Po licznych rozmowach z Thomasem, Mickiem, Rosalie, Bianką i rodzicami doszłam do wniosku, że posłanie Giovanny do przedszkola może okazać się nie najgorszym pomysłem. Romeo wyszukał kilka najlepszych takich miejsc w Nowym Jorku, a po przeprowadzeniu rozmowy z dyrektorami zdecydowałam się na - moim zdaniem - najlepsze przedszkole ze wszystkich. Miesięcznie musiałam za nie płacić ponad tysiąc dolarów, ale było ono warte absolutnie każdej ceny. W każdym pomieszczeniu były kamery, każde miejsce było zdezynfekowane, czyste, opiekunowie mieli ogromne doświadczenie, a oprócz tego co miesiąc miałam dostawać szczegółowe relacje z tego, co robi Giovanna, z kim się bawi i jak się zachowuje.
Jedynym minusem było to, że każdego dnia ja, Tom lub Jerry musieliśmy przejeżdżać przez pół miasta, bo przedszkole znajdowało się na obrzeżach Nowego Jorku... ale czego się nie robi dla dobra dziecka?
- Pani Mario, przyniosłem kawę i okulary, o które pani prosiła. - oznajmił Romeo, kładąc pięknie pachnące latte tuż obok okularów przeciwsłonecznych od Versace.
- O, dziękuję. Przepraszam Cię, że musiałeś tłuc się po nie taki kawał drogi, ale mamy dzisiaj sesję w plenerze, a moje oczy mogłyby nie znieść tego słońca...
- Nie ma sprawy, zawsze do usług. - odparł z uśmiechem mój asystent.
- No dobrze, to zbieraj się, za pięć minut wychodzimy. - oznajmiłam.
- To ja jadę z panią? - zapytał z... przerażeniem?
- Hm, tak, a co?
- Co... ja... nie, nic, tylko, że dzisiaj moja mama ma urodziny i obiecałem tacie, że przyjdę na takie małe przyjęcie u nich w domu. - wytłumaczył z wyraźnym zakłopotaniem.
- To w takim razie leć do rodziców, a ja wezmę ze sobą Brigitte. - powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam pić moje latte.
- Ooo dziękuję! - rozpromienił się i chciał wychodzić, ale w połowie kroku się zawahał i wrócił z powrotem. - Tylko, że Brigitte nie ma dzisiaj w pracy. - dodał.
- Jak to nie ma jej w pracy? Przecież jest jedenasta rano w poniedziałek, co się z nią dzieje?
- Nie mam pojęcia... już do niej dzwonię.
- Nie, ja z nią porozmawiam. Połącz mnie z nią.
Romeo wyszedł z mojego pokoju, a ja odłożyłam kawę na biurko i czekałam na to, aż usłyszę słowa wyjaśnienia od mojej niekompetentnej asystentki.
Po chwili usłyszałam zaspany głos, mówiący "czego kurwa?"... tego było za wiele.
- Przepraszam bardzo, że przeszkadzam, ale czy mogę wiedzieć dlaczego nie ma Cię w pracy? Wydaję mi się, że od trzech godzin powinnaś siedzieć przy swoim biurku. - powiedziałam chłodno, a Brigitte zaczęła się bardzo namiętnie tłumaczyć, przepraszać i prosić o to, aby uszło jej to płazem. - Możesz sobie zrobić wolne, kochana. Właściwie to nie musisz w ogóle tutaj przychodzić, żegnam. - mruknęłam i odłożyłam słuchawkę.
Dopiłam kawę, wzięłam torbę z szafy, po czym podeszłam do biurka Romeo, życzyłam mu miłego dnia i kazałam znaleźć kogoś innego na miejsce tej idiotki. To było dla mnie niepojęte, jak w ogóle można było zaspać do pracy i na domiar złego powitać swoją pracodawczynię takimi słowami? Nawet gdyby nie powiedziała tego do mnie, tylko do kogoś innego, kto akurat chciałby się z nią skontaktować to i tak świadczyłoby to o jej znikomej wiedzy dotyczącej dobrego wychowania i kultury.
Czy ja aż tak wiele żądałam od swoich pracowników? Czy punktualność, czuwanie nad moim harmonogramem i przynoszenie kawy to aż tak wiele? Czy to taki natłok obowiązków w porównaniu z tym jak dużą pensję dostawali co miesiąc? Nie sądzę.
Ale nie było już czasu, aby o tym myśleć. Po nużącej podróży przez cały Manhattan z szoferem, który nucił pod nosem jakieś utwory disco czy inny chłam nadeszła pora na "uroczą" sesyjkę nad jeziorkiem.
Gdy zobaczyłam niezbyt urodziwą modelkę klejącą się do przystojnego blondyna sprowadzonego prosto z Paryża miałam ochotę zwrócić wszystko co zjadłam rano. To było ohydne, przesłodzone i kiczowate. Przynajmniej miałam nauczkę. Nigdy więcej proszenia o cokolwiek ludzi z działu okładkowego i organizowanie tego bez wcześniejszego ustalenia i omówienia wszystkiego.
- Czy to żart? Czy my jesteśmy jakimś chujowym magazynem o zakochanych parkach dla nastolatek? - zapytałam Alexandra i wymownie spojrzałam na obrazek obok nas.
- Nie wiem o co chodzi, pani Mario. Przecież wszystko skonsultowałem z Brigitte, mówiła, że pomysł jest w porządku i na pewno przypadnie pani do gustu. - odparł spokojnie i poprawił swoją obcisłą, różową marynarkę.
