dzień! Aerosmith, o matko, nie wierzę, że to się stanie naprawdę! Wiesz jacy z nich przystojniacy? - niewątpliwie... 
Czasami naprawdę jej nie rozumiałam. Pogaduszki o przystojnych rockmenach w wieku trzydziestu lat? Rose, powinnaś z tego wyrosnąć.
       
      W środku nocy udało mi się wymknąć do pokoju Thomasa, w końcu to on mnie tu zabrał, nie mogłam spędzić nocy w pokoju przyjaciółki...

         Obudziliśmy się następnego dnia około dziewiątej (!) rano. Wraz z Tomem w miarę szybko (jak na jedną dostępną łazienkę) się naszykowaliśmy i uprzednio sprawdzając czy Rosalie nadal śpi wyszliśmy na miasto. Boston jakoś nigdy mnie nie olśniewał, zwykła mieścina, sklepów też nie było tam wyjątkowo prestiżowych, ale mimo to udało mi się kupić dwie pary szpilek i uroczą sukienkę dla Giovanny.

       - Jezu Chryste, gdzie wy byliście, co? Trzeba było jakąś kartkę zostawić, a nie... myślałam, że Was kosmici porwali. - powitała nas Rose, gdy tylko zjawiliśmy się przed drzwiami do naszego pokoju.
       - Myślałam, że będziesz spać do czternastej.
      - W taki dzień? Kobieto, ja już od godziny jestem na nogach! Przed koncertem musimy iść jeszcze do apteki po coś na uspokojenie, bo bez tego to chyba zejdę na zawał.

* * *

      Mijała druga godzina od czasu, gdy pożegnałam się z Rose i Thomasem. Byłam pewna, że będą się świetnie bawić. Ja naprawdę nie mogłam pójść na taki koncert, nie nadawałam się do czegoś takiego. Dla mnie lepszą rozrywką była chociażby praca, a nie stanie pośród tysięcy obcych ludzi i oglądanie zespołu, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. 
Zasmucało mnie tylko to, że zamiast spędzać romantyczny weekend z mężem to ja siedzę w kawiarni przy kawie i kawałku ciasta. Moje relacje z rodziną od dłuższego czasu prezentowały się niezbyt dobrze, powiedziałabym, że wręcz źle. Z Tomem spędzałam mało czasu, nie wspominając o Giovannie, praca pochłonęła mnie na dobre, ale tak ją pokochałam, że nie wyobrażałam sobie zrezygnowania z niej na rzecz osób, które kochałam. Nareszcie znalazłam coś, co naprawdę sprawiało mi przyjemność i czułam satysfakcję z możliwości wykonywania tego, głupotą byłoby zmarnowanie tego.

     Przed dwudziestą byłam już w taksówce, która miała mnie podwieźć prosto pod miejsce, w którym wszystko się odbywało. Na koncert, owszem, nie poszłam, ale Rosalie namówiła mnie na pójście wraz z nią na backstage,  nie potrafiłam jej odmówić, poza tym ktoś musiał jej pilnować. Co by było, gdyby zdradziła swojego męża? 
     
      Ostatecznie wyglądało to tak, że siedziałam na fotelu tuż obok Rose, człowieka, który chyba pominął pewien etap ewolucji, bo wyglądał jak małpa oraz wysokiego blondyna, który ciągle się na mnie patrzał. Nie żebym się czepiała, ale ile można?! 
      - No i właśnie wtedy pierwszy raz Was usłyszałam. Przy Was to nawet Beatelsi wymiękają, jesteście po prostu genialni. - Rose...
Po  tym jak długowłosa małpka powiedziała mi, że jestem ładna stwierdziłam, że nadszedł czas na to, aby opuścić to przeklęte miejsce.  Powiedziałam, że muszę iść do toalety, a tak naprawdę skierowałam się do barku, gdzie po trzecim kieliszku wina dosiadł się do mnie wcześniej wspomniany blondyn o imieniu TOM, z którym to kontynuowałam mój wieczorek z alkoholem w roli głównej...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

czuję, że Maria zginie po tym rozdziale xD

2 komentarze:

  1. Przed chwilą przeczytałam Twój rozdział, po czym wraz z mym prywatnym Stallone'm zaczęliśmy tańczyć do Circle of Life Eltona Johna. Wiesz, że psy to świetni tancerze? XDD Aktualnie Rocky marudzi mi, że on chce na biurko, pochodzić, wypić MOJE mleczko z kubka i takie tam. I się patrzy. Dam mu to mleko, czekaj, Zuzka. Muszę mu kubek potrzymać, więc wiesz... XDDD Wypił. A kręci się ciągle i skacze na mnie. Na kolana chce. XDD W tym domu to w ogóle żadnej dyscypliny dla nie go nie ma. No kompletnie. XDDD Taaa... Wsadziłam go. Chce tu wchodzić, bo zawsze mam coś słodkiego albo mleko. XDDDD On jest wiecznym niemowlakiem, kurde. I przewraca ten kubek, i przewraca, bo on chce jeszcze! Całe szczęście już wskoczył mi na ramię... XDDDDD KONIEC. WYWALAM GO.
    Po tym wstępie mogę przejść do głównego tematu tego komentarza, czyli rozdziału. Rozgadałam się o Rocky'm nie tylko dlatego, że jego życie jest BARDZO ciekawe, ale dlatego, że tematem przewodnim rozdziału są zwierzęta (ta małpa, co taka niedorozwinięta chodzi też). Zacznijmy od tego, że Maria nie zginie, bo nie będę jej wyzywać (zbytnio), a jedyne co powiem to to, że nie jest źle. No bo to tylko futra. Nie, żebym była za robieniem takich rzeczy, no, ale to Maria, u niej to normalne i już się przyzwyczaiłam, ze robi rzeczy, które niekoniecznie mi się podobają. Dlatego też nie powiem nic obrażającego jej osobę, przyzwyczaiłam się do niej. Nie lubię jej, ale chciałabym taką osobę jak ona poznać. Miałabym z kim się kłócić. XDD Lecz pozwolę sobie pójść dalej - Związek Marii i Toma.
    Lubię ich razem. Nie wiem czy to dlatego, że przyzwyczaiłam się do zachowań Marii, czy ona się jakoś zmieniła, ale lubię ją razem z Tomem. Na początku denerwowała mnie bardziej, ale z czasem... Długo już istnieje taka Marycha, więc dziwnie rzeczy mają miejsce, na przykład ja ją akceptuję. XD No, ale w ich związku jest jeszcze jedna osoba - Giovanna. Jeszcze mnie nie denerwuje, bo jak? Ja tam nie wiem jaka będzie, ale raczej będę ją lubić. Po tym, co przeżyłam z Marią, to Vianna będzie łatwizną... XDDD Nawet jeśli wrodzi się po matce, to trudno. LUBIĘ GIOVANNĘ, A JEŚLI KIEDYŚ PRZESTANĘ TO PROSZĘ O POKAZANIE MI TEGO KOMENTARZA. Będę miała udowodnione, że kiedyś ją lubiłam i ze przysięgałam (właśnie przysięgam) iż nigdy nie przestanę. No. Skoro mamy przysięgę to idziemy dalej. XD
    W następnej kolejności mamy koncert Aerosmith, których tak kocha Rosalie. Ja nie wiem, co się dzieje, ale coraz bardziej w Rose widzę siebie. XDDD Poza tym, co jest dziwnego w tym, że w wieku trzydziestu lat wzdycha się do członków zespołów rockowych? No nic. XD I tak sobie czytam, i myślę, że Maria to ma powodzenie u mężczyzn imieniem Tom. No, a nie? Thomas, a teraz Tom numer dwa. No coś w tym jest...
    ALE! Niedorozwinięta małpa stwierdziła, że Maria jest ładna! Niedopuszczalne! Czuję się zazdrosna. Steven, spisz na podłodze obok Chucka! W końcu Chuck Norris to twardy mężczyzna, może spać na podłodze i nie marudzi... XDD Ale Steven to co innego! On tam chodzi za karę. XDDDD Bo to taki luksusowy chłopak. XD
    No cóż, Zuziu, kończę i wraz z tym końcem chciałabym Cię przeprosić (i Ryszarda też) za to, że nie pojawiłam się pod ostatnim jak i przedostatnim rozdziałem, choć obiecałam. ;____; Przepraszam. ;____;
    Przy następnym raczej będę. ;____;
    Papa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybywam! Znowu opóźniona!
    Na początek...
    zginie? Oszalałaś?! BO TO RAZ! BĘDĘ JĄ TORTUROWAĆ I ZABIJAĆ POWOLI, AAA!
    ONA MA SZANSE BYĆ NA KONCERCIE AEROSMITH
    I JESZCZE NARZEKA
    JAKO JEDNA Z NIEWIELU MA SZANSĘ SPOTKAĆ SIĘ Z CHŁOPAKAMI
    ZE STEVENEM
    TOMEM, JOEYEM, BRADEM
    I JOE MOIM UKOCHANYM (IZZY, NIE MARTW SIĘ, CIEBIE NIKT NIE PRZEBIJE :* )
    I JEJ NIE PASUJE, BO FANI I ŻE MA SPOTKAĆ SIĘ Z AEROSMITH JEJ NIE PASUJE! KURWA! I JESZCZE BIERZE ICH Z GÓRY, ŻE ĆPAJĄ I PIJĄ (WIADOMO, ŻE TO ROBILI, ALE NIE OCENIA SIĘ Z GÓRY, KURWA)
    JA JAKBYM MIAŁA SZANSĘ SPOTKAĆ SIĘ Z AEROSMITHAMI, Z PERRYM, TO BYM CHYBA ZAWAŁU SPOWODOWANEGO RADOSNYM ORGAZMEM DOSTAŁA!!
    NO BO...KURWA PERRY, TYLER- TOXIC TWINS...NO KURWA, NO!
    JA ZNALAZŁAM KAŁACHA W PIWNICY, WIĘC STRZEŻ SIĘ MARIEEE!!!!
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
    Ja myślałam, że oni na nią wołają "morderczyni" ze względu na Jima Morrisona, o którym chyba (skreślenie "chyba") PEWNIE ZAPOMNIAŁA! OSTATNIO W OGÓLE NIE WSPOMINA O JIMIE!
    A tam, jak się obnosi w szalu z lisa i płaszczu na który bezsensownie wydała kilka tysięcy (ZA TYLE TO MOŻNA KURWA BILETY NA KONCERT KUPIĆ LUB KILKA GITAR GIBSONA), to ja się nie dziwię. I JESZCZE PODLE TRAKTUJE ZWIERZĘTA! I MÓWI ŻE NIE MA Z NICH POŻYTKU! EGOISTYCZNA, WREDNA SUKA, PIERDOLONA.
    Kolejny powód do oburzenia:
    BIAŁE? BIAŁE LAMBORGHINI?BIALE LAMBO JEST CHUJOWE! CZARNE I FIOLETOWE THE BEST!
    BIAŁE JEST CHUJOWE, BIAŁE JEST CHUJOWE!
    A DZIECKIEM TO W OGÓLE SIĘ NIE INTERESUJE! KURWA!
    JA PIERDOLE, ONA SERIO CHCIAŁA IŚĆ DO OPERY?! KURWA, ONA JEST JEBNIĘTA, JA PIERDOLE! DO OPERY?!
    CZEMU NIE OPISAŁAŚ KONCERTU, ZŁA KOBIETO?!
    NO JA WIEM, ŻE TYLER WYGLĄDA NIECO JAK MAŁPA, ALE TO NIE POWÓD, ŻEBY TO WYOLBRZYMIAĆ!!!
    TYLER POWIEDZIAŁ, ŻE JEST PIĘKNA? :O OJ, BIEDAKU
    EHH, HAMILTON SIĘ NA NIĄ PATRZAŁ?UUU GRUBO, BO JEŚLI SAM TOM HAMILTON ZWRÓCIŁ NA NIĄ UWAGĘ...BIEDAK. JUŻ MI GO ŻAL.
    TAK, TAK, ZDRADŹ TOMA Z TOMEM! HEHEHEHEHEHEHEEHEHEH
    ZŁA KOBIETO, CZEMU NIE NAPISALAŚ O PERRYM. AAA ROZUMIEM, PERRY JEST BEZ SKAZY I NIE CHCIAŁAŚ GO SKAZYWAĆ NA OCZY MARIE I NA JEJ MARUDZENIE I NIE CHCIAŁAŚ, ŻEBY BYŁ BIEDNY PRZEZ NIĄ.
    AAAAAA!
    KOJARZYSZ POCZĄTEK "BAD THE BONE" ZZ TOP? WŁAŚNIE TO INTRO BĘDZIE LECIAŁO, GDY BĘDĘ ZMIERZAĆ ZABIĆ MARIE, CZYLI JUŻ TAK NIEDŁUGO POWINNAŚ JE USŁYSZEĆ.
    A wygląd zajebisty. :*

    OdpowiedzUsuń