- Po pierwsze to następnym razem wszystko omawiaj ze mną, a nie z moimi asystentami, po drugie zatrudnij do tej sesji modelkę, na której widok nikt nie dostanie odruchu wymiotnego, ta jest przerażająco brzydka. Masz piętnaście minut. - powiedziałam tak chłodno, że na moment zrobiło mi się żal Alexa. Właściwie to zrobiło mi się żal każdego, kto koło mnie przebywał. Z niewiadomych przyczyn mój humor tak się pogorszył, że straciłam ochotę na cokolwiek i nagle wszystko zaczęło mnie irytować. Rzadko kiedy coś takiego się zdarzało, raczej nie cierpiałam na niespodziewane zmiany nastroju... ale każdy może mieć gorszy dzień.
- Co się dzieje, Mario? Alex chodzi nabuzowany jak nigdy wcześniej i ciągle przeklina. - gdy siedziałam na ławce nieopodal jeziorka podszedł do mnie Raphael z miną zwiastującą skrajne zdenerwowanie i zdezorientowanie.
- Nic się nie dzieje, Raph. Alex po prostu nie umie zorganizować sesji. Widziałeś to, co przed chwilą się tutaj działo? Istna porażka, szkoda, że to brzydactwo nie zgwałciło naszego modela na oczach wszystkich.
- No tak, sam miałem wrażenie, że wygląda to dziwnie, ale pomyślałem, że później będzie lepiej.
- Nie rozmawiajmy już o tym. Mam dosyć tej sesji, a na dobrą sprawę nawet jej nie zaczęliśmy. Mam tylko nadzieje, że Alex szybko kogoś znajdzie. Przed szesnastą przyjeżdża Mick, a jeśli do tej pory nie zjawię się w domu to razem z Thomasem się pozabijają.
- Aż tak się nie lubią?
- Można tak powiedzieć... gdy spotykają się w szerszym gronie to jest w miarę dobrze, są dla siebie sztucznie mili, ale gdy rozmawiam z każdym z osobna to robią wszystko, aby tylko pośmiać się i obrazić tego drugiego. Nie wiem skąd u nich taka dziecinność, szczególnie u Tom'a, Mick na dobrą sprawę ma debilizm w naturze. - powiedziałam z uśmiechem.
- Też jakoś nie lubię gościa. Kiedyś spotkaliśmy się na imprezie Warhola, czy kogoś tam... miałem wrażenie, że się do mnie przystawiał. - mruknął z zawstydzeniem i wręcz obrzydzeniem, a ja głośno się zaśmiałam, po czym poprawiłam okulary.
- On się do każdego przystawia, uwierz mi. Kiedyś nawet zagadywał moją gosposię, a jego żona podejrzewa go o romans z nianią ich córki. On nie ma hamulców.
- Tak to już jest z tymi rockmenami, myślą, że wszystko im wolno. - westchnął Raph. - O, Alex idzie. - dodał, oglądając się za siebie.
Alexander oznajmił mi, że zatrudnił aż osiem modelek, abym miała w czym wybierać. Miały pojawić się za trzydzieści minut... przez ten czas kontynuowałam moją pogawędkę z Raphaelem, tym razem o Larrym i o tym, że pismo zupełnie go nie obchodzi. Z jednej strony podobało mi się to, że mam wolną rękę i mogę robić z Fragility to, co chcę bez konieczności naradzania się z kimkolwiek, a z drugiej denerwowało mnie to, że ten kretyn dostaje kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie za to, że nic nie robi. Ja bardziej zasługiwałam na te pieniądze, ale nie miałam jeszcze pomysłu na to, jak pozbawić Hoffmana wszelkich udziałów w gazecie.
Po piętnastej na planie zjawiły się długo wyczekiwane, tym razem urodziwe dziewczęta, z których wybrałam jedną, najlepszą moim zdaniem kandydatkę, czyli farbowaną blondynkę o ostrych rysach twarzy i ciemnych oczach, które i tak zostały przyćmione przez niemożliwie długie i zgrabne nogi.
Claudia, bo tak miała na imię pozowała wprost wyśmienicie. Miałam wrażenie, że siedzi w mojej głowie i doskonale wie, czego wymagam od tego zdjęcia. Była istnym objawieniem, a ja już zaplanowałam, że muszę sprawić, aby było o niej głośniej.
Zdjęcia były gotowe po niecałych trzydziestu minutach pracy. Pożegnałam się ze wszystkimi, a następnie wróciłam do domu, z tym samym, nucącym pod nosem szoferem. Jerry jak zawsze zamiatała kurz z każdego możliwego miejsca, Vianna bawiła się lalkami, a Thomas czytał gazetę.
Szybko się przebrałam, zmyłam makijaż, związałam włosy i powróciłam do wyglądu "po pracy", czyli coś a' la kura domowa.
- Jak Ci minął dzień? - zapytał Tom, gdy usiadłam obok niego.
- Bardzo dobrze. To było jedna z najlepszych sesji... a poza tym zwolniłam asystentkę. - odpowiedziałam, ale mój mąż najwyraźniej uznał, że tyle informacji mu starczy i wrócił do przeglądania pisma o samochodach. Boże, to było tak idiotyczne. Coraz częściej miałam wrażenie, że w dniu ślubu zatopiłam się w istnym bagnie. Czy naprawdę sama wybrałam sobie takie życie? Czy już zawsze miałam wracać z pracy, zamieniać z mężem dwa zdania, a później siedzieć obok niego na kanapie przez cały dzień, zachowując się tak, jakbyśmy w ogóle się nie znali?
Miałam ogromną nadzieję na to, że niebawem dojdzie do jakiegoś przełomu w tej kwestii i Thomas zacznie mnie zaskakiwać...
... tymczasem musiałam uporać się z wizytą Jaggera, który siedział u nas aż do drugiej w nocy. Ciekawe jakim cudem wstałam rano do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz